środa, 30 grudnia 2015

Rozdział XXI Bohater z zemsty.




Lynette


Nie czułam zupełnie nic. Żadnych emocji, żadnych uczuć, żadnych trosk. Tylko mgliste zanikające wspomnienia, które ktoś jakby wyrwał z odległych zakątków mojej głowy. Pustka i ciemność wypełniały całe moje wnętrze. Uchyliłam obojętnie powieki słysząc czyjś głos
- Już mi nie uciekniesz- Powiedziała szyderczo postać która weszła do celi w której byłam
- Nie było mądre z twojej strony  uciekać i mi się sprzeciwiać, ale teraz już za późno. Zobacz w czym utkwiłaś beze mnie moja droga- kontynuował
- W końcu się zemszcze. Na tobie, twojej rodzinie i wszystkich którzy mi zaszkodzili. Będzie to dużo gorsza zemsta niż planowałem na początku, po tym jak stanęłaś mi na drodze i zmąciłaś plan tworzony od stuleci, będziesz cierpieć...- zagrzmiał głosem przepełnionym jadem


 Ethan

 Nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Jak ojcu udało się sprowadzić Lynette do naszego pałacu za zgodą Hadesa. Co miał na myśli mówiąc o świętowaniu... Przecież ona nie żyła. On chciał zemsty teraz niedostępnej, czy Minosowi naprawdę to wystarczyło? Biorąc pod uwagę możliwość że nie chciał zawracać sobie głowy takimi sprawami jak jakaś zdrajczyni, to dlaczego przywlókł ją do naszego domu taki szczęśliwy... Ona była DUSZĄ. A z tego co powiedział Hades, dał ją Minosowi na dwadzieścia cztery godziny zanim trafi przed sąd i zostanie skazana. Jedynym logicznym wyjściem z tego wydawało mi się to, iż mój ojciec chciał przeszukać jej pamięć... Nie mogłem do tego dopuścić, jeżeli Lynette musi skończyć w ten sposób to przynajmniej nie ujawniając swoich tajemnic, pomijając fakt że miałby niezbite dowody na moją zdradę. Na szczęście wiedziałem gdzie ją ukrył bo byłem wtedy blisko tego miejsca w podziemiach i wszystko słyszałem. Chociaż nie wiedziałem jak, musiałem uwolnić Lynette nie mogąc pogodzić się z jej losem, chciałem znaleźć sposób... Zacząłem już nawet układać plan, ale był tak nierealny i porywczy że sam wątpiłem na powiedzenie jakiejkolwiek części. Ale dla niej było mnie na to stać... Chciałem naprawić wszystko co zburzyłem w naszej przeszłości. Jeszce niedawno poczułem nowe siły, i doszedłem do wniosku że mojry miały swój cel również dla mnie kierując losem Lynnette w ten sposób, że jej utrata pamięci to dla mnie szansa. Gdyby pamiętała co się stało przed jej podróżą w czasie, nie chciałaby mnie znać. Dlatego choćbym musiał  targnąć się na ten szalony plan, zrobię to żeby ją uwolnić. Chociaż to i tak nie będzie wystarczająca cena za to co ja i Minos jej zrobiliśmy. Mój plan miał wiele luk, dziur i niedopracowanych szczegółów. Ogólnie zamierzałem cofnąć czas. Chciałem go przewinąć do kiedy miedzy mną a Lynette nic nie było i zdążylibyśmy powstrzymać Minosa na czas. Ale żeby dokonać tego rodzaju zmiany w czasie musiałem zamknąć wszystkie czasoprzestrzenie, musiałem cofnąć cały świat. Ale sam w żaden sposób nie mogłem tego zrobić, potrzebowałem przede wszystkim Kronosa- boga czasu. Ale nie tylko jego, musiałem znaleźć Hekate i Morfeusza oraz Hypnosa i masę innych rzeczy które musiałem zrobić żeby poskładać Kronosa, utrzymać w ryzach i przekupić do pomocy nie doprowadzając świata do zagłady i kolejnego