poniedziałek, 2 stycznia 2017

Prawie rozdział..

Obudził mnie cichy dźwięk szurania. Czujnie otworzyłam oczy i zbadałam otoczenie. Okazało się że to Ischyrion poruszył się na swoim miejscu. Usłyszałam jego głęboki wdech a późnej już ciche, równomierne oddechy.
Było jeszcze ciemno, ale czułam, że już nie zasnę. Ischyrion był za blisko. Jeden pokój i zaledwie parę metrów nas dzielących. Nie potrafiłam zaakceptować drugiego człowieka w tak małej odległości. Pomijając że kiedy śpimy jesteśmy bezbronni to ostatnimi czasy spałam w jednym domu z Lynette ale ona bardziej bała się mnie niż ja jej. Chociaż nie, ona się nie bała. Zaufała mi prawie od razu i przez to ja również nie mogłam być zbyt długo podejrzliwa.
Wstałam najciszej jak umiem, i na palcach wyszłam z domu. Do świtu zostało jeszcze trochę czasu, więc usiadłam na krańcu wzgórza na którym stał dom.
Wspomnienie Lynette wywołało u mnie falę nostalgii. Gdzie ona jest? Co teraz robi? Czy mnie szuka? Czy żyje? Te pytania wciąż obijały się w mojej głowie. Ta dziewczyna była dziwna, ale czułam że potrzebuje mojej pomocy. Za bardzo ufała ludziom i była lekkomyślna. Zresztą, to ja również potrzebowałam jej. Tak naprawdę to ona przypomniała mi jak to jest być człowiekiem, jak to jest mieć uczucia. Przed tym jak się pojawiła byłam maszyną. Wykonywałam co jakiś czas zlecenia, i polowałam żeby przeżyć i odpocząć. No a Lynette trochę zaburzyła ten plan.
Na chwilę wpadłam na pomysł, że po misji pójdę jej poszukać i będzie jak wcześniej. Szybko jednak wyparłam tę myśl. Jeżeli w ogóle przeżyję moją "rezygnację" to będę musiała ukrywać się całe życie.
Chłodny powiew wiatru zawiał mi włosy na twarz. Odgarnęłam je ręką i westchnęłam cicho.
Potem zaczęłam rozmyślać jak miałoby wyglądać moje życie po skończeniu ze zleceniami. Czy bym wyjechała daleko stąd? Może nawet na inny kontynent. A może zanim bym się zdążyła ruszyć pozbędą się mnie jak każdego kto stanie na ich drodze.
Cały czas myśl że mogliby mnie zabić, jakoś nie wydawała się rzeczywista. Od kiedy skończyłam piętnaście lat byli dla mnie rodziną. Wychowywałam się tam i pomagałam im. To był rodzinny biznes i jak miałabym ich zdradzić, tyle dla mnie zrobili, ale też jak oni mogliby mnie zamordować skoro nie raz ratowali moje życie. Jeśli ucieknę i będę musiała zabić jednego ze swoich, czy dam radę? Jednak z dnia na dzień uświadamiałam sobie że akurat co do ich bezwzględności nie powinnam mieć obaw. Więc i ja nie powinnam się wahać.
Cichy szmer zwrócił moją uwagę. Szybko odwróciłam się i skoczyłam na nogi w gotowości. Okazało się, że pięć metrów ode mnie stał Ischyrion. Wyraz jego twarzy był nieodgadniony, a wiatr rozwiewał jego orzechowe włosy, które mieniły się w pierwszych promieniach wstającego słońca.
Mierzyliśmy się długo wzrokiem, aż w końcu on rzekł:
- Już świt, ruszamy
Potem odwrócił się i odszedł.
Nie spodobał mi się jego władczy ton, ale nie sprzeciwiając się poszłam za nim.
Był już ubrany i polecił mi zrobić to samo gdy on będzie siodłać konie.
Nadal się zastanawiałam jak by tu uniknąć jeżdżenia konno, ale nic nie przychodziło mi do głowy, a od ruszenia w drogę dzieliły mnie minuty.
No trudno, dam radę-pomyślałam
Teraz tylko usilnie próbowałam przypomnieć sobie, kiedy tak właściwie ostatnio byłam na koniu... To było jakieś trzy lata temu? Na tej wyprawie, kiedy wdałam się w pościg za moją ofiarą. I nie skończyło się to dla mnie dobrze. Ogólnie koń zobaczył jaszczurkę, stanął dęba i pogalopował wywalając mnie w środek ciernistych chaszczy. A było to wszystko gdzieś na pustynnym terenie i o mało nie zginęłam z pragnienia.
Stanęłam przed istotą rodem z hadesu, ale zachowałam zimną krew i chwiejnym ruchem wsiadłam na konia.
Iscyrion pewnie wskoczył na swojego ogiera i zmusił go do galopu. Zawturowałam mu a gdy chwilę później się obejrzałam, mały dom z gospodarstwem był w oddali
- Kierujemy się na wschód- usłyszałam donośny głos z oddali

Jechaliśmy obok siebie w prawie całkowitym milczeniu. Dochodziłam do wniosku że konie nie są najgorsze, szczególnie kiedy wolno jadą. Jednak w tym momencie zaczęło lać jak z cebra, i musieliśmy znowu przyśpieszyć. Rozmokła ziemia stała się śliskim błotem na którym nawet konie nie mogły stabilnie jechać. Wtem przed nami przebiegło inne ratujące się przed deszczem zwierze, jakiś mały kojot. Ale mój czworo-kopytny towarzysz tak się przestraszył że zaczął uciekać. Próbowałam go zatrzymać na wszelkie znane mi sposoby. Za sobą słyszałam głośne krzyki Ischyriona. Koń niczego nie słuchał i gnał dalej. Pociągnęłam go jak najmocniej się da i wykrzyczałam żeby stanął. Momentalnie zwierzę stanęło. Już chciałam świętować swój triumf gdy stanął dęba, zrzucił mnie w błoto i od galopował. Świetnie, powtórka z rozrywki. Nawet nie zdążyłam naprzeklinać na konie z wściekłości, bo usłyszałam zeskakującego z konia Ischyriona. Który na pewno postanowił całą winę zrzucić na mnie. Nie przeczę, może coś źle zrobiłam. Ale nie potrafię "posługiwać" się końmi, i on doskonale o tym wiedział. Zanim się odezwał zobaczyłam jego piorunujący wzrok. Wstałam i o mało znów nie wpadłam w błoto. Wokół było mokradła po kostki i pełno wody. Strząsnęłam z siebie trochę mazi, bezsilnie spoglądając na swoje ciało. Już przygotowałam się na krzyki Ischyriona, ale usłyszałam jego śmiech. Patrzył na mnie i wręcz pokładał się ze śmiechu.
-Co cię tak bawi?!- spytałam, myląc że zaraz wbuchnę
-Chyba jeszcze nigdy nie widziałem tak nieporadnego jeźdźca- odpowiedział drwiąco
- Pada deszcz, uciekł nam jeden koń, jestem cała w błocie, jedzenie nam przemokło, do miasta jescze daleko. A ty się śmiejesz?!- powiedziałam z niedowierzaniem
- A co mi zostało w tej sytuacji- odpowiedział lekko
Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Iscyrion nagle zaczął udawać lekkoducha
Spojrzałam na niego nie wiedząc już co powiedzieć. opuściłam ręce i doczłapałam się do drugiego konia. Może to głupie, ale chlapnęłam na Ischyriona błotem i wskoczyłam na ogiera.
-Skoro nic ci nie przeszkadza to możesz iść na pieszo- powiedziałam, spoglądając na niego z góry
Jego zrzedły uśmiech który wtedy zobaczyłam i skonsternowanie, wprawił mnie w takie rozbawienie że sama zaczęłam się śmiać. Zastanawiałam się czy za oblewanie błotem się nie obrazi, ale w tamtej chwil nie obchodziło mnie to za bardzo. Ischyrion otrząsnął się i spojrzał na mnie już znacznie mniej wesoło, następnie oznajmił wskakując do mnie na konia
- W takim razie będziemy razem jechać
Skrzywiłam się czując jego ciało za sobą. Złapał za wodze i przysunął się bliżej żeby mieć dostęp do konia.
A myślałam, że bycie błotnym człowiekiem to złe uczucie

--------------------------------------------------------------
Ten rozdział miał się na blogu w ogóle nie pojawić ale skoro już będę pisała o nudnych rzeczach to może ktoś to przeczyta, a poza tym, po co marnować swoją prace? ;-)
No to tak... Blog nie funkcjonuje już od dłuższego czasu. Wspólnie z Z. uznałyśmy że niektóre rozdziały(o ile nie cała historia) jest nieporozumieniem we wszechświecie. Widzimy tę niespójność i ogrom wszelakich błędów. Od czasu założenia bloga minęło trochę czasu i nasze zapatrywanie się na tę historie diametralnie się zmieniło.Trochę dojrzałyśmy(mam taką nadzieję :-)), co poniektóre rzeczy otworzyły nam oczy i poprowadziłybyśmy całą sprawę inaczej. Jeszcze nie jest pewne co zrobimy ale to nie będzie wyglądało tak jak teraz. Mam w głowie parę alternatyw typu: Zrobić z dotychczasowej części bloga jedynie zakładkę i poprowadzić opowiadanie od nowa ze zmienionymi niektórymi losami bohaterów bądź skasujemy bloga vel napisze sobie własny fanfiction Trylogii Czarnego Maga ;-D

Pomyślnego fatum...


Z. i M.

piątek, 24 czerwca 2016

Rozdział XXVI Bardzo niechciany towarzysz...

