piątek, 27 lutego 2015

Poznajcie Zomiju :)

Na prośbę naszego kooooooooooooochanego anonimka1 postanowiłyśmy napisać post w którym poznacie nas trochę lepiej ;)

Hej! Moje prawdziwe imię to Zofia, jestem dosyć wysoką brunetką z włosami do pasa i mam 16lat. Kocham czytać książki, a moją ulubioną serią są "Opowieści z Narnii" <3 <3 <3
Oprócz tego lubię jeździć na koniach, rysować i grać na gitarze :) Moja BFF to współprowadząca tego bloga Mim. Jej zdaniem jestem kreatywna i bardzo ekspresyjna ale moim zdaniem to po prostu ADHD XD
To chyba wszystko ;)
wasza Zońka



Mima
Helllo :) Jestem Anastazja i mam również 16lat, z Zofi poznałyśmy się w pewnym zakładzie psychiatrycznym (czytaj:w szkoleXD) ja tam byłam z powodu halucynacji które polegały na tym że wszędzie widzę bogów greckich a ona z powodu ADHD, więc świetnie się dopełniamy! Mam kręcone czekoladowo-rude włosy do połowy pleców i niebiesko-zielone oczy, jestem również o pół głowy wyższa od Zońki :) Moim hobby jest jeżdżenie na łyżwach, rysowanie, granie na skrzypcach i czego nie trzeba chyba mówić czytanie książek (chociaż to bardziej uzależnienie;)) Razem z Zońką w szkole dostajemy głupawki i pewnego słonecznego dnia wymyśliłyśmy parodię dzisiejszej historii znajdującej się na tym blogu (nasz pierwotny pomysł miał niewiele wspólnego z tym co jest teraz XD) i tak właśnie zrodziło się to opowiadanie. Mieszkamy bardziej na wsi niż w mieście bo to takie zadupie że kury i krowy można spotkać w wielu miejscach :) Ale ma to też swoje plusy bo naszym ulubionym zajęciem jest wyjeżdżanie na koniach do lasu i dzielenie się swoją weną!

To jest nasze Zomi a co z Ju.......?

To dosyć długa historia......... i teraz jest tylko Zomi
nadal będziemy się podpisywać jako Zomiju bo to lepiej brzmi XD


To już koniec tej notki, myślę że nas i nasze życie poznaliście trochę bardziej od środka ;)
buuuuuuuuuuuuziaczki ;-*  ;-*  ;-**
Zomiju

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział XI Starcie

                           

  Olimpia

Szłam pomiędzy chaszczami i kolczastymi krzewami a w dłoni trzymałam mój drewniany łuk. Szłam najciszej jak potrafiłam, starając się nie zbliżać za bardzo do ścieżki, którą szła Lynette. Zastanawiałam się,  Czy na pewno dobrze robię, lecz za chwile sama się usprawiedliwiałam myśląc:
 Przecież zachowywała się tak dziwnie... I dlaczego wymykała się, po cichu z domu, zamiast powiedzieć mi, że gdzieś idzie? A może... a może ona wie?... - szybko odrzuciłam te myśl - Niby skąd miała by się dowiedzieć? - uspokajałam sama siebie, lecz na samą myśl, że mogła by wiedzieć przeszywał mnie dreszcz. Tak na prawdę, to nie musiałam tak uważać, ponieważ Lynette w ogóle nie była ostrożna i sprawiała wrażenie beztroskiej, lecz wolałam nie ryzykować. Gdyby Lynette mnie zauważyła, to od razu zorientowała by się, że ją śledzę. Ja już widziałam, w jakim stanie wracała z tych " spacerów " - myślałam - I te " ważne sprawy "? O co jej chodziło? A... a co jeśli jest szpiegiem? - pomyślałam ze zgrozą - Nie... To nie możliwe... Przecież ona nawet nic o sobie nie wie - uspokajałam się w myślach - A co jeśli tylko udaje... Odrzuciłam te myśli od siebie - Dowiem się wszystkiego, gdy zobaczę dokąd idzie - pomyślałam. Szłam dalej rozmyślając, aż nagle spostrzegłam, że straciłam Lynette z oczu... Szłam jednak dalej, ale jeszcze bardziej ostrożnie, ponieważ nie chciałam przypadkowo wpaść na nią. Roślinność się tu zagęściła, i przedzierając się przez nią nawet nie zauważyłam, że znalazłam się na otwartej przestrzeni, a kilkadziesiąt metrów dalej stała Lynette. Na szczęście nie zauważyła mnie i miałam czas znowu schować się w krzakach. Lynette stała cały czas w  jednym miejscu wyraźnie na coś czekając. Stała na rozległej łące, a za sobą miała spływający po niewielkim urwisku wodospad, który potem zmieniał się w rzeke niknącą gdzieś w lesie. Mijały minuty, a ona nadal nie ruszyła się z miejsca. Zastanawiało mnie, po co tutaj przyszła?I na co czeka? Ona tymczasem krążyła po polanie i wyglądała na mocno zawiedzioną. Nagle zrobiła coś, czego w ogóle się nie spodziewałam - usiadła na trawie i zaczeła płakać. Zrobiło mi się jej żal,ale nie mogłam wyjść z ukrycia, ponieważ zrozumiała by, że ją śledziłam. Pozostało mi tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Nagle, koło Lynette zaczeła się pojawiać dziwna mgła, rozprzestrzeniała się błyskawicznie. Lynette jednak tego nie zauważyła - płakała dalej, nie zważając na to, co dzieje się wokół niej. Przestraszona rozmyślałam co mam robić? I gdy już miałam wyskoczyć z za krzaków, z mgły wyszedł ten sam facet, którego widziałam z Lynette w lesie...