jego panowania. Najpierw oczywiście wybierałem się do wyroczni delfickiej, ale to po wydostaniu Lynette z podziemnej komnaty mego ojca. A chciałem to zrobić za pomocą jednej ze sztuczek które znalazłem w księgach Hekate. Polegała ona na zamienieniu się miejscami. Więzienie Lynette było magiczne, nie mógł wyjść z tam tond nikt umarły, ale wejść i wyjść mogli żywi. Miało również inne zabezpieczenia żeby tylko Minos mógł tam wchodzić, do których obejścia potrzebowałem Hekate. Już od jakiegoś czasu zamierzałem złapać tę tajemniczą boginie, a teraz na prawdę chciałem to wszystko wyjaśnić. Minos rozpłynął się w powietrzu po dostarczeniu Lynette do lochów. Więc mogłem próbować wydostać Lynn, ale musiałem się pospieszyć bo nie wiadomo kiedy wróci ojciec. Szybko zbiegłem schodami do znanych mi zatęchłych korytarzy i truchtem pokonałem drogę do drzwi Hekate. Ledwo co zdążyłem unieść rękę żeby zapukać a drzwi otworzyły się ze świstem, ukazując mroczną boginie. Ubrana była w swój średniowieczny płaszcz (pomijając że byliśmy w starożytności, ale dla Hekate to widać nie problem) z nałożonym kapturem na głowę tak że zasłaniał prawie połowę twarzy a w cieniu widać było przenikliwe pełne furii, kobaltowo-srebrzyste oczy. Ogarnęła mnie swoim wściekły spojrzeniem i syknęła
- Dlaczego włamałeś się do mojego domu?!
Stanąłem jak wryty. Skąd wiedziała że to ja?.
- Hekate, daj mi wyjaśnić...- powiedziałem jąkając się
Ona tym czasem otworzyła szerzej drzwi i zaczęła wypowiadać jakieś zaklęcie w nieznanym mi języku. Po chwili poczułem że nie mogę się ruszać i coś gwałtownie wciągnęło mnie do jej domu.
- Dlaczego się tu włamałeś?! Mogę się zemścić... I twój ojciec ani nikt inny nie może mi przeszkodzić. Przynależy mi się odwieczne prawo odwetu!- powiedziała podniesionym tonem
- Dlaczego oszukałaś mnie i wprowadziłaś Lynette w zasadzkę?!- odpowiedziałem groźnie
Zamieniłem się w czarną mgłę oswobadzając z niewidzialnych więzów i zmaterializowałem tuż za boginią.
-Nie masz prawa odwetu- warknąłem
-Nie jesteś niewinna, i to od ciebie zaczęły się kłopoty. Chcesz się sądzić i rozmawiać o prawach?! Naturalnie, możemy. Ale pamiętaj że moim ojcem jest najwyższy sędzia a stryjem sam Hades, więc nie stawiaj kroków za daleko...- powiedziałem rozzłoszczony
Na dźwięk mojego głosu bogini odwróciła się gwałtownie i zobaczyłem dziki błysk w jej oczach
- Dobrze możemy zakończyć te sprawę inaczej- syknęła w odpowiedzi 
Z rozmachem wyciągnęła swoją rękę w moim kierunku , wypowiadając jakieś słowo po starogrecku. Poczułem jak jakaś duża kula energii uderza we mnie. Poleciałem na ścianę, ale zanim zdążyłem się roztrzaskać zamieniłem się w cień i pojawiłem z prawej strony Hekate. Natarłem na nią moim sztyletem zatrutym eliksirem otrzymanym właśnie od niej(cóż za ironia...), który działał jak kwas na skórę nieśmiertelnych. Nie ruszyła się z miejsca, a kiedy miałem zamiar ją zranić mój sztylet przenikną przez nią i projekcja rozproszyła się jak zbite lustro. Za to za sobą usłyszałem jej syczący głos wypowiadający zaklęcia, nagle wszystko zaczęło ciemnieć i czarne plamy zatańczyły mi przed oczami, zachwiałem się nie mogąc utrzymać na nogach i upadłem słysząc potem tylko trzask o mahoniową podłogę.