Ze wściekłości trzasnęłam drzwiami mojego małego pokoju.
-Co on sobie w ogóle myśli?!- syknęłam oburzona
Rzuciłam torbę na łóżko i z impetem usiadłam na nim. Oparłam łokcie na kolanach i schowałam twarz w dłoniach, nakazując sobie spokój w duchu. Tak nic nie zdziałam, muszę być czujna i opanowana. Ale gdy tylko wróciłam myślami do spotkania z Ischyrionem, zacisnęłam zęby z frustracji. Położyłam się na łóżku i odtworzyłam w myślach plan tego człowieka.
 Najpierw mieliśmy się dostać do Selinut. Potem on załatwia nam transport i rejestruje na statku jako wędrownych kupców (a raczej kupca i jego syna). Po dopłynięciu na Sycylię kontaktuje się ze swoimi ludźmi, którzy podają aktualne miejsce pobytu naszego celu. Niezauważeni wmieszamy się w tłum i jako służba, bądź ktoś równie nieistotny dostajemy się w jego pobliże. Następnie Ischyrion pod osłoną nocy, cicho i precyzyjnie morduje ofiarę a potem udaje się w miejsce, gdzie ja czekam na niego z bagażami. Wypływamy w morze małą łódką (oczywiście załatwioną przez niego) i zanim ktoś w ogóle zobaczy co się stało, będziemy już daleko. Całe rozpętane piekło i postrach, zatuszuje naszą nic nie znaczącą ucieczkę. Ischyrion nie zostawi żadnych śladów, więc nikt nigdy nie dowie się kto stoi za morderstwem, a ja jako grzeczna dziewczynka mam potakiwać nie zwracać na siebie uwagi nosić bagaże i wykonywać rozkazy.
Gdy tylko usłyszałam ten absurdalny plan, prawie trzęsłam się ze złości. Zrobiłam dobrą minę do złej gry i akceptując jego pomysł(jakbym miała coś do gadania...) oznajmiłam że idę odpocząć. Po jeszcze jednym skrytykowaniu mojego poprzedniego postępowania łaskawie pozwolił mi odejść.
Ledwo powstrzymałam się przed rzuceniem jakiejś kąśliwej uwagi i trzaśnięciem drzwiami. Nie mogłam pokazywać złości i oburzenia bo albo wygryzłby mnie z tej misji jako "nieposłuszną i nieopanowaną" lub oskarżył o sabotowanie. Był wyżej rangą i na dobrą sprawę mógł zrobić cokolwiek, żeby się mnie pozbyć.
 Mimo to nie miałam zamiaru wykonywać tego zadania według jego planu. Miałam swój własny plan i swoją własną taktykę.
Wstałam i ochlapałam twarz wodą.
Teraz muszę odpocząć, jutro ruszamy w drogę.
...........................................................
KONIEC ROZDZIAŁU!!!
HE he żartowałam(Mima)
(Tak wiem baaaaardzo zabawne...)
......
RANO
Spakowana szłam w umówione miejsce spotkania z Ischyrionem. Całą drogę mówiłam sobie żeby być jak najspokojniejsza i uległa -ale tak żeby nie przegiąć, nie mogę zdradzić mu swoim zachowaniem że robię coś za jego plecami.
Gdy doszłam do centrum miasta, bardziej nałożyłam na siebie płaszcz. Wmieszałam się w tłum kręcących się wokół ludzi i zaczęłam szukać wzrokiem mojego "wspólnika". Nagle ktoś dotknął mojego ramienia i obróciłam się, z upokorzeniem spoglądając w zimne oczy, zła że znów dałam się zaskoczyć przez tego człowieka.
- Już wszystko ustawione, zaraz ruszamy- powiedział i naciągnął kaptur na moją głowę, tak aby bardziej zakrywał moją twarz.
Nie było nic delikatnego, ani tym bardziej romantycznego w tym geście. Ot tak zrobił to po prostu rzeczowo, w końcu nikt miał nie rozpoznać we mnie kobiety. Jednak mimowolnie wzdrygnęłam się na ten dotyk, kiedyś gdy byłam nastolatką która trafiła do tej organizacji zadurzyłam się w nim, to było jakieś sześć lat temu, z tych uczuć nic nie zostało, ale nie potrafiłam znieść jak ktoś mnie poprawiał a tym bardziej on.
Cofnęłam się o mały krok i sama poprawiłam kaptur po swojemu. On tylko uniósł lekko brew, chyba nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Idziemy- rzucił, lekceważąco się odwracając
Nic nie mówiąc podążyłam za nim.
-Udamy się najpierw po trochę zapasów a następnie skierujemy się na północ, do mojego przyjaciela który zna najkrótszą drogę do Selinut i ostrzeże nas przed niebezpieczeństwami- wyjaśnił
-Czeka nas długa droga- zerknął przez ramię
-Bez obaw, sama udawałam się już w równie długie podróże- starałam się lekko odpowiedzieć ale wyszło dosyć ironicznie
Nie odezwał się na to, ani na mnie nie spojrzał. Szliśmy w milczeniu, dalej wychodząc za miasto i kierując się żwirową drogą. Słońce wzeszło już wysoko i skwar dawał o sobie znać, nikt tędy nie chodził więc pozwoliłam sobie zdjąć płaszcz. Był skórzany i gruby więc nawet podejrzanie wyglądało jak ktoś w południowym cieple chodził w czymś takim. Ischyrion tylko westchnął przeciągle z dezaprobatą ale nic nie powiedział.
Nie byłam rozmowna ale idąc obok niego w pełnym milczeniu czułam się bardzo źle, szczególnie że kiedyś byliśmy sobie dosyć bliscy. W końcu kiedy miałam te swoje piętnaście lat, bywało że razem szliśmy wykonać jakieś proste zlecenie, między innymi uczył mnie kamuflowania i nie zostawiania śladów. Czasem wydawało mi się że coś między nami jest, ale to były tylko marzenia nastolatki. Nigdy nie byliśmy sobie równi, on zawsze był i uważał się za wyższego a mi wtedy to nie przeszkadzało i z radością robiłam wszystko co mi kazał. Było tak do czasu kiedy coś się stało w jednej bardzo ważnej misji. Wykonywało ją kilka osób wszystko bardzo tajne. Niektórzy nawet nie wiedzieli że jest organizowana. Ja dowiedziałam się od jednej łączniczki która sprzedała mi tą informacje za jedną przysługę. To zlecenie miało prestiżowe znaczenie dla Ischyriona, dzięki niemu miał się wzbić na wyżyny i dostać swój przydział. Ale coś poszło nie tak. Właściwie nigdy nie dowiedziałam się co, ale wiem że w całym kraju nastał niepokój. Misja została odwołana a Ischyrion zniknął. Słyszałam różne plotki, na przykład że sabotował całe zlecenie lub nie był wystarczająco uważny i wydał zadanie a potem się go pozbyli. Słyszałam nawet wersje że zakochał się w jakiejś obcokrajowej kobiecie i z nią uciekł. Jedno było pewne, Ischyriona nie było i musiałam o nim zapomnieć. Co też zrobiłam. A teraz po czterech latach wraca jakby nigdy nic i rządzi moją misją. Nie powiem zdziwiłam się gdy go pierwszy raz zobaczyłam i ledwo co poznałam.
Spojrzałam ukradkiem na jego twarz i zaczęłam się przyglądać. Miał ostrzejsze rysy i zmarszczki których wcześniej nie widziałam. Wydoroślał i spoważniał. Zdecydowanie w jego oczach nie było już tego błysku co za dawnych czasów. Były zimne i  uważne, czujnie obserwowały wszystko dookoła. Nagle spoczęły również na mnie. Szybko odwróciłam twarz i obojętnie patrzyłam przed siebie.
- Zmęczyłaś się?- spytał sztywno, nie patrząc na mnie
- Może nie wyglądam na wysportowaną i wytrzymałą ale mam sporo energii- odpowiedziałam z perfekcyjną uprzejmością pozbawioną uczuć
-Oczywiście- zaśmiał się
Wryło mnie w ziemie. Zaśmiał się? A może mi się wydawało.
- Zawsze miałaś jej całkiem sporo- powiedział spoglądając na mnie z ukosa
- O czym ty mówisz- powiedziałam zmieszana i zbita z tropu
On za to zupełnie się tym nie przejął i z rozjaśnioną twarzą kontynuował
-Pamiętam kiedy szliśmy na targ z moimi braćmi, którzy się śmiali że biorę cię ze sobą i mówili że nie dojdziesz nawet połowy drogi. Zdenerwowałaś się bardzo i w pewnym momencie gdy się naśmiewali , zniknęłaś gdzieś. Za to kiedy zmęczeni i spoceni wtoczyli się na agorę siedziałaś na beczkach i zajadałaś oliwki, a kiedy ich zobaczyłaś tylko spojrzałaś znacząco i dołączyłaś nic nie mówiąc. Od tamtej chwili zyskałaś ich uznanie. Jak zresztą wszystkich potem.
-Nie zrobiłam nic niezwykłego, a poza tym mnie sprowokowali. Zresztą myślałam że im powiedziałeś że poszłam skrótem po dachach- odpowiedziałam zdziwiona, z lekkim uśmiechem wspominając ten dzień
- Miałbym im powiedzieć i zniszczyć twoją opinie kontaktującej się z bogami czarownicy?- odparł ironicznie