   Lynette

Stałam na polanie, wsłuchując się w ryk spadającej wody i wpatrując się w niesamowitą potęge wodospadu. Bałam się czy aby na pewno zrobiłam dobrze? Czy nie lepiej było jechać do Delf, zamiast czekać na tej polanie, na kogoś, kto mi się przyśnił? Lecz za chwile skarciłam się w myślach - Ethan nie jest " kimś ", Ethan to... Ethan to... - starałam się dobrać odpowiednie słowo - Ethan to przyjaciel... - pomyślałam - Nie mogę sobie za dużo wyobrażać... Jednak te słowa do mnie nie trafiały, gdy przypomniałam sobie jego wzrok miałam pewność, że też coś do mnie czuje... A może tylko chciałam, aby tak było? Z rozmarzenia wyrwał mnie fakt, że Ethana wciąż nie było... A może to był najzwyklejszy w świecie sen? Pomyliłam się... - pomyślałam - On nie przyjdzie... Ale byłam naiwna! To był tylko sen! Czułam się jak skończona debilka. Dlaczego powiedziałam Olimpii, że nie jadę z nią do Delf? Dlaczego wymykałam się po cichu z jej domu? Co ona sobie o mnie pomyśli? Wzięłam do ręki kamień i rzuciłam do rzeki, potem wzięłam drugi, ale już nim nie rzuciłam, usiadłam na trawie trzymając go w dłoni. Gniew ustąpił miejsca bezradności... Po moich policzkach zaczęły spływać łzy... I po co to wszystko? - myślałam - Żebym teraz tu siedziała i nie wiedziała co ze sobą zrobić? Otarłam łzy. To nic nie da - pomyślałam - Trzeba wracać... Ale co powiem Olimpii?... Kolejne łzy zaczęły napływać do moich oczu. Nagle zobaczyłam, że otacza mnie dziwna mgła i poczułam lodowaty dreszcz przeszywający moje ciało. Ale zaraz wszystko ustąpiło błogości... poczułam  czyjąś obecność i usłyszałam przyjazny, znajomy głos:
- Lynette?
Natychmiast się odwróciłam i zobaczyłam uśmiechniętego Ethana... Patrzyłam na niego jak zaczarowana, nie mogąc odezwać się ani słowem. On popatrzył na mnie troskliwie i podszedł parę kroków. Nadal patrzyłam na niego oszołomiona.
- Mam nadzieje, że nie zamierzasz tym we mnie rzucić - powiedział, wskazując na kamień w mojej dłoni.
Wtedy jakby obudziłam się z transu. Natychmiast wstałam i rzuciłam mu się na szyje.
- Ethan! - wykrzyknęłam.
Potem szybko cofnęłam się o krok zażenowana swoim zachowaniem. On jednak uśmiechnął się pod nosem i powiedział:
- No, bałem się, że znowu mnie zapomniałaś...
- Myślałam, że nie przyjdziesz... - powiedziałam, sama zdziwiona, że mogłam w to wątpić.
On zrobił tajemniczą minę i powiedział:
- Przecież obiecałem, że przyjdę...
Parzyłam na niego, namyślając się co odpowiedzieć. On też na mnie popatrzył i stwierdził:
- Płakałaś...
- Nie... to nic... - odpowiedziałam, próbując doprowadzić się do ładu, lecz jedno spojrzenie w tafle wody uświadomiło mi, że to nic nie da, ponieważ jestem cała czerwona...
- No tak... Ok, mówiłeś, że pogadamy, w takim razie mam pierwsze pytanie... - zmieniłam temat.
- Pytaj o co chcesz - odpowiedział.
- Dobra... Jak to możliwe, że spotkaliśmy się we śnie?.... - zapytałam.
Ethan się uśmiechnął i odpowiedział:
- Eee... To bardzo proste, miałaś sen, a ja po prostu do niego wszedłem...
- To ty tak potrafisz? - przerwałam mu.
On zrobił zagadkową minę i odpowiedział:
- Potrafię bardzo wiele rzeczy... między innymi wchodzić do snów.
- A co jeszcze umiesz? - zapytałam, choć to pytanie wydawało mi się bardzo głupie.
Jednak Ethan nie zlekceważył go, tylko odpowiedział:
- Sama widziałaś, że zjawiłem się tu poprzez mgłę... umiem też nieźle walczyć - stwierdził po chwili namysłu - Chociaż chyba nie mam czym się chwalić, sama jesteś niewiele gorsza ode mnie...
Popatrzyłam na niego zdziwiona, ale nie dojrzałam w tym stwierdzeniu ironii.
- Ja? - zapytałam - Przecież ja zupełnie nie umiem walczyć! umiem tylko rzucać meblami i wymachiwać gałęziami... - powiedziałam z ironią.
- Teraz może tak, ale kiedyś byłaś niezła... - stwierdził. - Poczekaj, może coś ci się przypomni... - powiedział, po czym nieoczekiwanie zamachnął się na mnie. Zdziwiona uchyliłam się i stanęłam w przygotowaniu.
- I co, pamiętasz coś?- zapytał.
- Eee... Nie, zamachnąłeś się na mnie, więc odskoczyłam... - odparłam poirytowana.
- Eh... Daj rękę - powiedział nagle.
- Dlaczego? - zapytałam, choć tak naprawdę bardzo tego chciałam.
- Zobaczysz - powiedział trochę zniecierpliwiony.
Posłusznie chwyciłam go za rękę, i w tej samej chwili przed oczami mignęły mi miliony barw, a potem oślepił mnie rażący blask. Potem zobaczyłam mnie i Ethana. Byliśmy na jakiejś dziwnej,okrągłej hali, albo arenie,  na ścianach wisiała różnego rodzaju broń, od różnego rozmiaru mieczy, poprzez złote maczugi, aż do srebrnych toporów. Na przeciwległym krańcu areny, stały okazałe tarcze, z różnymi wzorami i godłami. Ja miałam w ręku piękny, srebrny miecz, ze złotą rękojeścią, a Ethan trzymał trochę mniejszy, bardziej poręczny sztylet. Właśnie rozpoczęła się nasza walka. Nasze ostrza raz,po raz ze zgrzytem spotykały się w walce, zaobserwowałam różnego rodzaju uniki i cięcia, a ja zrobiłam nawet salto! Wreszcie pojedynek skończył się odebraniem mi mojego miecza przez Ethana. Potem wizja się skończyła, ponieważ Ethan puścił moją rękę i znowu byliśmy na polanie z wodospadem.
- Wow... to ja tak potrafiłam?! - zapytałam oszołomiona.
- Sama widziałaś... - odpowiedział Ethan.
Po chwili namysłu zapytałam:
- Hym... Możesz tak mi pokazać każdą chwile mojego życia?
- No... nie każdą - po czym dodał - Tylko tą, przy której byłem...
Szczerze mówiąc bardzo chciałam zobaczyć nasze WSZYSTKIE wspólne chwile, ale pomyślałam, że chyba nie wypada o to zapytać... Nagle coś mignęło pośród drzew, za chwile znowu. Ethan chyba wcale tego nie zauważył... Wpatrywałam się w tamto miejsce i po chwili zobaczyłam... Sennego Żara! Gdy zobaczył, że na niego patrze zrobił porozumiewawczy gest głową, jakby chciał, abym za nim poszła. Po chwili odwróciłam się do Ethana i powiedziałam:
- Yyy... Mogę cie na chwile przeprosić?...
- Jasne - powiedział.
- Ok, za chwile wrócę... - powiedziałam, po czym poszłam w kierunku, gdzie widziałam Sennego Żara.
          