- Ze mną nie można wygrać. Zapominasz że jestem boginią magi i oszustwa...- powiedziała swoim słodkim, aksamitnym głosem uśmiechając się złośliwie
Jednak zanim całkowicie straciłem przytomność, wyciągnąłem rękę ze sztyletem w stronę pochylającej się nademną bogini. Resztką sił zamaszystym ruchem przejechałem srebrną klingą po jej policzku, w uszach rozbrzmiał mi wrzask Hekate. Natychmiast mnie puściła i zatoczyła się do tyłu, trzymając za krwawiącą ichorem ranę. Złote krople upadły połyskując na podłogę. Całe uczucie zamroczenia odeszło i wstałem pełni sił
- A ty nie zapominaj że nie jestem człowiekiem- odpowiedziałem na słowa Hekate
Jej rana zniknęła tak szybko jak się pojawiła budząc kolejną falę złości bogini. Podeszła do mnie, a ja przybrałem pozę wojenną. Nagle z każdym krokiem pojawiał się jej kolejny sobowtór. Zaatakowałem jeden pchnięciem noża w brzuch, rozpłyną się w powietrzu. Natarłem na stojący za mną w nadziei na autentyczność bogini, okazało się że to nie ona. Kolejna projekcja zaatakowała mnie zboku, zrobiłem unik raniąc ją w ramie i sprawiając że kolejny sobowtór się rozprószył. Poczułem dotknięcie na ramieniu z drugiej strony a tam niknący już kolejny obraz Hekate. Zanim odwróciłem głowę kolejna bogini wykręciła mi rękę i puściłem sztylet zdezorientowany, ale szybko reagując okręciłem się i kopnąłem ją w brzuch ale znowu okazała się sobowtórem. Rozejrzałem się nie widząc nigdzie Hekate gdy ktoś pociągnął mnie w tył i przyłożył ostrze do szyii. Wtedy usłyszałem perlisty śmiech
- Miło widzieć że nie jesteś całkiem bezbronny choć to oczywiste że nie masz ze mną szans. Zwycięstwo nad tobą nie jest żadną chlubą- mówiła z wesołością
Chciałem zamienić się w cień, ale najwyraźniej użyła na mnie zaklęcia, bo nawet czułem otaczającą mnie łunę która to uniemożliwiała. puściła mnie zachowując sztylet. 
- Czego ode mnie chcesz chłopcze cienia- spytała wciąż trochę wrogo
Popatrzyłem na nią nieufnie, myśląc że to znów jakiś jej podstęp
- W najgorszym przypadku przeczeszę twój umysł bez twojej zgody- powiedziała lekko oglądając zatrutą klingę i przerzucając ostrze do drugiej ręki.
To mnie otrzeźwiło i przypomniało cel mojej wizyty tutaj. Podniosłem na nią swoje oczy nie wiedząc od czego zacząć. Mam ją prosić o pomoc po tym co się stało?
- Co się stało Ethanie?- spytała tajemniczo
-Przyszedłem tu po pomoc- odpowiedziałem, odważnie patrząc w jej oczy
Podniosła brew w zdumieniu
-Po pomoc? Najpierw się tu włamujesz, a teraz chcesz pomocy?
- Hekate, wtedy też jej pilnie potrzebowałem ale ciebie nie było- powiedziałem zrezygnowany
-Co się stało wtedy kiedy Lynette miała dojść nad jezioro stygijskie?- spytałem podejrzliwie, nie będąc pewien oskarżenia którym ją wcześniej obrzuciłem
-Zrobiłam wszystko jak mnie prosiłeś i.. Musiałam pilnie odejść, reszta to jej dzieło- odpowiedziała kpiąco
-Wróciłam z podróży dopiero wczoraj w nocy, i co zastałam? Naruszone bariery magii, ślady po włamaniu i brak trzech moich ksiąg- dokończyła mrużąc niebezpiecznie oczy.
Nie chciałem jej znowu denerwować więc wyjąłem księgi i wytłumaczyłem wszystko co się działo do tej pory, łącznie z moim planem nie-do-wykonania. Co prawda przed chwilą trochę było nie miło ale Hekate była moim prawie jedynym towarzystwem całe życie i ufałem jej, zawsze mi pomagała. Ale tym razem nie wydawała się być przekonana co do mojego planu. 