Przewróciłam oczami nie komentując tego. Zawsze wiedziałam że o mnie plotkowali ale tego jeszcze nie słyszałam.
 Kobiety w Grecji miały zawsze misternie plecione fryzury, ja nigdy się w to nie bawiłam (czym zawsze zarabiałam dezaprobujące spojrzenia), za to dzisiaj nawet ich nie związałam tylko włożyłam pod płaszcz, ale bez niego fruwały na wszystkie strony. Związałam je sznurkiem w kitkę i odetchnęłam z ulgą.
-Do zmierzchu dojdziemy do twojego przyjaciela?
- Zostało jeszcze trochę mil, ale myślę że wczesną nocą będziemy na miejscu- odpowiedział, znów formalnym tonem
To obrzydziło mi chęć na dalszą rozmowę i resztę drogi w większości przemilczeliśmy, wtrącając co jakiś czas pytania lub uwagi.
Zatrzymaliśmy się raz na godzinny postój. Ale na miejscu i tak padałam z nóg, Ischyrion wyglądał jakby mógł przejść jeszcze raz tyle bez wysiłku, ale na jego twarzy zobaczyłam małe oznaki zmęczenia. Gdy się odezwał jego głos również brzmiał na cichszy i nie taki twardy jak przedtem
-Zostaniemy na noc, ale jeszcze przed świtem ruszamy- oznajmił
Może nie powiedział nic takiego. Ale cały czas tylko oznajmiał co robimy i co zrobimy. To było moje zlecenie i miałam zamiaru pozwolić żeby tylko mi rozkazywał.
Zapukał do drzwi niedużego gospodarstwa i po chwili otworzył nam sędziwy mężczyzna w siwych włosach. Miał zaspane oczy ale gdy tylko rozpoznał Ischyriona otworzył je szeroko w przestrachu i zaczął coś szybko mówić w innym języku.
Mogłam się tego spodziewać, że jego ''przyjaciel'' jest zastraszonym człowiekiem dla którego nasza organizacja coś zrobiła i teraz płaci dług wdzięczności. Najprawdopodobniej nieskończony dług za drobną przysługę.
Ischyrion podniósł rękę w uspakajającym geście i po krótkiej rozmowie ze starszym mężczyzną, wszedł do środka.
- Możemy zająć pomieszczenie w tylnej części domu, a rano wziąć konie- powiedział spokojnym głosem
Byłam niezadowolona ze wszystkiego co powiedział. Po pierwsze, zająć JEDNO POMIESZCZENIE co oznacza że będę spać z nim w małej przestrzeni. Nie żebym oczekiwała luksusów i to było w sumie oczywiste, ale on był delikatnie mówiąc nie sympatyczny i jestem pewna że nie miałby skrupułów poderżnąć mi gardła w nocy jeżeli by się obawiał o niepowodzenie misji. Od dawna, a właściwie zawsze pracowałam sama i spałam sama więc jeśli dziś w ogóle zasnę będę szczęśliwa. Po drugie może wypełniałam zlecenia bez większych oporów, no ale są jakieś granice! Nachodzenie w nocy, wykorzystywanie biednego starego człowieka i okradanie go z koni nie należy do mojego repertuaru i nie posunęłabym się do czegoś takiego. Mając na uwadze że te konie to pewnie główne źródło jego dochodu i dorobek życia. Chociaż pewnie Ischyrion zostałby jeszcze pochwalony przez zwierzchników za uświadamianie ludziom że możemy przyjść zawsze i wszędzie. Po trzecie KONIE. Unikam podróżowania tymi zwierzętami jak najbardziej się da. Pomijając że są nieokiełznane i nie wiesz kiedy taki ci dęba stanie i śmierdzą, to po prostu nigdy nie pałaliśmy do siebie sympatią. Konie uciekają na mój widok, zresztą ze wzajemnością. Ja poluje na zwierzęta, nie jeżdżę na nich. Wydawać by się mogło że mam na pieńku z Posejdonem(stworzył konie), ale często jestem na wodzie i na razie mnie nie zatopił więc w sumie nie wiem z czego to wynika. Jednak jednego jestem pewna, konie to zdecydowanie nie moja bajka.
No cóż nie mogę wybrzydzać. Nieszczęśliwa poczłapałam za Ischyrionem w głąb domu. Weszliśmy do dosyć przestronnego pomieszczenia i Ischyrion po szybkim rozpakowaniu się i wyjęciu najpotrzebniejszych rzeczy oznajmił że idzie do studni a ja w tym czasie mam przygotować posłania ze skór które są w pokoju obok.
On chyba śni! Rządzi się cały czas i teraz jeszcze myśli, że łóżeczko  będę mu ścielić? Tego robić nie zamierzam.
Wstałam i poszłam do drugiego pokoju w którym rzekomo miałam znaleźć skóry. Rzeczywiście było to małe pomieszczenie wypełnione dosyć dużą ilością skór. Jedne leżały na podłodze a inne poskładane na płaszcze, dywany i inne rzeczy. Wzięłam trochę dużych kawałków i wróciłam do naszego lokum. Ułożyłam je na sobie, dodając jeszcze swój płaszcz na wierzch i tobołek pod głowę. Rozczesałam włosy, sprawdziłam zapasy i zjadłam trochę na kolację. Chwilę później wrócił Ischyrion, miał wilgotne włosy i odświeżoną twarz. Spojrzał na mnie z grzebieniem w dłoni i na moje posłanie, potem jeszcze raz na mnie i otworzył usta żeby coś powiedzieć , ale przerwałam mu zanim jeszcze zaczął
- Przygotowałam już swoje posłanie, teraz idę się umyć- oznajmiłam spokojnie a nawet trochę zbyt pogodnie
Szybkim krokiem zaczęłam iść do wyjścia, rzucając na odchodnym że trzeba zapasy zapełnić i jego część jest na jego torbie. Przez ramię dostrzegłam jego skonsternowane spojrzenie które mówiło że nie spodziewał się odmowy. Ale się nie odezwał, co uznałam za dobry znak, chociaż może po prostu nie zdążył...
Swoje poszukiwania studni zaczęłam za domem i rzeczywiście tam ją znalazłam. Już chciałam pobiec do mojego celu ale nagle coś zarżnęło na mnie. Poczułam podmuch powietrza. Bardzo brzydko woniącego powietrza. W następnej chwili połączyłam fakty i zrozumiałam że ten zapach który czuje od udania się za dom to konie. Ten hadesowy pomiot jeszcze na mnie prychnął i napluł
-Okropne stworzenie- jęknęłam wycierając twarz
Koń spojrzał na mnie urażony, odwrócił się i machnął ogonem. Za to drugi zaczął ciekawie mi się przyglądać
- Nie martw się, ja też cię nie lubię- powiedziałam dumnie
Czarny koń już nie zwracał na mnie uwagi. Za to ten drugi postukał kopytem w ziemię i radośnie zarżnął w moją stronę.
- Cicho bądź! Zaraz Ischyrion tu przyjdzie i pomyśli, że chciałam uciec na koniu albo coś równie absurdalnego- upomniałam konia głośnym szeptem
Nie zauważyłam, że jak zarżnął zrobiłam krok w jego stronę i uniosłam dłoń żeby go uciszyć. Tymczasem on chciał użreć mi rękę! Wyciągnął łeb do niej i otworzył paszczę a ja w ostatniej chwili opuściłam dłoń i odsunęłam się, obdarzając go nienawistnym spojrzeniem.
- Nie wsiądę na te stworzenia..- jęknęłam w rozpaczy
Pobiegłam do studni zostawiając stajnie i konie w oddali. Wzięłam wodę do wiadra i po ściągnięciu chitonu wylałam ją na siebie. Moje ciało owinął strumień chłodu. Chociaż u siebie w domu często myłam się w zimnym strumieniu rzeki, wzdrygnęłam się czując lodowatość studziennej wody. Szybko umyłam się i przepłukałam bawełniany materiał na chiton. Po skończeniu wycisnęłam włosy i zawinęłam się w mniejszy materiał przepasując go lnianym sznurkiem, dzięki czemu tworzył przewiewny strój w którym spałam w tak ciepłe noce jak ta.
Wróciłam do pokoju nie zastając w nim Ischyriona, za to koło jego bagażu leżało drugie posłanie. To nawet lepiej, że go nie ma, może zdołam zasnąć zanim wróci.
Położyłam się na swoim miejscu i oddałam się w objęcia Morfeusza. Przewracałam się ciągle z boku na bok błądząc między jawą a snem, w głowie widziałam diabelskie obrazy koni które stają dęba, zrzucają mnie i robią ogólnie wszystko żebym nie przeżyła.
Po jakimś czasie przyszedł w końcu spokojny sen, ale przez chwilę jeszcze słyszałam jak Ischyrion wrócił i położył się na swoim posłaniu.
__________________________________________________________________________________________________________________
Teraz już na prawdę koniec rozdziału ;-)
WAKACJE!!! Nastał już ten cudowny czas i rozdziały będą pojawiać się częściej(miejmy nadzieję ^^)
W sensie raz na tydzień :)
MAmy nadzieję że rozdział się podobał i jeśli to czytasz zostawisz swoją opinię pod postem    ;-D
Niezapomnianych wakacji :)))))))))
Zomiju :-)
PS Nie miałam pomysłu na tytuł XD