 Olimpia

Ten " Ciemny facet " podszedł do Lynette, która wyglądała na mocno oszołomioną. Lecz już po chwili rzuciła mu się na szyje. Nie wiem o czym rozmawiali, ponieważ byłam za daleko, ale rozmawiali długo i żywo przy tym gestykulowali. W pewnym momencie on chciał, chyba uderzyć Lynette, ale ona na szczęście w porę odskoczyła. Potem chwycił ją za rękę i chyba rzucił na nią jakiś urok, ponieważ zachwiała się, po czym wpatrywała się w jakiś nieokreślony punkt, nieobecnym wzrokiem. Postanowiłam jej pomóc. W tej samej przyleciał Senny Żar, próbowałam go odgonić, ponieważ bałam się, że zdradzi moją pozycję, jednak już po chwili do głowy przyszedł mi pewien pomysł.
- Senny Żar! - powiedziałam - Proszę, odwróć uwagę Lynette, dobrze?
On zaskrzeczał porozumiewawczo i odleciał. Plan chyba zadziałał, bo już po chwili Lynette gdzieś poszła i mogłam działać. Podniosłam swój łuk, wyjęłam strzałę z kołczanu, napięłam cięciwę, wycelowałam i puściłam strzałę. Strzała, wirując idealnie trafiła w cel, jednak " ciemny Facet " tylko dziwnie się rozproszył, a strzała przeleciała przez niego jak przez dym. Potem odwrócił się w moją stronę i wykonał kilka dziwnych gestów, po czym posłał w moją stronę ognistą kule. Jednak ogień z którego była stworzona płonął na zielono, kula nie zostawiała też dymu, lecz ciągnęła za sobą zielono-szarą mgłę. Minęła mnie o włos, ponieważ w porę się uchyliłam, ale wypaliła krzaki, które znajdowały się za mną i przede mną, tak ,że gdybym się wychyliła zza wysokiej trawy nieznajomy na pewno by mnie zauważył. Starałam się zachować zimną krew. Byłam już w gorszych sytuacjach... dobrze, że zawsze mam plan zapasowy - pomyślałam, wyjmując zza pasa sztylet, który zawsze nosiłam przy sobie. Nie wiedziałam, na ile to się zda, jeśli strzała nie zrobiła nic nieznajomemu, ale zawsze lepiej być uzbrojonym. On tymczasem stał nieruchomo, nasłuchując. Wreszcie ruszył w moim kierunku. Umiałam się cicho skradać, ponieważ w moim fachu było to konieczne. Cicho zmieniłam pozycje, tak, że gdy stanął w miejscu, z którego strzelałam był odwrócony do mnie plecami. Wyczekałam odpowiednią chwile i skoczyłam na niego, ze sztyletem. Zdziwiła mnie szybkość jego ruchów, ale sama też nieźle walczyłam. Spróbowałam dosięgnąć go sztyletem, lecz zrobił błyskawiczny unik, podniósł średniej wielkości kamień i uderzył mnie nim w plecy, nie pozostawałam mu dłużna i gdy zamachnął się na mnie szybko się uchyliłam, złapałam go za nadgarstki i z całych sił odepchnęłam. On jednak zachował równowagę i znowu na mnie ruszył. Zamachnęłam się na niego, ze sztyletem, lecz on odskoczył w bok i tylko musnęłam jego ubranie. Wykorzystując moje zdezorientowanie złapał mnie w tali i obrócił, tak, że upadłam i wypuściłam z dłoni sztylet. On go podniósł i stanął nade mną w bojowej pozie.
- Przyznaje, że nieźle walczysz - powiedział.
Korzystając z jego chwili nieuwagi podcięłam mu nogi i odebrałam sztylet, po czym stanęłam nad nim ze sztyletem przygotowanym do ciosu.
- Lepiej niż ty! - wycedziłam.
Właśnie w tej chwili na polane weszła Lynette i krzyknęła przerażona:
- Olimpia?! Co ty robisz?!
Odwróciłam się do niej i  odpowiedziałam:
- Lynette! Bo on... - ale nie dokończyłam, ponieważ poczułam ostry ból z tyłu głowy. Mimo potwornego bólu odwróciłam się znowu do napastnika i cała walka zaczęła się na nowo.
  

 Lynette

A może tylko mi się przewidziało? - pomyślałam wracając do Ethana, gdyż nie udało mi się znaleźć Sennego Żara. Weszłam na polne, na której stał przedtem Ethan i nikogo nie zastałam.
- Ethan?! - zawołałam, lecz nikt mi nie odpowiedział.
Przestraszona tym, że może sobie poszedł przeszłam kawałek dalej i zobaczyłam... Olimpie! Ale nie to było najdziwniejsze - stała nad Ethanem ze sztyletem w dłoni!
- Olimpia?! - krzyknełam - Co ty robisz?!
Olimpia spojrzała na mnie i chyba chciała coś powiedzieć, ale nie dokończyła, ponieważ Ethan wstał, podniósł z ziemi kamień i udeżył ją z całych sił w głowe. Ona zatoczyła się, lecz już po chwili wbiła mu w brzuch sztylet.
- Ethan!!! - wrzasnęłam, ale jemu nic się nie stało!
Sztylet jakby odbił się od niego, a on sam rzucił się na Olimpie. Szamotali się tak w walce, a ja postanowiłam ich rozdzielić... Podniosłam leżący na ziemi patyk i... rzuciłam się w wir bitwy. Przyznaje, że kilka razy nawet oberwałam. Wreszcie odsunęłam się na bok, nie wiedząc co dalej robić. Zaczęłam płakać. Zaczęłam widzieć jak przez mgłe, czułam jak coś mnie pochłaniało. Przestałam rozróżniać kształty, czułam się, jakbym spadała w otchłań bez dna. W końcu przed oczami miałam już tylko ciemność - nieprzytomna osunęłam się na ziemie,
____________________________________
Hejka!!!<3 Rozdział jest dłuuuugi, jak poprzedni ale mamy nadzieje, że to nic złego. ;-) A co najważniejsze... JEST NA CZAS!!! :D Mamy nadzieje, że się wam spodoba i zachęcamy do komentowania! ^-^
buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuziaczki ;-* ;-*  ;-**
Zomiju

środa, 18 lutego 2015

Rozdział X Wierząc w sen...