- Co jak co mój drogi, ale budzić Kronosa to ja nie zamierzam- powiedziała poważnie, ale na jej ustach błądził uśmiech
- Hekate, ale nie ma innego sposobu...- powiedziałem zrozpaczony, próbując utrzymać uczucia na wodzy
- Spokojnie Ethnie, twój ojciec by nie był zadowolony z twojego postępowania. A poza tym, kto powiedział że nie ma innego sposobu....- powiedziała z tajemniczym uśmiechem
Spojrzałem na nią w zdumieniu. Istniał inny sposób?!
- Nie patrz tak na mnie, byłam w królestwie Nyks i widziałam tam twego ojca...-powiedziała ostrożnie
-Nie wiem dokładnie co tam robił, ale poszukiwał jakiegoś zaklęcia, a nie chciał się zwrócić z tym do mnie wiedząc że się kontaktujemy-kontynuowała swoim niskim rozchodzącym się głosem.
- Czego on tam szukał?!
Przypomniałem sobie ile czasu już straciłem i szybko poprosiłem boginie o pomoc w wydostaniu Lynette. To było teraz najważniejsze bo nie wiadomo kiedy Minos wróci a nie mogłem dopuścić jego do niej. Hekate się zgodziła na wydostanie, ale kategorycznie odmówiła mieszanie się w sprawy przywracania duszy do życia. Podeszliśmy do tunelu którego broniły dwa potwory, szybko się z nimi rozprawiłem kiedy Hekate je zamroczyła. Przeszliśmy przez ciemny zaułek i bogini zdjęła bariery ochronne, ale w zamienienie się miejscami musiałem ja się bawić bo powiedziała że nie chce się pchać do lochu. Zamieniłem się w cień i spróbowałem otworzyć się  na duszę Lynette, powtórzyłem w głowie zaklęcie i z pomocą bogini udało się, i teraz ja znajdowałem się za kratami, a bezwiedne na wpół przeźroczyste ciało Lynette po drugiej stronie. Wiedziałem że nie mogę wyjść z nim poza Hades ale postanowiłem je ukryć niedaleko rzeki Lete, w zakamuflowanej przez Hekate jaskini, tak że w ogóle nie było jej widać. Postanowiłem wrócić do pałacu zanim Minos przyjdzie i zacznie coś podejrzewać. Hekate ponowie wzniosła wszystkie bariery i ukryła nasze ślady. Wiedziałem że Minos pomimo zaufania do mnie zacznie coś podejrzewać, więc musiałem zapewnić sobie alibi. Zamiast do pałacu wyszedłem na ziemie i poszedłem do Persefony która przesiadywała całe wiosenne dni na łąkach. Zgodziła się powiedzieć że byłem z nią cały ten czas, ale musiałem obiecać że wyjaśnię jej później wszystko. Kierowałem się powoli z powrotem w stronę Hadesu gdy pojawił się przede mną Hermes w skrzydlatych sandałach i  kaduceuszu w dłoni.
-Minos cię pilnie wzywa, mówił że jakaś katastrofa i masz się natychmiast zjawić- powiedział pośpiesznie, po czym skiną głową i już go nie było
Wszystko idzie zgodnie z planem... Tylko miałem nadzieje że Minos nie domyśli się że to ja. Wróciłem do pałacu i spotkałem Minosa w furii. Wpadł na mnie
-Ethanie! Gdzie jest Lynette?!
-Nie wiem ojcze przecież ją ukryłeś.. Coś się stało?- spytałem niepewnie
-Coś?! Coś?! Oni ją zabrali, a przecież zostało mi pełne sześć godzin!-wykrzykną z oburzeniem myśląc że to Hades wcześniej ją zabrał.