środa, 11 maja 2016

Rozdział XXV Niechciany towarzysz




                                                                   Olimpia


Przechodziłam pomiędzy straganami poszukując potrzebnych mi rzeczy. Na targu panowało wielkie zamieszanie. Co chwila przejeżdżał jakiś wóz z dostawą, a handlarze przekrzykiwali się nawzajem chwaląc swoje towary. Już od dwóch dni znajdowałam się w Syrakuzach, na wyspie Sycylii. Do tego czasu udało mi się znaleźć i wynająć mały pokoik w jakiejś brudnej dzielnicy. Teraz postanowiłam uzupełnić swoje zapasy. Podeszłam do małego straganiku na którym wisiały najróżniejsze materiały i biżuteria zrobiona z szafirów, rubinów, ametystów i chyba bogowie tylko wiedzą z jakich klejnotów jeszcze. Przy straganie stał wysoki mężczyzna. Obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem i mruknął coś do siebie, wyciągając do mnie swoją popękaną dłoń w naglącym geście. Starając się nie okazywać irytacji wyjęłam mieszek i wcisnęłam sprzedawcy kilka złotych monet. Na widok pieniędzy jego bystre, chytre oczy zabłysły i powiedział od niechcenia:
- Wybieraj
Przeszłam się pomiędzy wystawionymi towarami i podniosłam nowy, jedwabny płaszcz (mój stary został doszczętnie zniszczony przez sztorm) i skórzane sandały. Tą samą operacje powtórzyłam kilkakrotnie zbierając prowiant. Jednocześnie starałam się mieć na oku pewnego człowieka, który wydał mi się podejrzany na statku. Okazało się, że może mieć on powiązanie z osobą, której szukam… Cały czas go obserwowałam. Rozmawiał z jakimś innym mężczyzną niskiego wzrostu. Stałam jakieś dziesięć metrów od rozmawiających i docierały do mnie tylko urywki rozmowy. Rozmawiali szeptem ale i tak usłyszałam jak ten drugi mówił:
- W takim razie poślę do ciebie jednego z moich ludzi… - Hałas na targu chwilowo uniemożliwił mi podsłuchanie dalszej części rozmowy, ale i tak usłyszałam jak po chwili ten pierwszy odpowiada:
- ...lepiej kilka godzin po zmroku, tak aby nikogo nie było na ulicy…. Przy skrzyżowaniu tych ulic? Mężczyzna wskazał miejsce palcem. Kiedy znowu nie mogłam nic usłyszeć postanowiłam podejść bliżej rozmawiających, ale musiałam to zrobić dyskretnie. Podeszłam do wystawy bardzo drogich, zagranicznych dywanów udając, że przyglądam się im z zainteresowaniem. Po chwili podeszła do mnie młoda dziewczyna i spytała:
- Ma pani coś na oku?
Potrzebowałam chwili, żeby uzmysłowić sobie, że pyta o wybór dywanu. Chcąc dać jej do zrozumienia, żeby mi nie przeszkadzała odparłam:
- Na razie nie, ale poradzę sobie.
Oczy młodej dziewczyny przygasły, ale uśmiech nie zniknął z jej dziecięcej, rumianej twarzy. Niezniechęcona powiedziała:
- Poleciłabym pani ten tutaj – wskazała na lniany dywan znajdujący się po jej prawej stronie – Jest ręcznie utkany z najlepszej jakości tkaniny…
Kątem oka zobaczyłam, że interesujący mnie mężczyźni zaczęli się oddalać więc chciałam jak najszybciej skończyć te bezsensowną rozmowę. Jednak dziewczyna nadal rozwodziła się nad dywanami, którymi dysponowała. Jej dziecięca, naiwna postawa kogoś mi przypominała ale nie miałam na to teraz czasu. Dałam dziewczynie złotą monetę i nie czekając na jej reakcję wmieszałam się w tłum. Zdążyłam jednak zauważyć jak rozszerzają jej się źrenice ze zdziwienia a na twarz wpełza jeszcze szerszy uśmiech. Szybkim krokiem podążyłam za dwoma mężczyznami, którzy właśnie się oddalali. Starałam się nie iść w za nimi w linii prostej, lecz raczej wyglądać na przeciętnego przechodnia. Widząc, że skręcają w jakąś boczną uliczkę chciałam przyśpieszyć, co okazało się wręcz niemożliwe przez gęsty tłum ludzi. Gdy udało mi się przecisnąć przez najbardziej zaludniony odcinek placu moje szanse postanowił zmniejszyć wielki wóz załadowany tak, że aż trzeszczał ciągnięty przez równie objuczonego osła. Zwierzę ciągle musiało opędzać się od natarczywych much atakujących go co jakiś czas. Wyglądało to tak, jakby osioł specjalnie wlókł się najwolniej jak potrafił, jego kopyta stukały monotonnie wzbijając w powietrze tumany kurzu gdy szedł po żwirze a chrapy unosiły się raz po raz gdy zwierze nabierało powietrza. Nie zdziwiłabym się, gdyby nagle się zatrzymał aby skonsumować znalezione po drodze źdźbła trawy. Nie dając się ogarniającej mnie frustracji poczekałam aż będę mogła przejść. Wybiegłam za róg ulicy aby (zgodnie z moimi przewidywaniami) przekonać się, że mężczyźni już dawno się oddalili i nie mam pojęcia gdzie ich szukać. Jednak ten fakt nie zrobił na mnie większego wrażania ponieważ zdobyłam już wszystkie potrzebne mi informacje. Spojrzałam na wiszącą nisko nad horyzontem krwistoczerwoną kule słońca, oceniając, że została jakaś godzina do zmierzchu. Postanowiłam wrócić do wynajmowanego przeze mnie pokoju i tam poczekać do tego czasu. Ruszyłam wąską wybrukowaną uliczką. Ludzie powoli zaczęli schodzić się do domów więc tłok panujący na ulicach gwałtownie się zmniejszył. Gospodynie zaczęły ściągać na noc zawieszone pomiędzy kamiennymi budynkami pranie, a kupcy zwijać swoje stragany. Skręciłam w jakąś niezadbaną i brudną dzielnice, a potem stanęłam przed odrapanymi drzwiami. Pchnęłam je bez większego przekonania, zatrzeszczały na zardzewiałych zawiasach i ciężko otworzyły się do środka. W małym pomieszczeniu panował półmrok ale i tak dało się zobaczyć jego skromny wystrój. W rogu stało małe, niezbyt wygodne łóżko i mała szafka. Podeszłam do niej i wyciągnęłam z niej szczotkę (moje włosy były już dość poplątane) i świecę, którą zaraz zapaliłam. Stanęłam przed małym lustrem wiszącym na jednej z ścian i rozpuściłam włosy, które opadły miękko kaskadami na moje odsłonięte ramiona. Zaczęłam je rozczesywać, patrząc jak lśnią w migotliwym świetle świecy jakby były jedwabnymi nitkami. Następnie upięłam je w wysoki kok oglądając w gładkiej tafli lustra efekty mojej pracy. Fryzura była praktyczna, bo upięte włosy nie będą przeszkadzały. Na dworze zapadł zmrok, więc postanowiłam przygotować się do wyjścia. Narzuciłam na siebie nowo kupiony paszcz i po cichu wymknęłam się z domu, starając się nie trzasnąć starymi drzwiami Gdy wyszłam na ulice ogarnął nie chłód rześkiego, nocnego powietrza. Noc była zaskakująco cicha, tylko gdzieś w oddali dało się słyszeć donośne wycie jakiegoś nocnego zwierzęcia. Byłam przyzwyczajona do nocnych dźwięków dobiegających z lasu więc nie przejęłam się tym zbytnio. Starając się poruszać się bezszelestnie pobiegłam wzdłuż ciemną uliczką i parę razy skręciłam, aż wreszcie dotarłam do miejsca na skrzyżowaniu kilku ulic. Schowałam się za filarem jakiegoś budynku. Pozostało mi tylko czekać. Noc była ciemna, wąski, przypominający rogalik księżyc z trudem przebijał się przez skłębione chmury. W żadnym oknie nie paliło się światło, całe miasto pozostawało w uśpieniu. Ciemne budynki wyglądały na opuszczone i robiły dość upiorne wrażenie. O tej porze grzeczne dzieci już dawno leżały w łóżkach bojąc się spotkania z jedną z nocnych istot. Przenikliwie zimny wiatr przelatywał pomiędzy ulicami zawodząc głucho. Niebo było pokryte grubą warstwą chmur, przez co nie była widoczna ani jedna gwiazda. Czekałam bez najmniejszego ruchu pozostając cały czas czujna. Zgodnie z moimi oczekiwaniami na ulicy pojawiła się ciemna postać, w której dało się rozpoznać mężczyznę. Zmrużyłam oczy oceniając sytuację. Mężczyzna ruszył ciemną ulicą. Cały czas pozostając w cieniu przemykałam się bezszelestnie wśród budynków i ulic. Działałam instynktownie, a mój umysł automatycznie przestawił się na tryb łowcy. Mężczyzna co jakiś czas obracał się ale nie zdołał mnie dostrzec. Usatysfakcjonowana pomyślnym obrotem sprawy podążałam za swoją ofiarą. Przebiegłam przez ciemną uliczkę mając zamiar przywrzeć do obrośniętej bluszczem ściany pobliskiego budynku. Nagle poczułam szarpnięcie i zostałam wciągnięta do ciemnego zaułka. Błyskawicznym ruchem wyjęłam swój sztylet i spróbowałam wbić go napastnikowi w brzuch. Jednak zanim zdążyłam zaatakować on wykręcił mi ręce pod bolesnym kątem. Nim zorientowałam się co się dzieje czyjeś silne ramię zacisnęło się jak żelazna obręcz wokół mojej talii. Po chwili poczułam chłód własnego ostrza na gardle. Zesztywniałam, starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Pod nożem czułam pulsowanie swojej żyły. Przeklinałam w duchu swoją nieostrożność. Jak to możliwe, że mnie zaskoczył? Upokorzona tą chwilą słabości podniosłam stalowe spojrzenie na twarz mojego oprawcy. Mężczyzna miał zmierzwione, brązowe włosy i pełne zaciętej determinacji oczy z połyskującymi refleksami, które były tak ciemne, że przypominały bezchmurne nocne niebo z milionami iskrzących się gwiazd. Jego rysy twarzy były ostre, a jedna z wyraźnie zaznaczonych brwi unosiła się lekko, w nieufnym geście. Cała sylwetka z mocno zarysowanymi mięśniami była opalona. Choć nie dałam tego po sobie poznać byłam zaskoczona, gdy go rozpoznałam. Ostatnim razem widziałam go chyba dziesięć lat temu, myślałam, że już dawno nie żyje. Wtedy był najlepszym szpiegiem o jakim słyszałam. Wyjechał kiedyś na misje i nigdy nie wrócił… to znaczy do teraz. Szybko przeszukałam swoją pamięć, aby przypomnieć sobie jak miał na imię.
- Ischyrion – Powiedziałam szeptem, starając się brzmieć groźnie (przynajmniej na tyle, na ile można brzmieć groźnie mają nóż przytknięty do gardła). Zmierzył mnie wzrokiem swoich ciemnych oczu i powiedział również szeptem, tonem niezdradzającym uczuć:
- Miałem za zadanie cię odnaleźć – po czym dodał z ledwie wyczuwalną dezaprobatą – Co nie było takie trudne… Działasz bardzo niedyskretnie – zakończył odsuwając sztylet od mojego gardła i podając mi go. Na nowo przyjęłam maskę chłodu i powiedziałam starając się ukryć irytacje:
- Nie wiem po co mnie szukałeś – powiedziałam oschle - ale jak już pewnie zauważyłeś przez ciebie straciłam z oczu człowieka, który mógł być przełomowym odkryciem w mojej SAMOTNEJ misji… - wyraźnie zaakcentowałam to słowo, ale on mi przerwał równie matowym tonem:
- Pomyślałem, że może chciałabyś dysponować informacją, że to twoje „przełomowe odkrycie” jest pułapką.
Zaschło mi w gardle. Pułapka. Dlaczego o tym wcześniej nie pomyślałam? Mogłam się domyślić, że to wszystko poszło zbyt łatwo. Nie dając po sobie niczego poznać przeniosłam swój twardy wzrok z powrotem na Ischyriona. On najwidoczniej nie czekając na moją reakcję powiedział:
- Jeszcze chwila i zapewne dałabyś się złapać. Ci ludzie śledzili cię od jakiegoś czasu. Naprawdę myślałaś, że człowiek którego szukasz nie ma żadnych szpiegów?
Starając się nie dać wyprowadzić się z równowagi odparłam mierząc go lodowatym spojrzeniem:
- Nie masz pojęcia co zamierzałam, nie znasz mojego planu.
Przyglądając mi się pełnym opanowania spojrzeniem odpowiedział:
- Oczywiście. Wszystko było częścią twojego bardzo rozbudowanego planu…
Udało mi się odczytać w jego słowach nutę ironii. Chyba się nie polubimy – stwierdziłam ironicznie w myślach na głos powiedziałam:
- Po co mnie szukałeś?
- Już ci mówiłem. Powiedzmy, że sprawy trochę się... skomplikowały.
 