Lynette



Położyłam się do łóżka i oddałam w objęcia Morfeusza. Na początku była tylko ciemność otaczająca mnie ze wsząd, a potem pojawiła się marmurowa posadzka usłana czerwono-czarnym dywanem, wysokie tapetowane na biało ze złotymi i srebrnymi zdobieniami ściany oraz hebanowe meble na których stały bibeloty. Przy suficie wisiał  wielki złoty żyrandol usłany brylantami, paliły się na nim żółte na w pół wypalone świece których blask mieszał się z promieniami zachodzącego słońca widocznego z dwumetrowych okien. Cały pokój wyglądał jak ogromny salon jakiegoś mrocznego zamku, jedną ze ścian zdobił duży kamienny kominek w którym trzaskał ogień pożerając kolejne kawałki drewna, a przed nim stała wieloosobowa kanapa i dwa fotele obite w czarną skórę. Wszędzie było widać bogactwo i przepych, ten pokój aż ział zimnem i sam w sobie budził respekt do osoby posiadającej ten gmach. Ale jednak mi przypominał coś znajomego... Ciepłego... Czegoś do czego tęskniło moje serce...Zaczęłam przechadzać się po pokoju oglądając wazony i kryształowe figurki na półkach, z jednej strony czułam się jakbym wreszcie była w domu, a z kolei z drugiej jakbym była w niewłaściwym miejscu i nigdy nie powinnam w nim być. Gdy spróbowałam sobie przypomnieć jak się tu znalazłam uświadomiłam sobie że to sen, jednak czułam się w nim dziwnie jakby on nie był mój tylko czyjś inny, a ja tylko po nim chodziłam. Podeszłam do obrazów w grubych czarnych ramach na których widniały pejzaże, gdy nagle poczułam na sobie czyjś wzrok odwróciłam się nerwowo i zobaczyłam w rogu ściany tego samego chłopaka co wcześniej w lesie, miał kruczo-czarne lekko rozwiane włosy i nieodgadniony wyraz twarzy, trzymał ręce w kieszeniach ciemnych dżinsów i stał tam nieruchomo jak posąg, ale gdy zobaczył że go zauważyłam zaczął przybliżać się do mnie
-Rose musimy pogadać- powiedział poważnie
Tknięta przez impuls zaczęłam się cofać na oślep, ale nim zrobiłam dwa kroki uderzyłam z impentem w ścianę i skrzywiłam się w grymasie bólu
-Jeszcze siniak z walnięcia w drzewo u Olimpii nie zdążył się zagoić a już nabiłam sobie kolejny- pomyślałam
Kiedy spojrzałam na chłopaka uświadomiłam sobie że zatrzymał się w pół drogi zdezorientowany moją reakcją. Tymczasem moje myśli pędziły z prędkością światła i próbowałam wymyślić coś sensownego
Mam go zaatakować?? I tak się obroni. Uciekać? Pokój jest za duży i i tak mnie złapie. Grać na zwłokę? Tylko po co, i tak nie mam jak się obronić ani uciec.
-To jakiś koszmar- pomyślałam ze strachem
-No właśnie koszmar! To jest sen, i jak się postaram to może uda mi się zmienić scenerię lub obudzić!
Żeby się skupić szybko zamknęłam oczy, położyłam palce na skroniach i zaczęłam je pocierać krążąc w kółko w nadziei że ten pomysł pomoże
Kiedy jednak nie pomagało zawiedziona postanowiłam że przeżyje ten koszmar
-Przecież to tylko sen-pomyślałam
Ale gdy otworzyłam oczy on stał jeden metr przede mną, próbowałam go z całej siły odepchnąć ale  złapał mnie za nadgarstki jeszcze bardziej zmniejszając dzielącą nas odległość. Przerażona zaczęłam się wyrywać i machać rękoma na wszystkie strony
-Lynett co ci jest??-Usłyszałam jego zmartwiony głos
-O co ci chodzi!?-Wykrzyknął bezradnie
Na chwilę zastygłam w bezruchu a on zdezorientowany patrzył w moje oczy i lekko poluzował uścisk, to mi wystarczyło i tym razem szarpnęłam się z całej siły i udało mi się wyrwać dłonie, szybko złapałam to co miałam pod ręką (czyli wazon XD) i rozbiłam mu go o głowę. Zaskoczony złapał się za nią i zatoczył parę kroków w tył, a ja popędziłam do drzwi próbując je otworzyć
-Cholera!!! Zamknięte...-Syknęłam
Odwróciłam się oceniając jakie mam szanse dobiegnięcia do okna, ale niestety on był coraz bliżej, nie udałoby mi się. Nie wiedząc co robić zaczęłam brać kryształowe figurki z półki obok i zaczęłam nimi w niego rzucać, na chwile się zatrzymał krzycząc na mnie i osłaniając rękoma ale potem znów zaczął iść. Stwierdziłam że figurki go nie zatrzymają, potrzebuje czegoś większego... W przypływie impulsu złapałam za półkę na której stały i ją wyrwałam. Chłopak stał już dwa metry odemnie więc rozmachnęłam się nią i trzasnęłam go, co oczywiście nie zrobiło na nim większego wrażenia ale chwila w której ją złapał i odrzucił na bok wystarczyła mi na dobiegnięcie do okna i otworzenie go, już stawałam na parapecie gdy złapał mnie w talii i pociągnął w dół, a potem przycisną  mocno za ramiona do ściany, tak że nie mogłam nimi poruszać, jeszcze próbowałam walczyć i się wyrwać ale trzymał mnie zbyt mocno
- Bogowie!!! Lynette co ty robisz?! Znów mnie zapomniałaś?!- wydarł się już porządnie poirytowany i wkurzony
- Jestem ETHAN!!!- wykrzyknął