Po pokłóceniu się z nim Minos wypadł jeszcze gorzej bo Hades był wściekły że Minos nawet martwej duszy nie umie dopilnować i wysłał swoje wojska na przeczesanie Hadesu mówiąc że jak ją tylko znajdzie idzie przed sąd i ich umowa zostaje zerwana. Więc Minos  oburzony opowiedział mi wszystko i wysłał własne wojska żeby znaleźć ją pierwszy i zrobić to co chciał, czego mi nie ujawnił. Cały czas denerwowałem się że zaraz ją znajdą i wszystko się wyda, ojciec zauważył moje zdenerwowanie ale uwierzył mi że się martwię tym co on. Zawołał mnie na kolacje na której mieliśmy wszystko omówić. Usiedliśmy przy wielkim stole i na złotym talerzu pojawiło się jedzenie a w kielichu obok napełniło się wino. Nie byłem głodny więc kosztując wina opowiedziałem ojcu co "robiłem" dzisiaj. Po skończeniu czułem się dosyć dziwnie ale nie zauważyłem nic niepokojącego oprócz  tego że wino miało dziwny mdły posmak. Po przechadzałem się chwilę z Minosem po Hadesie, podczas gdy on opowiadał mi co robił za dnia a ja zastanawiałem się po co chronię Lynette... Przecież to zdrajczyni która knuła z bogami za naszymi plecami... Minos widząc mój wzrok zapytał
-Ethanie, wiesz gdzie jest dusza naszego więźnia?- nie było w tym oskarżenia ani podejrzliwości, tylko spokojne pytanie.
Po chwili zastanowienia się nabrałem ochoty żeby zemścić się na Lynette, nie chciałem okłamywać ojca więc rzekłem
-Schowałem ją do jaskini... Nie wiem dlaczego ojcze, wybacz-powiedziałem zmieszany
Minos uśmiechnął się szeroko i zatarł ręce, potem pokazałem mu gdzie to jest i kiedy wszystko miało być tak pięknie, kiedy mieliśmy przeszukać jej pamięć i przystąpić do zemsty, zaskoczyli nas strażnicy Hadesa i poprowadzili ją natychmiastowo przed sąd. Nie pozwolono Minosowi jej sądzić i zrobił to jego zastępca. Stała przed wielkim trybunałem a nad głową sędziów ważyły się jej uczynki. Nabrałem do niej wielkiej niechęci i ku mojej uciesze została skazana na pola kary. Uśmiechnąłem się zjadliwie słysząc werdykt, co prawda nie mogłem zadawać jej cierpienia osobiście, ale wiedziałem że troskliwie się nią tam zajmą. Gdy prowadzili Lynette do ognistego flegetonu żeby uodpornić jej duszę i uczłowieczyć w pewien sposób, żeby zniosła jak najwięcej cierpień nagle w wielkim błysku pojawił się po drugiej stronie rzeki Minos. Za nim stała nieuchwytna dla oka osoba, nie mogłem dostrzec jej twarzy ani ubrania, a jednak wiedziałem że tam stoi. Wykrzykiwała jakieś słowa, tworząc zaklęcia gdy wystrzeliła niebieski płomień w mojego ojca. On podniósł ręce do góry i zniknął a na jego miejsce pojawiła się migocząca mała dziewczynka, ta z tajemniczej komnaty mojego ojca w podziemiach. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom gdy dziewczynka ciągnięta przez niewidzialną siłę wniknęła w ciało, duszy Lynette. Wtedy światło rozbłysnęło i lód spowijający tę dziewczynkę złamał się i wystrzelił na wszystkie strony. Wtedy Lynette jakby wróciła do swojego ciała i wciąż blada i niemalże szara, ale żywa upadła na brzeg flegetonu. Coś w moim umyśle pokierowało mną i podbiegłem do niej zamieniając nas w czarną mgłę i przenieśliśmy się do dziwnego miejsca którego nigdy nie widziałem. Czułem się jakbym był obserwatorem własnych działań i nie ja robił to wszystko. Działo się to w przeciągu kilkunastu sekund i wszystkich tak oślepiło  że nie nawet nie zareagowali. Kiedy rzucili się na mnie, z Lynette już byliśmy gdzie indziej. Patrząc w jej twarz poczułem jednak że wole ja mieć obok siebie i osobiście zapewnić zemstę. Położyłem ją na ziemi i na moje usta wpełzł nienawistny uśmiech
-Jak ty to zrobiłeś ojcze?!- spytałem nie mogąc nic więcej powiedzieć ze zdumienia
-Widzisz synu, przed naszą zemstą nawet śmierć jej nie uchroni- odpowiedział świdrując ciało Lynette
- Jesteś jej bohaterem- zakpiłem



_________________________________________________________________________________________________________________________

 Po kolejnej długiej przerwie jest rozdział!!!! Nie przedłużając zapraszamy do czytania i komentowania
buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuziaczki ;-* ;-** ;-***
Zomiju


piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział XX "(...) A zacznie się wszystko od niezgody..."