Skomplikowały? - pomyślałam – Nawet nie wiem czy ten człowiek ciągle jest w organizacji, pojawia się nie wiadomo skąd i twierdzi, że mnie szukał. Może działać na czyjeś zlecenie… może sabotuje moją misje? Równie dobrze stowarzyszenie mogło zacząć mieć jakieś wątpliwości co do mnie… W każdym razie muszę go obserwować.
- Co zamierzasz? - zapytałam lodowato.
- Dysponuje informacją, że człowiek, którego szukasz zmienił miejsce pobytu. Miałem cię odnaleźć i doprowadzić do jego schwytania.
- Kto kazał ci to zrobić? - zapytałam nieufnie.
Ischyrion uśmiechnął się pobłażliwie i odpowiedział:
- Kto jak kto, ale ty akurat powinnaś wiedzieć…
Nie dając zbić się z tropu pytałam dalej:
- Niby dlaczego miałabym przyjąć twoją pomoc?
Jego usta wykrzywił pogardliwy grymas lecz odpowiedział opanowanym tonem:
- Czy ktoś tu mówił o pomocy? Mam schwytać człowieka, zresztą… zważywszy na to, że jesteś ko…
Widząc moją minę postanowił przemilczeć tą uwagę. NIENAWIDZIŁAM kiedy ktoś uważał mnie za gorszą, tylko dlatego, że jestem kobietą. Od dziecka słyszałam, że kobiety są słabe, że mają zajmować się domem. Nie chciałam być tylko narzędziem do rodzenia potomków jakiś zadufanych w sobie mężczyzn. Swoją drogą mało który z nich mógł się poszczycić sprawnością podobną do mojej.
- Powiedzmy, że mam trochę większe możliwości… - kontynuował Ischyrion, brnąc coraz dalej.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz – odparłam przez zaciśnięte zęby.
- Eh, nieważne –starał się wycofać – Może chodźmy do mnie, omówimy plan.
Ischyrion ruszył przed siebie, ale ja nie miałam zamiaru za nim iść. Po chwili obejrzał się za siebie i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Myślisz, że dam się poprowadzić w zupełnie obce mi miejsce i….
- Po prostu chodź – przerwał mi Ischyrion.
I nie odwracając się więcej za siebie ruszył do przodu. Targały mną sprzeczne uczucia. Byłam zła, że traktował mnie jak dziecko, z drugiej strony może dysponować przydatnymi informacjami… Zanim zdążył zniknąć za rogiem podjęłam decyzje i ruszyłam za nim. Szłam zachowując dystans, starając się nie dawać mu satysfakcji z tego, że go posłuchałam. Jednak Ischyrion zdawał się w ogóle nie zwracać na mnie uwagi. Skręcał raz po raz w jakąś ciemną, nieznaną mi uliczkę. Starałam się uważnie obserwować otoczenie lecz nie zauważyłam nc podejrzanego. Po jakimś czasie dotarliśmy do niewielkiego budynku do którego wszedł mój jakże wspaniały przewodnik. Wnętrze było urządzone dość skromnie, a większość miejsca zajmował stół. Ischyrion rozłożył na nim wielką mapę i wskazał coś na niej palcem.
- Jesteśmy w tym miejscu – ogłosił, jakby to nie było oczywiste.
- Zdążyłam się już zorientować – odparłam kąśliwie.
Przesunął palcem po mapie, ignorując mój złośliwy komentarz:
- Musimy przedostać się na drugi koniec wyspy, o tutaj, do miasta zwanego Selinut. Zorganizuje transport, potem…
- A co ja będę robić?
Ischyrion przez chwilę się nad tym zastanawiał, po czym odparł:
- Nie będziesz przeszkadzać.
Coś się we mnie zagotowało. On dalej coś mówił, ale go nie słuchałam. Wysyczałam tylko jadowicie:
- Oczywiście…
Do czasu... – dodałam w myślach. 
______________________________________________________________________________________---
Baaaaardzo przepraszamy za tak długą przerwę w wstawianiu rozdziałów... Nie przedłużając zachęcamy do czytania
Zomiju   


wtorek, 3 maja 2016

LBA ciąg dalszy XD

 Zostałyśmy nominowane przez dwie blogerki prowadzące wspólnie bloga (czas-herosow.blogspot.comn) i każda zrobiła swoją serie pytań, to druga część :):

1. Jesteś Introwertykiem czy Ekstrawertykiem?
Zof: Trochę tym, trochę tym ale chyba bardziej ekstrawertykiem.
Mim:Bardziej introwertykiem, ale z ekstrawertyka też coś w sobie mam

2. Jak byś zobaczyła kogoś, kto chce skoczyć z mostu (osobę kompletnie ci nieznaną) podbiegłabyś i ją pociągnęła żeby nic sobie nie zrobiła, czy nie zwracałabyś na nią uwagi?
Zof: Chyba próbowałabym ją/jego zatrzymać.
Mim: Szczerze to bym patrzyła przerażona i bała się podejść

3. Masz psa? Jeśli tak, to w skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo go kochasz?
Zof: Mam suczkę. Jest ona już stara (dziewięć lat). 10/10 ;-D
Mim: Mam psa i kota i kocham ich 10000/10

4. Lubisz czytać?
Zof: Baaaaarrdzo!!! Książki to moje życie XD
Mim: Kocham ♡♡♡

5. Oklepane pytanie, ale jaki jest twój ulubiony kolor?
Zof: Fioletowy i niebieski.
Mim:Czerwony, zielony

6. Twój ulubiony smak lodów (czyli czekoladowy, truskawkowy itp...) albo rodzaj (np. sorbety, owocowe…)?
Zof: Sorbety są super!!!! Moje ulubione to pomarańczowe. Ogólnie kocham truskawki i pomarańcze <3
Mim: Kocham sorbety owocowe i wszystkie ale najbardziej cytrynowy

7. Gdybyś mogła mieszkać w dowolnym miejscu na ziemi, to gdzie by to było?
Zof: Grecja, Grecja i jeszcze raz Grecja!!!!!
Mim:Gdzieś pod greckim lasem

8. Jaki masz kolor oczu, a jaki byś chciała mieć?
Zof: Mam zielone oczy, ale zawsze podobały mi się ciemne. Może brązowe? ;-D
Mim: Mam szaro-niebieskie a chciałabym mieć szmaragdowe

9. Czytasz wszystkie zadane do szkoły lektury czy raczej streszczenia, albo oglądasz filmy?
Zof: Zawsze czytałam całe książki albo wcale ich nie czytałam XD
Mim: Nie wiem dlaczego ale przez samo to że lektura jest lekturą jestem zniechęcona do niej i chyba tylko 2 lub lektury w życiu przeczytałam XD

10. Co jest twoim zdaniem bardziej przerażające, pająki czy ćmy?
Zof: Moja fobia - PAJĄKI!!!
Mim:PAJĄki zdecydowanie! BLEEEE!!!


11. Gdybyś mogła, skoczyła byś na bungee albo ze spadochronem?
Zof: Pewnie baaaaardzo bym się bała bo choć nie mam lęku wysokości to nienawidzę uczucia spadania, ale skoczyłabym, żeby potem nie żałować XD
Mim: Bałabym się jak nie wiem ale to zawsze było moje marzenie

A oto nasza seria pytań:

1. Gdybyś mogła mieć jakieś fantastyczne/mityczne zwierze (np. smoka) to jakie byś wybrała?

2. Którą z postaci z książek Ricka Riordana chciałabyś być najbardziej?

3. Kim chciałabyś zostać w przyszłości?

4. Kiedy czytasz książkę to czy starasz się upodobnić w zachowaniu do głównego bohatera?

5. Masz jakieś hobby? Gdybyś miała do wyboru wszystkie możliwe pasje co chciałabyś robić?

6. Gdybyś mogła w sobie coś zmienić, co by to było?

7. Czego się boisz najbardziej? (np. ciemności, pająków...)

8. Którą z nadprzyrodzonych mocy byś wybrała? Stawanie się niewidzialnym, teleportowanie się, latanie, cofanie w czasie?

9. Jakim zwierzęciem określiłabyś siebie?

10. W świecie której z książek chciałabyś być?

11. Jaki styl książek najbardziej lubisz? Częściej czytasz książki pisane przez kobiety, czy przez mężczyzn?

12. Bardziej lubisz koty czy psy?











I lista blogów, które nominujemy:

 http://izagada.blogspot.com/


czwartek, 28 kwietnia 2016

Libster Blog Award!

Zostałyśmy nominowane do LBA(podwójnie ;-D)!!!

Dziękujemy za nominacje i wszystkie wyświetlenia :-D

Dostałyśmy takie pytania:

1. Lubisz bajki Disneya? Jeśli tak, to podaj ulubioną.
Zof: Tak!!! Moja ulubiona to Król Lew.
Mim: Uwielbiam!!! Obejrzałabym każdą po 124955788 razy :DDDD Ale moja ulubiona to chyba mała syrenka i Mulan *,*

2. Jak zaczęłaś swoją przygodę z blogowaniem.
Zof: To pierwszy blog, którego piszę. Po prostu chciałam napisać jakieś opowiadanie i podzielić się nim z innymi :-)
Mim: Ojejjjj. Pierwszy raz wpadła na ten pomysł moja siostra chciała pisać opowiadania i wgl miałam wtedy z 10 lat i tez bardzo chciałam mieć bloga. Po paru nie udanych blogo-pamiętnikach wpadłam na jakiś konkretniejszy pomysł z opowiadaniem i zaczęłam pisać fanfiction o herosach. Coś nie wyszło nie chciało mi się pisać rozdziałów i go porzuciłam. Ale pewnego dnia napadłam moją przyjaciółkę  i zmusiłam do założenia bloga :_DDDDD tego właśnie co czytacie:)

3. Gofry czy sernik?
Zof: Zdecydowanie sernik. Mogłabym go jeść codziennie!!!
Mim: Popieram WYPOWIEDŹ WYŻEJ


4. Kim jesteś, optymistą, pesymistą czy realistą?
Zof: Wszyscy mi mówią, że realistką albo wręcz pesymistką ale osobiście uważam, że podchodzę do każdego pomysłu rozważając możliwe opcje XD
 Mim: Moim zdaniem jestem realistką ale niektórzy uważają że jestem porąbanolistką