Zastygłam nie mogąc się poruszyć, cały czas miałam wrażenie że jakaś mgła pożera moje wspomnienia i je trzyma... Ale teraz jego imię uderzyło we mnie jak cios w serce...
-Ethan...- powtórzyłam bezwiednie zatapiając się w jego oczach
Nie przypomniałam sobie żadnej konkretnej sceny z nim związanej, ale wszystkie uczucia które pojawiały się na jego widok, teraz czułam ze zdwojoną siłą. Nie wiem dlaczego ale, kochałam go...
Przejechałam ręką po jego jedwabistych czarnych włosach
- Są takie same w dotyku jak niegdyś...- pomyślałam oddając się kawałką wspomnień
-LYNETTE!!! Co się z tobą dzieje!-warkną poirytowany
- Jeszcze minute temu rzucałaś we mnie meblami!- powiedział patrząc w moje oczy, a potem puścił moje ramiona, odwrócił się i w geście irytacji złapał za głowę
- Kobiety..- Westchnął poirytowany ale już bardziej z opanowaniem
Nie mogłam otrząsnąć się z rozmarzenia, cały czas miałam przed oczami jego twarz... Obsydianowe włosy... Lazurowe oczy, bladą cerę, morganitowe usta...Jak przez mgłę słyszałam jego słowa, mówił coś o tym że muszę mu powiedzieć jak się tu znalazłam i chyba jeszcze ile pamiętam... Ale nie jestem pewna bo dźwięk docierał do mnie z opóźnieniem
- Rose, czy ty mnie w ogóle słuchasz?-spytał patrząc na mnie swoimi błękitnymi oczami
-Masz takie piękne błękitne oczy...- powiedziałam rozmarzona
-Co? A tak słucham cie słucham- mówiłam wyrwana z transu
Odgarnęłam włosy do tyłu i zrobiłam poważną minę
- Mówiłem właśnie żebyś mi opowiedziała jak się tu znalazłaś i ile pamiętasz- odpowiedział niedokońca przekonany co do moich wypowiedzi
-Nooooooo, ogólnie to obudziłam się w leeeeeesie, a potem spotkałam się z Olimpią. A co do mojej pamięci to nic nie pamiętam, no wiesz nic poza tobą....
-A co do ciebie to tylko cie kojarzę bo chyba kiedyś się przyjaźniliśmy czy coś- powiedziałam ostrożnie
-Tak, przyjaźniliśmy się- odpowiedział jakby niezadowolony z tego faktu
Szczerze to ja myślałam że jest moim chłopakiem po tym co do niego czuje...
-No, no, no czego ja tu się dowiaduje... Jestem(byłam?) zakochana w swoim przyjacielu. Super.-pomyślałam sarkastycznie
-Olimpia to ta blondynka która cie wołała w lesie tak?
Kiwnęłam głową
-Nie wiem czy to dobry pomysł żebyś z nią mieszkała, w ogóle jej nie znasz i nie wiesz kim jest- powiedział podejżliwie
-Olimpia? No coś ty. Jest trochę sztywna i chłodna ale czasem zdarza się jej być nawet zabawną- odpowiedziałam szczerze
-Nie skrzywdziłaby nikogo-powiedziałam niezastanawiając się
I wtedy przed oczami stanęła mi scena ze świątyni, jak Olimpia morduje kogoś, potem przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie...
-Może nie tak od razu nikogo... Ale na pewno nie mnie, lubię ją i wydaje mi się że ona mnie też- poprawiłam
Ethan przypatrywał mi się uważnie, jakby chciał przeczytać moje myśli
-I tak uważam że mieszkanie z nią to nie najlepszy pomysł-powiedział stanowczo
-Zostaniesz u niej do czasu kiedy znajdę ci odpowiedniejsze miejsce-zadecydował, co wywołało u mnie falę wściekłości
-Zostanę u niej tak długo aż SAMA nie znajdę sobie czegoś lepszego ponieważ to jest moje życie i to JA decyduje co zrobię a czego nie- odpowiedziałam siląc się na opanowanie
-A ty się w to nie wcinaj bo nic ci do tego!-nie wytrzymałam
-Jak uważasz- powiedział przewracając oczami z lekkim uśmiechem
-Co cię tak bawi- odpowiedziałam z zaciśniętymi zębami
-Nic Rose, zupełnie nic-powiedział dotykając mojego policzka, a ten wstrętny i zarazem uroczy uśmiech nie schodził mu z gęby
Ledwo co powstrzymywałam się od dania mu z pięści. Traktował mnie jak dziecko, ale postanowiłam to znieść z godnością.
Spiorunowałam go wzrokiem a następnie wyprostowałam się i założyłam ręce na piersi
-A ty nie opowiesz mi nic o sobie? I skoro mnie znasz to również o mnie. Wiesz z kąd pochodzę i co ja tu robię? Znasz moją przeszłość?- pytałam zaciekawiona
- Ja jestem Ethan i ogólnie uczyłem cie walczyć na rozkaz mego ojca, po jakimś czasie się zaprzyjaźniliśmy. A ty mieszkałaś ze mną i moim ojcem w jego ukrytym pałacu bo twój ojciec zginą w wypadku w kopalni a potem twoja matka popełniła samobójstwo. Zawsze byłaś nam bardzo potrzebna do wykonywania misji razem ze mną których celem było...-opowiadał gdy nagle cały pokój zaczął się trząść i rozmazywać
-Co się dzieje?!-wykrzyknęłam
-Ktoś cie budzi- odpowiedział zirytowany Ethan
Potem po pokoju zaczął roznosić się echem głos Olimpii
Lynette, obudź się
Cały sen z każdą chwilą coraz bardziej się rozmazywał
-Spotkajmy się dziś w południe nad wodospadem- powiedział pospiesznie
Następnie podszedł do mnie, odgarną kosmyk włosów za ucho, uśmiechnął się sarkastycznie(teraz wiem dlaczego i ja jestem taka sarkastyczna) i ostatnim co usłyszałam był głos Ethana
-I nie zapomnij o mnie...