Ethan


Po przeczytaniu wszystkich książek od Hekate wcale nie czułem się mądrzejszy. Spędziłem wiele godzin na próbach rozszyfrowania ich, lecz nadal wielu nie potrafiłem zrozumieć. Jak narazie nie udało mi się przeczytać ich wszystkich, ponieważ były one bardzo grube, a większość z nich była napisana starą geką. Podszedłem do półki i wziąłem do ręki starą, zakurzoną księgę. Na jej twardej oprawie widniał napisany złotymi, starogreckimi literami tytuł. Udało mi się go przetłumaczyć i odkryć, że było to coś w rodzaju "Egzystencja Duszy i jej tajniki ". Okazało się, że był to stary rękopis, więc zajeło mi chwile odnalezienie się w notatkach i informacjach na marginesie. Otworzyłem na losowej stronie i zacząłem czytać:
" Dusze można kontrolować na różne sposoby, lecz należy robić to umiejętnie. Naturalne pole emanujące od niej może próbować się bronić, dlatego tak ważne jest, aby ofiara była nieświadoma próby przejęcia nad nią kontroli. Siła naturalnej obrony zależy od osoby, którą chcemy kontrolować. Jeśli ofiara jest świadoma automatycznie stawia opór, lecz łatwo da się go stłumić. Najłatwiej jest kontrolować osobę nam znaną, trudniej jest zaś z obcą. Pomóc może wiedza o ofierze, dobrze jest wykorzystać jej słabe punkty. Jeśli wybrana dusza ma słabość do biżuterii lub nie widzi świata poza rodziną można zastosować coś w rodzaju umysłowego szantażu, który powinien ułatwić przymuszenie jej umysłu do współpracy. Kontrola może polegać na całkowitym przejęciu duszy, wraz z ciałem lub tylko na przesyłaniu różnych myśli i emocji. Kontrola ma również swoje ograniczenia, nie można jej wykorzystać do zgładzenia ofiary, lecz można ją zmusić do zabójstwa innej osoby".
Przebiegł mnie lodowaty dreszcz. Po co Hekate takie książki? Zawsze była trochę tajemnicza, ale nigdy nie posądziłbym jej o coś takiego... Po chwili zastanowienia przerzuciłem kilka kartek i zacząłem czytać:
" Śmiertelnik jest z natury bardzo kruchy. Zamiast szukać najbardziej bolesnej śmierci ciała można skupić się na duszy, która jest znacznie bardziej wytrzymała."
Następnie cała strona była zamazana i raczej nieczytelna. Można z niej było odczytać zaledwie parę wyrazów w stylu "umierać wiecznie", " śmiertelne pragnienie" czy "rozszarpywanie". Kolejna karta opowiadała jak najskuteczniej zaburzyć w kimś jego własne poczucie tożsamości, a następna opisywała sposoby dręczenia duszy. Zaszokowany treścią księgi odłożyłem ją na półkę i schowałem pomiędzy innymi książkami, wkładając ją tak, aby nie było widać tytułu. W tej księdze raczej nie znajdę informacji, których szukam...- pomyślałem - Ale muszę coś znaleźć! Wspomnienie półprzeźroczystej Lynette w lochach Hadesa wywołało we mnie fale bólu. Jak to możliwe, że ona nie żyje? Jak to się mogło stać?! - mówiłem sobie w duchu - Muszę czegoś się dowiedzieć. A na dodatek ten dziwny sen... Co mógł oznaczać? Nie mogłem zapomnieć przerażonego wzroku Lynette, gdy ja ze snu... To było straszne, prawie jakbym ją stracił po raz drugi i to podczas jednego dnia... Stwierdziłem, że nie ma sensu dalej przeszukiwać ksiąg Hekate. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie udać się do bogini i sprawdzić czy może już jest w domu, ale mogłaby mieć pretensje, że zabrałem jej księgi, poza tym po tym co w nich przeczytałem... Uznałem, że to nie najlepszy pomysł. Postanowiłem zbadać dokładniej wnętrze komnaty w podziemiach pałacu mojego ojca i może dowiedzieć się czegoś o tych zamrożonych ludziach. Wyszedłem z mojej komnaty, starając się zamknąć po cichu drzwi i przeniosłem się mrokiem do podziemi pałacu Minosa. Przeszedłem przez długi, zatęchły korytarz i stanąłem przed drzwiami do komnaty. Rozejrzałem się, czy nigdzie nie ma mojego ojca, lub któregoś z jego sług, pociągnąłem za klamkę i ciężkie drzwi otworzyły się do środka. W komnacie panowała nieprzenikniona ciemność, lecz od ostatniego razu udało mi się zapamiętać rozkład mebli w pokoju, dzięki czemu udało mi się uniknąć wpadnięcia na ścianę. Odnalazłem rękami jedną z pochodni wiszących na ścianie i zapaliłem ją. Gdy jej słabe światło oświetliło znajdującą się najbliżej przestrzeń zdałem sobie sprawę, że stoję zaledwie kilka centymetrów od postaci zamrożonej dziewczynki, która była tak podobna do Lynette. Obszedłem ją szerokim łukiem, starając się uspokoić oddech. Jej groteskowe oczy, szeroko otwarte z przerażenia tak bardzo przypominały mi przerażony wzrok Lynette z mojego snu... Były tak podobne, że mógłbym powiedzieć, że są tą samą osobą. Co bym zrobił, gdyby to Lynette została w tak okrutny sposób "zamrożona"? Lecz rzeczywistość była niestety jeszcze gorsza, Lynette jest duszą, a na dodatek jest więziona w lochach Hadesa... Podszedłem do regału z książkami nadal rozmyślając, gdy nagle usłyszałem odgłos kroków. Spanikowany upuściłem pochodnię, która spadła z hukiem na ziemię i zgasła. W komnacie zapadła ciemność. Spróbowałem przenieść się cieniem w inne miejsce, lecz nie wyszło do końca tak, jak chciałem ponieważ przenosząc się cieniem trzeba pomyśleć, w jakie miejsce chcę się udać, a w tym momencie myślałem tylko o wydostaniu się z komnaty. Tak więc wylądowałem na korytarzu. Szybko go przebiegłem i skręciłem w boczny zaułek. Gdy właśnie wybiegałem zza rogu wpadłem z impetem na mojego ojca. Po prostu świetnie! - pomyślałem ironicznie, a na głos powiedziałem:
- Wybacz ojcze!
Minos spojrzał na mnie zdziwiony, a zaraz potem rzucił mi podejrzliwe spojrzenie i zapytał:
- Ethanie, co ty tu robisz?
Prędko starałem się wymyślić jakąś sensowną odpowiedź, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Wreszcie wypaliłem:
- Eee... Przechadzałem się i... no ten... zabłądziłem...
- Ach tak? - zapytał zirytowany Minos - Wróć do swojego pałacu Ethanie, porozmawiamy potem.
- Tak. Właśnie zamierzałem to zrobić... - odpowiedziałem- I... - postanowiłem zaryzykować zadanie pytania - Czy mógłbym wiedzieć dokąd idziesz?....
Mój ojciec spojrzał na mnie spod przymrożonych powiek i już myślałem, że przegiąłem, gdy powiedział:
- Hades mnie wzywa, a teraz wybacz, śpieszę się.
Po czym oddalił się szybkim krokiem. Od razu wiedziałem, że chodzi o Lynette i postanowiłem go śledzić. Przeniosłem się mrokiem pod potężny zamek Hadesa, starając się wymyślić sposób na podsłuchanie rozmowy boga śmierci z moim ojcem. Mój wzrok padł na spadzisty dach zamku, z którego mógłbym zajrzeć do jednego z dużych, spiczastych okien. Przeniosłem się na niego i schowałem za dużą, ozdobną, kamienną figurą przedstawiają jakiegoś demona, aby trzy latające nade mną potwory ( Erynie) mnie nie widziały i zajrzałem przez okno do wnętrza komnaty, która okazała się salą tronową. Na tronie siedział mój prastryj Hades w ciemnej szacie, z długim, czarnym płaszczem a po jego prawej stronie stała jego żona Persefona w szmaragdowej sukni. Na sali znajdowali się też dwaj wysocy mężczyźni, w których rozpoznałem moich wujów Radamantysa i Ajakosa - siędziów Hadesu. Był tam też młody mężczyzna, który był zastępcą Minosa. Wytężyłem wole i udało mi się usłyszeć co mówią. Przez główne drzwi wszedł właśnie mój ojciec i powiedział:
- Witaj Hadesie. Wzywałeś mnie.