5. Podaj swoje ulubione książkowe postacie (z książek Ricka Riordana. Chyba, że ktoś nie czytał, to z obojętnie jakiej).
Zof: Z olimpijskich herosów bardzo polubiłam kilka postaci, a to tylko niektóre z nich: Oczywiście Percy, Annabeth, Reyna i Leo.
Mim: Ja zakochałam się w Leonie Valdezie <3 <3 <3

6. Co dałabyś tym postaciom w prezencie?
Zof: To co by chcieli XD
Mim: Jakiś młotek? XD

7. Ulubione zwierzę.
Zof: Panda
Mim: "Wśród klusek żywot wiódł.."XD  Zdecydowanie koty

8. Czy lubisz muminki?? (licz się ze słowami, bo dowiem się gdzie mieszkasz!!xD)
Zof: Raczej nie przepadam. Buka mnie przeraża...
Mim: Mama mówi że jestem jak mała Mi XD Nie lubię jej

9. Jakie dźwięki cię uspakajają?
Zof: Jestem nadpobudliwa i nic nie zdoła mnie uspokoić
Mim: Mruczenie mojego kcurrrrrrka... ;)

10. Co kojarzy ci się z dzieciństwem? \
Zof: Loooooooody.... XD
Mim: Pieluchy XDDD

11. Książki czy filmy? I pytanie bonusowe dla wszystkich demigoods!!
 Zof: Oczywiście, że książki. Choć fajne filmy też się zdarzają
Mim: Kocham i książki i filmy

12. Jesteś herosem greckim czy rzymskim? Dzieckiem którego boga?
Mim i Zof: Rzym nie wchodzi w grę... Mim Hekate  Zof: Apollo

Cdn...

sobota, 23 kwietnia 2016

Rozdział XXIV Ucieczka

                                                                           Lynette
Siedziałam w kącie z podwiniętymi pod brodę nogami i rozmyślałam, wpatrując się w jedyne znajdujące się w celi małe, zakratowane okno. Przejechałam wierzchem dłoni po betonowej podłodze, natrafiając na drobne ziarna piasku. Westchnęłam. Po czasie spędzonym w tym małym, zatęchłym pomieszczeniu powoli zaczęło mnie ogarniać uczucie klaustrofobii i aby mu się nie poddać próbowałam zająć czymś swoje myśli. Pamiętałam całe swoje dzieciństwo! Wprawdzie tylko do sześciu lat, ale to jednak postęp. Pamiętałam moje zabawy z tatą, dźwięczny śmiech mojej mamy... To były chwile tak radosne i beztroskie, że nie mogłam uwierzyć, że były częścią mojego życia. Nareszcie wiedziałam, że znajduję we właściwym miejscu, że zawsze tu mieszkałam. Jednak potem w mojej głowie ziała ogromna, czarna dziura. Nie wiedziałam co stało się z moimi rodzicami, ani jak znalazłam się w świątyni Artemidy. Jednak podejrzewałam, że to efekt jakiejś amnezji, czy czegoś w tym rodzaju. Pocieszałam się w duchu, że skoro przypomniałam sobie swoje dzieciństwo, to może z czasem reszta też mi się przypomni. Miałam też podejrzenia, co do Ethana. Może wykorzystał to, że nic nie pamiętałam? Może tak naprawdę go nie znałam, może jest kimś zupełnie mi obcym? - pomyślałam ze smutkiem. Ta myśl wprowadziła mnie w zły nastrój, zapewne dlatego, że nie chciałam jej do siebie dopuścić. Wciąż pamiętałam, jak na mnie patrzył, z jaką czułością do mnie przemawiał... Wydawało mi się, że to nie mogło być kłamstwo. Pamiętałam, jak serce zaczynało mi szybciej bić, gdy tylko myślałam o spotkaniu z nim. Czułam się podle, myśląc, że mogłam być tak naiwna aby mu uwierzyć...    Postanowiłam odrzucić na bok podobne myśli i znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Wstałam i obeszłam cele dookoła, szukając jakiejś szczeliny w ścianach czy czegoś w tym rodzaju. Jednak zimne ściany były idealnie gładkie. Czemu pozbyłam się mojej jedynej broni?!... - zapytałam się w duchu sarkastycznie, myśląc o gałęzi, którą połamała mi ta dziwna widmo-dziewczyna. Sfrustrowana oparłam się o jedną ze ścian gorączkowo starając się coś wymyślić. Nagle usłyszałam głuchy zgrzyt i ściana naprzeciwko mnie wysunęła się do przodu. Instynktownie odskoczyłam w róg celi, w napięciu czekając na to, co się stanie. Do celi wszedł przerażający potwór. Miał parę długich i ostrych jak brzytwa rogów  na głowie, a gęste futro porastało całą jego przysadzistą sylwetkę. Miał na sobie metalową kolczugę złożoną z małych obręczy, która brzęczała przy każdym jego kroku, a jego pysk przypominał połączenie wygłodniałego wilka z lwem. Rzucając mi  wściekłe spojrzenie swoich kocich, żółtych oczu (których źrenice były tak zwężone jak główka szpilki)  podszedł do mnie i zachrypniętym, gardłowym głosem oznajmił:
- Minos chce się z tobą widzieć.
Jego głos przypominał raczej brzdęk uderzanego o kamień metalu niż ludzki głos. Stwierdziłam, że skoro ten cały Minos chce ze mną rozmawiać, to potwór nie może mnie zabić. Postanowiłam stawiać opór. Przezwyciężając ogarniający mnie strach odparłam, starając się ukryć drżenie głosu:
-Nic mnie to nie obchodzi! Domagam się natychmiastowego wypuszczenia mnie stąd!
 Przez jedną straszliwą chwilę przestraszyłam się, że się przeliczyłam. Potwór nie odpowiedział, tylko syknął i skoczył. Zanim zorientowałam się co się dzieje złapał mnie swoimi wielkimi łapskami uzbrojonymi w ostre szpony za nadgarstki i szorstkim gestem wypchnął z celi. Chciałam uciekać, krzyczeć, cokolwiek, jednak trzymał mnie mocno. Popchnął mnie do przodu prowadząc wilgotnym korytarzem. Kilka razy próbowałam się wyrywać, jednak on pozostawał niewzruszony i brutalnie dławił mój opór raz po raz warcząc i odsłaniając kły. W końcu poddałam się i zaczęłam posłusznie wchodzić po starych, kamiennych schodach. Co kilka metrów na ścianach płonęły  pochodnie, ale i tak dało się zobaczyć tylko kilka stopni przed sobą, reszta pozostawała w mroku. Zastanawiałam się czego chce ode mnie Minos. Czy powinnam odpowiadać na jego pytania? Moje dzieciństwo to jedynie mała cząstka, którą powinnam pamiętać. Ale co jeśli ta cząstka mu nie wystarczy? Jeśli nie znajdzie odpowiedzi na swoje pytania? Uzna, że nie jestem mu potrzebna... Jednak nie sądzę, żeby mnie wypuścił, może to jedynie pogorszyć moją sytuacje (chociaż nie wiem, czy może być gorsza). Będę blefować - postanowiłam. Doszliśmy do końca schodów. Potwór prowadził mnie ciemnym korytarzem do wielkich, żelaznych drzwi, które otworzyły się z trzaskiem, kiedy się przed nimi zatrzymaliśmy. Wepchnął mnie do komnaty i drzwi się zamknęły. Komnata była duża, ale słabo oświetlona przez wysokie, spiczaste okna sączyło się szare światło, jak gdyby bało się przegonić półmrok panujący w pomieszczeniu. Na środku komnaty stał wysoki, blady mężczyzna, który najwidoczniej był tym całym „ Minosem”.  Nie wyglądał szczególnie groźnie ale było w nim coś takiego co rekompensowało mu to z nawiązką a mianowicie poczucie zagrożenia, którym emanowała cała jego postać. W jego obecności każdy czuł się jak bezbronna ofiara, która stanęła oko w oko z drapieżnikiem. Było w nim coś takiego, że wszystkie moje zmysły kazały mi trzymać się od niego z daleka. On nie jest zwykłym człowiekiem – podpowiadał mi cichy głos w mojej głowie. On w ogóle nie jest człowiekiem – ta myśl przyszła nagle, lecz napełniła mnie niepokojem – Więc z kim lub CZYM mam do czynienia? Rozglądając się dookoła obaczyłam jeszcze jedną postać stojącą przy ścianie, prawie całkiem skrytą w mroku. Skarciłam się za to w duchu ale moje serce i tak zaczęło bić szybciej na jego widok. Szybko odwróciłam wzrok próbując ukryć łzy napływające mi do oczu. Nie mogłam znieść widoku Ethana. Starając się skupić uwagę na czymś innym znowu spojrzałam się w stronę Minosa. Wpatrywał się we mnie swoimi zimnymi oczami. Ten wzrok coś mi przypominał, ale nie mogłam odgadnąć co. Niepewnie przestąpiłam z nogi na nogę czekając na pierwsze słowa mężczyzny, który uśmiechną się lodowato, po czym rzekł:
- Minęło tyle czasu i w końcu się spotykamy.