-Lynett wstawaj, musimy się szykować- powiedziała Olimpia gdy otworzyłam oczy
-Szykować? Jak szykować? Gdzie się szykujemy?- odpowiedziałam nietomna przecierając oczy
-Jak to gdzie, do Delf- powiedziała rozbawiona
-Ubierz się a potem przyjdź do mnie to ci opowiem o wyroczni i jeszcze dzisiaj ruszamy
Potem widziałam tylko jak znika za drzwiami. Pierwszym co mi przyszło na myśl to to że nie mogę jechać bo muszę się spotkać z Ethanem, ale przecież to był tylko sen... Miałam ojca pracującego w kopalni i matkę samobójczynie? Jestem sierotą? Mieszkam w pałacu? Chodzę na jakieś misje i umiem walczyć(ostatnio jakoś nie widać...)?? To wszystko rzeczywiście brzmiało jak jakiś popaprany sen... Może jak pójdę do wyroczni to mi coś poradzi i będę miała przy najmniej fakty, a nie to co tu. Śniło mi się że umówiłam się z jakimś chłopakiem nad wodospadem i oczywiście on na pewno tam będzie...Co mam robić? Delfy czy Ethan...
Tak jak mówiła Olimpia ubrałam się i poszłam posłuchać o owych Delfach
Na kanapie leżały lniane torby zapakowane różnymi rzeczami, obok nasze płaszcze łuk i sztylet Olimpii na którego widok się trochę wzdrygnęłam. Usiadłam przy niskim trochę poniszczonym stole i zapytałam
-Toooooo co z tymi Delfami
-Delfy to miasto w którym znajduje się wyrocznia Apollina. Pomaga ludziom w wielu sprawach i wypowiada przepowiednie  które trzeba rozszyfrować bo inaczej nie pomogą. Musimy do niej jechać żeby pomogła ci zrozumieć te sny i wyrwać się z mroku, a może nawet zwróci ci pamięć lub coś doradzi w tej sprawie-wyjaśniła
-Eeee Olimpia?
-Tak?
-Czy można wierzyć snom? No wiesz że na przykład z kimś rozmawiać we śnie i żeby to było tak naprawdę....
-Czemu pytasz??
-Tak sobie...
-Myślę że w niektórych przypadkach naprawdę może się tak zdarzać. Tak samo jak mrok bądź Senny Żar to stworzenia które mogą ingerować w nasze sny
A co jeśli spotkałam się z Ethanem naprawdę i będzie na mnie czekał, ten sen na pewno nie był zupełnie zwyczajny... Jeżeli się z nim spotkam to opowie mi więcej o swoim życiu i może odzyskam pamięć, a poza tym zawsze będę żałowała jeżeli tam nie pójdę... A do Delf mogę pojechać innym razem
-Muszę spotkać się z Ethanem-postanowiłam
Tylko czeka mnie jeszcze rozmowa z Olimpią, ona już wszystko przygotowała i będzie zła...
-Nie mogę tam jechać...-powiedziałam
Olimpia powoli odwróciła głowę w moją stronę i z mistrzowskim opanowaniem odpowiedziała
-Jak to nie możesz
-Boję się...-odpowiedziałam
-Nie wiem czy to coś da, i czy się opłaca..
-Lynett te sny to nie żarty skąd wiesz czy jutro się obudzisz czy pochłonie cie mrok, w tej sprawie trzeba się poradzić bogów, nie można igrać z losem-powiedziała poważnie
-Rozumiem ale ja chce to wszystko jeszcze przemyśleć...-odpowiedziałam niepewnie
-Mogłaś to przemyśleć wczoraj, ja już wszystko przygotowałam-powiedziała urażona
-Ja nie chce tam jechać...
-Ostatecznie możemy się wybrać jutro-zaproponowała
-Olimpia ja naprawdę przepraszam ale mam coś ważnego do zrobienia-palnęłam niemyśląc
Świetnie teraz nie odpuści...
-Co masz do załatwiania??
-No wszystko przecież nic nie pamiętam-próbowałam się tłumaczyć
-A co to ma do rzeczy? Przede wszystkim właśnie dlatego powinnaś tam pojechać-mówiła nieugięcie
-No mam swoje sprawy!-powiedziałam zdenerwowana
-I nie chce nigdzie jechać, to moje życie czemu wszyscy chcą je kontrolować!-powiedziałam poniesionym tonem gdy przypomniałam sobie Ethana
-Rozumiem, ale mogłabyś czasem uszanować to że próbuje ci pomóc-odpowiedziała i na chwilę przez jej oczy przemknęła złość, co znaczyło że zdenerwowałam ją nie na żarty
Potem odwróciła się i poszła rozpakowywać torby.
Chciałam ją przeprosić ale wiedziałam że to nic na razie nie da i będzie się wypytywać o te moje sprawy do załatwienia... Nie lubiłam sprawiać jej bólu. I obiecałam sobie że jak to wszystko się wyjaśni to będę z nią szczera i wyjaśnię o co chodziło. Mam nadzieje że zrozumie, ale na razie muszę się szykować, jest niedługo przed południem a wodospad jest dosyć daleko.
Podeszłam do lustra i pomyślałam o Ethanie, o jego ostatnich słowach wypowiedzianych dziś do mnie i od razu moje serce zaczęło szybciej bić, a przed oczami miałam jego wesoły i pełen uczucia wzrok... Może on też coś do mnie czuje...Nie to niemożliwe, sam przecież mówił że jesteśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi
-Nie, nie Lynette, aż przyjaciółmi-zganiłam siebie w myślach
Zaczęłam sobie czesać dobieranego warkocz z boku i pogrążyłam się w myślach
A poza tym jak on na mnie mówi? Rose? Przecież ja mam na imię Lyette i on dobrze o tym wie bo tak też się do mnie zwracał, o co chodzi... Zapytam jak się spotkamy.  Już dziś... Już niedługo, znów będę tonęła w błękicie jego lazurowych oczu...