Gdy się odezwał prawie podskoczyłam, miał głęboki, niski głos. Wydawało się, że każde jego słowo jest wcześniej przemyślane. Sprawiało to, że czułam się nie na miejscu mając mu odpowiedzieć. Zresztą nie miałam żadnego pomysłu, jednak Minos  mówił dalej:
- Myślałaś, że gdy uciekniesz to nie zdołam cię odnaleźć? - zapytał szyderczo – Owszem, mógłbym mieć pewne problemy ze złapaniem cię, jednak sama mnie wyręczyłaś.
Gorączkowo starałam się przypomnieć sobie wydarzenia ostatnich dni, ale moja pamięć nie chciała współpracować. Minos, widocznie nie zrażony moim milczeniem kontynuował:
- Nie znalazłaś żadnych sprzymierzeńców, nie starałaś się zachować swojej obecności w tajemnicy… Sam się dziwię, że to było aż takie proste! Ale… - przyjrzał mi się przenikliwie, tak, że bałam się iż przewierci mnie na wylot, po czym dodał:
- Ale umknęła mi jedna ważna rzecz. Gdzie TO masz?
Widać było, że mówi na poważnie i choć nie słychać było w jego głosie groźby to jego spojrzenie mówiło „Powiedz albo zginiesz w męczarniach”(i miałam pewność, że jest gotów dotrzymać tej obietnicy). Jednak starając się aby mój głos brzmiał pewnie zebrałam się na odwagę i zaczęłam wcielać mój plan w życie:
- Nawet nie wiesz kto może być po mojej stronie i czy moje działanie nie było od początku zaplanowane. A co do TEGO… - Gorączkowo zastanawiałam się czym ów COŚ mogłoby być - … to nie myśl sobie, że tak po prostu ci powiem!
Usłyszałam za sobą ironiczne parsknięcie, ale nie odwróciłam się, żeby obdarzyć Ethana choćby jednym spojrzeniem. W tym momencie miałam ochotę go udusić. Minos spojrzał na mnie z pogardą, lecz przez chwilę zobaczyłam w jego oczach niebezpieczny błysk. Jednak szybko odzyskał nad sobą panowanie i odparł:
- Jeszcze zobaczymy.
Następnie do sali wszedł ten sam potwór, który mnie tu przyprowadził (nie zdziwiłabym się gdyby cały ten czas czekał pod drzwiami) i wypchnął mnie z komnaty. Szliśmy krętymi korytarzami, mijając wiele drzwi i schodów, tak, że kompletnie straciłam orientacje. Zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam w ogóle odzywając się do Minosa, jednak teraz nie mogłam już cofnąć czasu. Mogłam tylko czekać na to, co i tak ma się zdarzyć. Niespodziewanie usłyszałam za sobą kroki, a następnie tak dobrze znany mi głos:
- Zaczekaj.
Potwór wydał z siebie gardłowy pomruk i niechętnie się zatrzymał. Stanęłam twarzą w twarz z Ethanem. Widząc wyraz zadowolenia na jego twarzy poczułam taką wściekłość, że musiałam się powstrzymać, żeby go nie uderzyć, jednocześnie ścierając mu z twarzy ten szyderczy uśmiech. Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek, jakby oceniając do czego jestem zdolna, po czy rzekł:
- Nie kłam. Wiem, że nic nie pamiętasz.
Nie zastanawiając się za bardzo co mówię wyrzuciłam z siebie na jednym wdechu:
- Ja nic nie pamiętam? A może to ciebie okłamywałam przez cały czas? Nie pomyślałeś o tym choć przez chwilę?!
Uśmiechnął się ironicznie i powiedział:
- Jak tam chcesz. Jednak naprawdę mogłabyś sobie odpuścić.
Po tych słowach obrócił się na pięcie i odszedł. Byłam zła, ale równocześnie rozdarta. Czemu musiało mnie to wszystko spotkać? Czy mnie mogę być przeciętną dziewczyną, prowadzącą normalne życie? Czy nie mogę mieć normalnych przyjaciół? I czemu wydaje mi się, że wszystkie potwory na tym świecie się na mnie uwzięły?! Mój małomówny strażnik otworzył przede mną niezbyt  imponujące drzwi i wprowadził mnie do środka. Pokój, w którym się znalazłam był mały, ale dość jasno oświetlony. W rogu znajdowała się mała prycza, co stanowiło dość miłe urozmaicenie po tak długim czasie spędzonym w ciemnej i wilgotnej celi. W pokoju nie było okien, lecz pod sufitem unosiły się dwie, małe kule, które jarzyły się bladym światłem. Muszą być tam utrzymywane za pomocą magii – pomyślałam. Potwór wyszedł zostawiając mnie samą z moimi myślami. Po krótkiej chwili usłyszałam charakterystyczny szczęk zamka, co oznaczało, że zostałam tu zamknięta. Zrezygnowana zaczęłam chodzić w tę i z powrotem, oglądając małe pęknięcia i szczeliny znajdujące się na pożółkłych ścianach. Ciekawe jak długo chcą mnie tu trzymać? - zapytałam się w myślach – Czy zamierzają mnie głodzić? Starałam się znaleźć jakiś przedmiot, na którym mogłabym skupić wzrok. Jednak pokój był wręcz dobijająco pusty. Opadłam na moje prowizoryczne łóżko, wpatrując się w sufit. O co chodziło temu Minosowi? Co takiego mogłam mu ukraść? Postanowiłam poukładać to sobie wszystko w głowie. Dlaczego obudziłam się w świątyni Artemidy? W sumie można to prosto wytłumaczyć – zabłądziłam, a następnie uderzyłam się w głowę i straciłam pamięć. Gdy w końcu udało mi się odnaleźć cywilizację pojawiła się Olimpia… Nieświadomie uśmiechnęłam się do wspomnienia naszego pierwszego spotkania. Swoją drogą zastanawiało mnie co teraz się z nią dzieję. Było mi wstyd, jak się zachowałam widząc po raz ostatni, nie wiedziałam co się ze mną dzieje (Artemida na pewno maczała w tym palce). Ale wszystko po kolei. Zamieszkałam z Olimpią i poznałam pewnego humorzastego feniksa. Trochę zdziwiła mnie reakcja Olimpii, gdy wspomniałam jej o świątyni (wydawało się, że nie wie o czym mówię). Poznałam też kilka innych postaci… Nagle ogarnął mnie smutek. Nie chciałam myśleć o Ethanie, więc szybko pozbyłam się tego wspomnienia. Pamiętałam, co Artemida mówiła o Olimpii… Nie chciałam jej wierzyć, ale co jeśli miała rację? Potem… Moje wspomnienia nagle zasnuła mgła. Nie mogłam się skoncentrować. Patrzyłam na kule unoszące się pod sufitem. Ich blask wydał mi się nagle denerwujący, ale też hipnotyzujący. Nie mogłam oderwać od nich wzroku, z mojej głowy wyparowały wszystkie myśli. Wstałam, próbując pozbyć się uczucia ogarniającego mnie otępienia i ruszyłam w stronę drzwi. Jednak zatrzymałam się w pół kroku zapominając kompletnie co zamierzałam zrobić. Zirytowana stałam przez chwilę pod drzwiami wsłuchując się w własny oddech. Mój instynkt chciał mi coś powiedzieć, przed czymś mnie ostrzec. Jednak cichy głos w mojej głowie podpowiadał, że nie ma zagrożenia, że mogę wrócić na pryczę i spróbować zasnąć. Każdy mój zmysł był przytępiony, nogi się pode mną uginały. Z trudem walczyłam z ciążącymi mi powiekami. Nagle poczułam słabe, ale uporczywe pulsowanie w głowie. Zamknęłam oczy i spróbowałam skoncentrować się na tym dziwnym uczuciu. Przez chwilę wydawało mi się, że jakaś obca obecność musnęła moją świadomość, lecz zaraz otworzyłam oczy, ponieważ znowu zakręciło mi  się w głowie. Jednak to dziwne doświadczenie pomogło mi odzyskać świadomość umysłu. Podbiegłam do drzwi i zaczęłam w nie walić bez opamiętania, krzycząc równocześnie, że mają mnie wypuścić. Oczywiście odpowiedziała mi tylko cisza. Zrezygnowana oparłam się o drzwi. Muszę się stąd jak najszybciej wydostać – pomyślałam – To ten pokój tak na mnie działa, powinnam się była tego domyślić…                                                         Nagle poczułam lekkie drżenie. Uczucie wzmagało się, a do niego dochodziło jeszcze coraz głośniejsze dudnienie. Przestraszona, ale również zaintrygowana wstałam i odsunęłam się od drzwi. Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby zobaczyć, że szczeliny w ścianie się pogłębiają, a ta z czasem pęka. Odgłosy wydawały się coraz głośniejsze, aż w końcu ściany pękły, a wraz z nimi opuściło mnie uczucie otępienia. Znowu mogłam normalnie funkcjonować! Jednak nie dane mi było długo się tym cieszyć, ponieważ już za chwilę w moją stronę poszybowały ostre odłamki tynku i ściany.
               
                                                                     *** 

Kiedy się ocknęłam na początku nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie się znajduję. Z mojego więzienia została tylko ruina, przysypana gruzem. Nie to jednak napawało mnie przerażeniem. Pomieszczenie było pełne najróżniejszych potworów. Było ich tak wiele, że nie byłam w stanie ich policzyć. Były różnej wielości, jedne miały rogi, drugie skrzydła… Jednak najwyraźniej wszystkie przyszły tu w jednym celu… Po mnie. Jeden większy od pozostałych trzymał mnie za ramiona i najwyraźniej starał się mnie wyprowadzić. Jednak w sali panowało zamieszanie. Zobaczyłam, że potwory walczą między sobą, a potem dostrzegłam Ethana, który torował sobie przejście krótkim mieczem, który trzymał w dłoni. Gdy zbliżył się do mnie usłyszałam jak mruczy pod nosem:
- Przeklęte potwory Hadesa! Trzeba było się domyślić, że ją tu znajdą…
Zamachnął się i jednym, szybkim ruchem odciął trzymającemu mnie potworowi rękę. Potwór zawył z bólu, a szkarłatna ciecz poplamiła moje ubranie. Odwróciłam się z obrzydzeniem od tej makabrycznej sceny. Ethan próbował do mnie podejść, ale tłum potworów mu na to nie pozwalał. Zawołał do mnie:
- Lynette, zostań tam!
Ja jednak nie miałam zamiaru go słuchać. Odwracając się w stronę gdzie wcześniej znajdowały się drzwi zdążyłam jeszcze zauważyć wyraz twarzy Ethana. Było w nim coś, co mnie przestraszyło. To nie była zwykła determinacja, to była… nienawiść. Nie zastanawiając się nad tym długo pobiegłam prosto korytarzem. Nie wiedziałam gdzie biegnę, chciałam po prostu znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Słyszałam za sobą odgłosy pościgu. Zdyszana skręciłam w boczny korytarz i nagle poczułam podobne uczucie, które ogarnęło mnie już wcześniej, czyli pulsowanie w głowie. Choć wiedziałam, że to niebezpieczne zatrzymałam się. Przede mną pojawił się migoczący obraz pięknej kobiety w srebrzystej tunice i złotych sandałach.
- Artemida….? - wyraziłam swoje zdziwienie.
~ Nie ma teraz na to czasu!
Jej głos zabrzmiał jakby w mojej głowie. Chciałam ją zapytać o tyle rzeczy, jednak chyba bardzo jej się spieszyło, bo uciszyła mnie gestem.
 ~ Mamy tylko chwilę, już wcześniej próbowałam się z tobą skontaktować, ale bariery magiczne…
Jej obraz zaczął się zamazywać, więc mówiła coraz szybciej:
~ Spróbuję…  to nie będzie łatwe… ale… szybko…
- Co? Artemida, nic nie rozumiem!
Jej obraz zatrząsł się, a potem zaczął znikać. Udało mi się tylko usłyszeć jej ostatnie słowa:
~ …. musisz uciekać
Następnie zniknęła. Świetnie! - pomyślałam z ironią – Dzięki za pomoc, sama nigdy bym się nie domyśliła… Jednak rzeczywiście nie miałam czasu. Kroki słychać było coraz bliżej, więc zerwałam się do biegu. Po drodze wpadłam na jakiegoś strażnika, który na mnie warknął i próbował mnie złapać, jednak wyślizgnęłam mu się i wbiegłam za najbliższe drzwi. Nareszcie udało mi się wydostać na zewnątrz, ale to nie rozwiązywało moich problemów. Puściłam się pędem w dół zbocza, na którym stał budynek, w którym się znajdowałam. Nawet nie odwróciłam się, żeby sprawdzić, czy goniące mnie potwory również wybiegły na zewnątrz. Starałam się uważnie stawiać kroki, ponieważ nie mogłabym sobie pozwolić na potknięcie (choć było to trudne, zważywszy na to, że biegłam jak najszybciej). Gdy znalazłam się na dole rozejrzałam się i wbiegłam w pierwszy lepszy zaułek, prawie wpadając na jakąś kobietę. Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem swoich niebieskich oczu… zaraz, czy one nie były fioletowe? Ku mojemu zdziwieniu rozpoznałam w niej Hekate, boginię, u której w domu spędziłam ostatnie chwilę, które pamiętałam. Pomyślałam, że jeżeli ktokolwiek wie, co tu się dzieje to właśnie ona.
- Hekate!- zawołałam – Gonią mnie potwory, muszę uciekać…
- Chodź za mną – powiedziała, po czym ruszyła w stronę ciemnego otworu w skale.
Jak się potem okazało było to wejście do przypominającego małą jaskinie tunelu. Pobiegłam za nią, starając się ją równocześnie zapytać:
- Co tu się dzieje? Jak znalazłam się w tamtym miejscu? Dlaczego Ethan się tak zachowuje? Czemu…
Wchodząc do tunelu poczułam miły chłód na twarzy. Hekate nie zwalniając kroku przerwała mi:
- Nie mamy czasu. Postaram się znaleźć odtrutkę ale nie wiem ile mi to zajmie...
Odtrutkę?- pomyślałam – Dla kogo? W tunelu czuć było wilgoć, a z każdym krokiem robiło się coraz ciemniej. Po chwili nie widziałam już własnych dłoni. Przestałam też słyszeć kroki obok mnie…
- Hekate?! - zawołałam czując narastający niepokój.
- Musisz iść dalej prosto – usłyszałam jej głos dochodzący z daleka – Powodzenia.
- Nie zostawiaj mnie tu samej! - krzyknęłam przerażona – Wróć!
Cisza. Ciemność.
- Hekate? - chciałam krzyknąć, ale udało mi się tylko wydać z siebie szept.
Przełknęłam ślinę. Chciałam odrzucić od siebie te myśli, ale zaczęłam panikować wyobrażając sobie, że w tej ciemności może czaić się dosłownie wszystko. Prawie słyszałam zbliżające się do mnie poczwary… Stałam tam tak długo, że aż mi zdrętwiały kolana. Okej – pomyślałam – Skoro Hekate kazała mi iść prosto, to chyba nie pozostaje mi nic innego…  Odetchnęłam głęboko, po czym zrobiłam krok w stronę ciemności… i prawie od razu zaczęłam wrzeszczeć. Potrzebowałam chwili, żeby się uspokoić i zdać sobie sprawę, że to co dotknęło mojej twarzy to po prostu zwykła pajęczyna. Przeklinając w duchu swoją głupotę ruszyłam po omacku na przód. Szłam z wyciągniętymi przed siebie rękami obmacując ściany. Musiałam zachować ostrożność, przez co poruszałam się o wiele wolniej. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że goniące mnie potwory nie znalazły wejścia do tunelu. Każdy mój krok odbijał się echem w tym wąskim korytarzu. Było tak cicho, że wydawało mi się, że mój oddech lub bicie serca tworzy straszny hałas. Na domiar złego sufit zaczął gwałtownie opadać, zmuszając mnie do poruszania się na czworakach. Starałam się nie myśleć o tym, że nad moją głową znajdują się miliony skał i, że tunel w każdej chwili może się zawalić, bo i tak czułam się niezbyt komfortowo czołgając się w tym ciasnym tunelu. Po jakimś czasie natrafiłam na niespodziewaną przeszkodę – kamienie. Okazało się, że tunel był zasypany grubą warstwą ciężkich kamieni. Zrozpaczona zastanawiałam się co mam robić. Nie mogłam uwierzyć, że cały trud wędrówki przez tunel mógłby pójść na marne. I chociaż nie widziałam wielkich szans na powodzenie zaczęłam wyjmować i przesuwać kamienie. Były one ciężkie, a praca szła mozolnie. Wydawało mi się, że trwa to wiecznie, jednak nie miałam zamiaru odpuścić. Z czasem zaczęło mi się wydawać, że w tunelu robi się coraz duszniej i musiałam skupić się na pracy, żeby nie zacząć panikować. Gdy już miałam się poddać odsunęłam wielki kamień i oślepiło mnie światło. To było światło dzienne! Wstąpiła we mnie nowa nadzieja i zaczęłam szybko przerzucać kamienie, stopniowo powiększając otwór. Gdy był już na tyle duży, że dało się przez niego przejść wyczołgałam się na zewnątrz. W moją twarz uderzył wiatr rozwiewając mi włosy. Łapczywie wdychałam świeże powietrze i cieszyłam się widokiem zielonej trawy. Wystawiłam twarz do przyjemnie grzejącego słońca. Chciało mi się śmiać, skakać i tańczyć. Moje szczęście jednak mąciło poczucie, że nadal nie jestem bezpieczna. Rozejrzałam się dookoła i zorientowałam się, że znajduję się w lesie. Przeszłam pomiędzy drzewami i nagle zastygłam w bezruchu. Poczułam, że jeżą mi się włoski na karku i nagle ogarnia mnie chłód. Wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje… Błyskawicznie się odwróciłam i dostrzegłam, że niecałe dwadzieścia metrów dalej stoi Ethan. Wyraz jego twarzy nie zapowiadał nic dobrego, a okrutny uśmiech nakazywał mi uciekać… Co nie zastanawiając się też uczyniłam. 

 Biegłam coraz szybciej przeskakując przez kamienie i gałęzie blokujące mi drogę. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że Ethan jest tuż za mną. Prawie czułam jego oddech na swoim karku.       Wydawało mi się, że drzewa i krzewy specjalnie wyciągają do mnie swoje gałęzie i kolce starając się mnie zatrzymać. Jedna z gałęzi boleśnie wbiła się w moje ramię. Nie zważając na rozrywający ból szarpnęłam się z całej siły chcąc się oswobodzić. Nie zwalniając biegu ogarnęłam przelotnym spojrzeniem moje ramię, na na którym zdążyła się już pojawić paskudnie wyglądająca, czerwona pręga. Suche liście szeleściły pod moimi nogami a lodowaty, porywczy wiatr wiał mi prosto w oczy. Nie miałam czasu na wymyślenie choćby najprostszego planu, każda część mojego ciała wysyłała mi tylko jedną, natarczywą myśl – BIEGNIJ! Każdy mój mięsień płonął, gdy zmuszałam go do szaleńczego biegu. Dosłownie czułam, jak z każdą kropelką potu spływającą mi po twarzy tracę siły. Nie było co liczyć, że Ethan się zmęczy, jak na razie poza ciężkim oddechem nic nie wskazywało na to, że choćby zwolnił. Ma stanowczo lepszą kondycje ode mnie – pomyślałam – Może gdybym…                                                                                        Moje rozmyślania przerwał nagły, przeszywający ból z tyłu głowy i nagle cały świat zawirował. Oszołomiona przeturlałam się po suchych liściach i boleśnie wbijających się w moją skórę igłach. Następnie wszystko stało się błyskawicznie, za szybko aby mój otumaniony mózg zdołał to zarejestrować. Ktoś brutalnym gestem przycisnął mnie do ziemi, tym samym skutecznie mnie obezwładniając i unieruchamiając. Starając się pozbyć mroczków pojawiających mi się przed oczami zobaczyłam, że Ethan siedzi na mnie okrakiem z wyrazem triumfu w jego lodowato lazurowych, pełnych nienawiści oczach. Nagle uświadomiłam sobie, że taki sam  wzrok miał Minos… To nie były oczy Ethana, którego znałam. A jeszcze niedawno oddałabym wszystko za możliwość wpatrywania się w nie, choćby przez sekundę – pomyślałam ze smutkiem – Jak to możliwie, że tak się zmienił? Czy to jest jego prawdziwe oblicze? Pamiętałam nasze pierwsze spotkanie przy domu Olimpii, patrzył na mnie wtedy z taką miłością i troską…  Albo gdy rozmawialiśmy przy wodospadzie. Czy to wszystko to był tylko wyjątkowo okrutny żart? Kłamstwo?         Wpatrywałam się w niego szklanymi oczami, a łzy groziły, że popłyną. Chciałam więc odwrócić wzrok, jednak nie potrafiłam. Nie mogłam w to uwierzyć, jakaś cząstka mnie wciąż miała nadzieję, że to tylko zły sen, z którego zaraz się obudzę. Nie zamierzałam walczyć ani się wyrywać, wiedziałam, że to i tak nie miałoby sensu. Poddałam się, czekając na jego reakcje. Potwierdzając moje najgorsze obawy kątem oka dostrzegłam w jego dłoni błysk ostrego, metalowego przedmiotu. Zamknęłam oczy, bo nie chciałam tego oglądać.                                               
Och, Ethan…. - przelałam w ten szept wszystkie moje uczucia, moją miłość, lęk i bezsilność, czując spływającą po moim policzku pełną goryczy łzę.     

___________________________________________________________________________________
Witajcie!!! Baaaaaaardzo przepraszamy za tak długą nieobecność na blogu. Postaramy się wam to wynagrodzić w najbliższym czasie. Już się bałyśmy, że ten rozdział nigdy nie powstanie przez pewne problemy z komputerem i internetem, ale nareszcie się udało! Zachęcamy do czytania i komentowania
Buuuuuuziaczki 
:-* :-* :-*  
Zomiju