Olimpia

Lynette zachowuje się dziś wyjątkowo dziwnie... Z rana tak zawzięcie wypierała się jechania do Delf że od razu jej zachowanie wydało mi się podejrzane, a kiedy wspomniała o "ważnych sprawach" nie miałam wątpliwości że ona coś knuje i chciałam się dowiedzieć co. Tuż po naszej rozmowie zaczęła się czesać i wpatrywać w lustro niewidzącym wzrokiem a teraz wychodzi... Tłumaczyła się że idzie to wszystko przemyśleć ale niestety nie opanowała sztuki kłamania za dobrze. Więc postanowiłam sprawdzić jakie to ważne sprawy załatwia, wole nie myśleć co by się stało gdyby okazało się że ona jest szpiegiem... Albo jak znów wymyśliła coś nieprzemyślnego... Musze ją śledzić dla dobra jej jak i mojego

 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________
Koooooooooooooooniec!!!! <3 <3 <3 już myślałyśmy że te rozdział tu się nigdy nie pojawi ale dałyśmy rade (jest z opuźnieniem z powodu porąbanego kompa Mimy :() W nagrodę za to długi :) Mamy nadzieję że pod nim zawidnieje tak min.5 komentarzy.... Bo pod ostatnim był tylko jeden... Naszego Anonimka1(cieszymy się że był ten jeden a nie zero ale....)
OBOWIĄZUJE NOWA ZASADA
IM WIĘCEJ OSÓB BĘDZIE KOMENTOWALO TYM WCZEŚNIEJ BĘDĄ POJAWIAŁY SIĘ ROZDZIAŁY, OK?? (ta stara zasada nadal obowiązuje ;))
CZYTASZ=LKOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuziaczki i pozdrowionka XD ;-*  ;-*  ;-**
Zomiju :)

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział IX Delfy

Olimpia


"Stanowczo odmawiam udziału"
- Nie, nie zbyt oficjalnie-pomyślałam zgniatając kartkę i odrzucając ją na stos innych pozgniatanych wcześniej
"Nigdy więcej nie piszcie do mnie!"
-Nie to też nie-szeptałam
Im bardziej starałam się wymyślić coś stosownego tym głupsze pomysły przychodziły mi do głowy. Nie chciałam brać w tym udziału i brnąć w to dalej niż jestem, musiałam to skończyć. Tylko co napisać? Jak zacząć? Czy poradzę sobie bez tego? Skąd będę miała pieniądze?
Siedziałam na krześle przy biurku, obok mnie piętrzył się stos pozgniatanych kartek a w kałamarzu zaczęło brakować atramentu. Byłam bliska poddania się i spełnienia tego zlecenia, zrezygnowana po raz kolejny wyjęłam list z kieszeni płaszcza i po raz szósty czytałam ten sam tekst nie wiedząc co zrobić


Mamy dla Ciebie niebezpiecznego gościa do odwiedzenia.
 Jest to ważny polityk i podwójny szpieg który pomagał naszej
 organizacji a teraz jej zagraża, niedawno zamordował jednego
 z naszych ludzi.
Obecnie przebywa w Kartaginie, bliższych namiarów nie
 możemy podać ze względów bezpieczeństwa. Nikt nie może
 wiedzieć że to ty odpowiadasz za to co się stanie, ludzie
 rządzący muszą myśleć że to on sam. Im lepiej i szybciej
 wykonasz powierzone Ci zadanie tym więcej wynagrodzenia
 dostaniesz, jesteś jednym z naszych najbardziej zaufanych ludzi


No tak to całkiem w ich stylu żadnych konkretnych informacji, krótko i zwięźle a ty się człowieku martw co dalej... Mogłabym wykonać to zlecenie bez najmniejszych problemów, co to za problem zabić jakiegoś spasionego polityka, no dobra "upozorować samobójstwo" ale to też nie problem kiedyś już to zresztą robiłam.
-Nawet gdybym chciała podjąć się tego zadania to nie mam co zrobić z Lynette- pomyślałam tłumacząc sobie, że nie mogę nigdzie jechać
-Odkąd pojawiła się w moim życiu czuje się za nią odpowiedzialna jak za własną siostrę..., Oczywiście ona nie może wiedzieć ,że jej ufam i się o nią troszczę- pomyślałam odganiając od siebie ciepłe uczucia
-Nie mogę ufać nikomu- szepnęłam z goryczą
Ale to była gorzka prawda, właściwie od chwili ucieczki z domu i wykonania pierwszego zlecenia ufanie komu kolwiek zrobiło się niemożliwe. W jednej chwili powróciły do mnie wszystkie sceny z przeszłości, ból, upokorzenie, śmierć, samotność wszystkie te uczucia eksplodowały w moim sercu zabijając po raz kolejny, niszcząc od środka. Niby minęło tyle lat, ale nigdy nie umiałam się pogodzić z losem jaki spotkał mnie i mich bliskich, ni umiałam z tym żyć
- Myślałam że jak zabije wystarczająco ludzi z rządu to pomszczę matkę i ból minie, ale z każdą kolejną ofiarą żądza zemsty rosła a zabijanie ludzi stało się rutyną- dlatego musiałam z tym skończyć, tu i teraz.
Gdy wyrwałam się z transu byłam bliska płaczu. Póki Lynette jest na spacerze to może zdołam napisać odmowę i się ogarnąć, kiedy o niej pomyślałam przed oczyma stanął mi chłopak zrodzony z mroku. Kto to był? A sposób w jaki patrzył na Lynette wogóle mi się nie podobał. Postanowiłam że ją wypytam jak wróci, tym czasem zabrała się za pieczenie mięsa a pisanie odmowy odłożyłam na inną porę, gdy jagnięcina już siedziała w garnku na ogniu w piecu to powyjmowałam wszystkie kawałki skór jakie mi zostały i pozszywałam na koc dla Lynet potem wzięłam skórę kojota kupioną na agorze i zrobiłam dla niej płaszcz. Czas szybko zleciał i już był zmierzch, zaczęłam się martwić o Lynette. Już chciałam wychodzić i jej szukać gdy ona wparowała do domu w przemoczonej szacie i skórze białej jak kreda. Podbiegłam do niej łapiąc za ramię w geście troski a ona odskoczyła do tyłu z przerażeniem wypisanym na twarzy
-Lynette! Co się stało!? Znów spotkałaś ten twór Hadesu??- spytałam zmartwiona
A ona natychmiast otrzeźwiała i skierowała na moją twarz swój wściekły wzrok
- On nie jest żadnym tworem Hadesu!!!-wykrzyknęła
-Dobrze nie jest- odpowiedziałam opanowana
-Ale powiedz wkońcu co się stało, czy nie można cie nigdzie samej wypuścić żeby nic ci się nie stało?!-powiedziałam coraz bardziej poirytowana
-Wpadłam do rzeki.-
- I -dopytywałam się
- No i nic, wpadłam do zimnej rzeki i koniec.
-Aha to dlatego przychodzisz tutaj dygocząc i wyglądając jak przerażony trup-powiedziałam
-Nie twój interes-powiedziała złośliwie
-Czy możesz do mnie nie odzywać się w ten sposób- powiediałam spokojnie
-Jesteś gościem w moim domu i wypada mieć trochę szacunku
-Ja powinnam mieć szacunek?! A ty co? To ty nazywasz mojego chłopaka tworem Hadesu!!!-wykrzyknęła z furią, a zaraz potem zrobiła się cała czerwona i zakryła dłonią usta spuszczając głowę w dół. Widać było że żałowała wypowiedzianych przed chwilą słów a szczególnie kwesti o chłopaku
- O kurcze...yyyy...sorry...wiesz ja nie chciałam aaa on no on nie jest moim no wiesz...-jąkała się coraz bardziej zażenowana Lynette
-Dobrze już dobrze- powiedziałam z całej siły powstrzymując chichot
-Idź do pokoju się przebrać, leży tam chiton kupiony na targu- dokończyłam
Gdy zniknęła za rogiem nie wytrzymałam i wybuchłam cichym śmiechem, oj ta Lynet powinna nauczyć się opanowania.
Wyjęłam mięso z garnka i położyłam na talerze, następnie ukroiłam dwa kawałki chleba kładąc je na talerze które położyłam na drewniany stół. Chwile potem przybyła Lynett w nowym chitonie wciąż ze spuszczoną głową i purpurową twarzą
-Kolacja- powiedziałam wesoło
Spojrzałam że wciąż trzęsie się z zimna więc zaproponowałam żebyśmy zjadły koło pieca. Siedziałyśmy na poduszkach a w piecu wesoło trzaskał ogień oświetlając w półmroku nasze twarze i ogrzewając całe pomieszczenie.
-Więc jak było na spacerze??-spytałam próbując zacząć rozmowę
-W porządku, po prostu chodziłam sobie po łące a potem próbowałąm wrócić brzegiem rzeki a okazało się że rzeka obok twojego domu to nie ta i musiała wracać no i tak dalej... Wiesz nudy- odpowiedziała nerwowo
Czułam że coś przedemną ukrywa ale postanowiłam na razie nie pytać
-A ja zrobiłam ci koc i płaszcz- powiedziałam wyciągając płaszcz zza pleców
-Dzięki, nie trzeba było, po tym jak się zachowałam to wiesz- powiedziała zmieszana
-Podoba ci się miasto??-zmieniłam temat
-Tak jest śliczne! Ale bardzo mało kobiet widziałam-odpowiedziała
-Bo kobiety w grecji właściwie nie wychodzą z domów- powiedziałam z pogardą
-To przez rząd, męszczyźni mają prawo do dosłownie wszystkiego a szanująca się kobieta nie wychodzi z domu tylko dzieci wychowuje, nie powinno tak być-rzekłam ze smutkiem
-Racja
-Dlaczego nie mieszkasz w mieście tylko tu na odluziu?? To znaczy wiem że w grecji cie poszukują i wogóle ale co ty takiego zrobiłaś??- Spytała podejźliwie
-Oczywiście jeśli moge spytać
Tysące emocji przebyło przez mój mózg z prędkością światła, powiedziec jej?? Oczywiście że nie całą prawde, a może ona wie???Niedając nic posobie poznać powiedziałam wesoło
-No wiesz zdarzyło mi się nawrzeszczeć na pare osób z rządu, manifestować prawa kobiet i spierać się z filozofami.
-A ty co opowiesz mi o sobie??
-No jak wiesz nic nie pamiętam ale ostatnio miałam dziwnw sny...
I wtedy zaczęła o nich opowiadać a ja nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, jedyne co mi przychodziło do głowy to Delfy. Tam może by się czegoś dowiedziała, może to jakieś przepowiednie albo coś. Więc odpowiedziałam
-Musimy jechać do Wyroczni Delfickiej, jutro ci wszystko wyjaśnie a teraz sprzątamy i spać- powiedziałam poganiając ją ręką

______________________________________________________________________________________________________________________________________________
 Heeeeeeeeeeejoł!!! Dziś rozdział wyjątkowo wcześnie ze względu na to że Zomiju ma feeeeeeeeeeeeerie
Bardzo dziękujemy za każdy komentarz który zamieszczacie pod postami to naprawde ważne i wgl;D Komentujcie, komentujcie   i do zobaczeni przy następnym rozdziale

buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuziaczki ;-*  ;-*  ;-**
Zomiju  ;-)

środa, 4 lutego 2015

Czas człowieka płynie jak rzeka...

Wyobraź sobie, że wygrywasz nagrodę w konkursie. Każdego ranka na twoim koncie pojawi się 86 400 zł. Nagroda ta ma jednak określone zasady, tak jak w każdej grze. Pierwsza zasada jest taka, że wszystko to czego nie wydasz w ciągu dnia, będzie Ci zabrane, nie możesz także przelać pieniędzy na inne konto. Druga zasada jest taka, że bank może zakończyć grę bez ostrzeżenia, w każdej chwili powiedzieć: to koniec i zamknąć konto bez oferowania nowego. Co byś zrobił? Zakładam, że kupiłbyś wszystko czego pragniesz, nie tylko sobie, ale także bliskim Ci osobom, starałbyś się wydać kwotę do ostatniego grosza.
Ta gra jest prawdziwa i każdy z nas ma takie magiczne konto, tyle tylko, że nie pamiętamy o nim. Tym magicznym kontem jest CZAS. Codziennie rano budząc się, dostajemy 86 400 sekund do przeżycia i zasypiając, tracimy je bezpowrotnie. To, czego nie przeżyliśmy, po prostu znika.. Wczoraj jest nie do odrobienia.. Każdego ranka od nowa dostajemy 86 400 sekund, ale także każdego dnia bank bez ostrzeżenia może przestać nam ten czas dawać. Więc co zrobisz z danym Ci czasem? Ile jest dla Ciebie wart? I jak go wykorzystasz?

Dane jest nam tylko 1 życie nie zmarnujmy go...

(z internetu)\\

Zomiju