Hades odpowiedział:
- Owszem Minosie, zajmij miejsce.
Po czym władca Podziemia wstał i zawołał:
- Wprowadźcie więźnia!
Do sali wmaszerowało dwóch szkieletowych strażników prowadząc między sobą słabą, migoczącą postać. Na jej widok zamarło mi serce. Przecież to była Lynette! Chciałem ją stąd zabrać, przywrócić ją do życia, chciałem, żeby wszystko było jak dawniej... Z trudem powstrzymałem emocje i w napięciu czekałem na dalszy bieg wydarzeń. Hades oznajmił:
- Zebraliśmy się tu, aby rozwiązać tą wielce zadziwiającą sytuacje, która miała niedawno miejsce. Ajakosie opowiedz co widziałeś.
Brodaty mężczyzna zrobił krok do przodu i zaczął opowiadać:
- Czcigodny Hadesie, jak wiesz spełniałem swój obowiązek, który mi powierzyłeś, gdy do trybunału sędziów zbliżyła się obecna na tej sali dusza. Emanowała od niej jakaś dziwna energia, lecz zignorowałem to. Spełniłem swój obowiązek, mój druch Radamantys również lecz jak już pewnie wiesz jego brat Minos nie stawił się na stanowisku, lecz wysłał swojego zastępcę.
Mój ojciec posłał mu nienawistne spojrzenie, po czym odparł:
- Mój przyjacielu Ajakosie, za pozwoleniem Hades został już o wszystkim poinformowany.
Hades przerwał im:
- Owszem, Ajakosie kontynuuj.
- Więc jak już mówiłem przyszła kolej na zastępce Minosa, lecz wtedy stało się coś dziwnego.
Hades zwrócił się do zastępcy mojego ojca:
- Opowiedz, co tam się stało.
Młody mężczyzna patrząc w podłogę i miętosząc w dłoniach kawałek swej szaty cichym głosem powiedział:
- Panie, robiłem to co zawsze lecz ta dusza była inna - po chwili zastanowienia dokończył - Nie mogłem podsumować jej życia, bo ono się jeszcze nie skończyło... Ona była żywa.
Radamantys i Ajakos zaczeli szeptać coś pod nosem, gdy Hades rozkazał:
- Cisza!
Na sali od razu zapanowało milczenie. Nagle jakby znikąd do sali wpłynęła mleczno biała mgła i rozległ się trzepot nietoperzych skrzydeł. Zebrani na sali w oszołomieniu wpatrywali się w mgłę, a komuś (obstawiam zastępce mojego ojca) wyrwał się jęk przerażenia. Na sali pojawiła się dziwna, zakapturzona postać, która była wręcz upiornie podobna do kobiety z mojego snu. Odrzuciła kaptur na plecy i oczom zebranych ukazała się kobieca twarz. Miała ona włosy upięte w długi, czarny warkocz, który przerzuciła sobie przez ramię, szlachetne rysy i zadziwiające, zielone oczy, które odcieniem nie przypominały szmaragdowej sukni Persefony, lecz kojarzyły mi się raczej z kolorem trucizny. Wszyscy zamarli w oszołomieniu, lecz Hades odezwał się pierwszy:
- Eris. Co cię tu sprowadza?
Kobieta uśmiechnęła się chytrze i odpowiedziała melodyjnym głosem:
- Przyszłam obejrzeć przesłuchanie.
Hades ściągnął brwi i odparł:
- Ta sprawa cię nie dotyczy. Odejdź.
- Doprawdy Hadesie? - spytała z niewinną miną - Wiesz, że mogę być cennym źródłem informacji.
Mówiąc to spojrzała znacząco w moją stronę, a w jej oczach dojrzałem drapieżny błysk. Czego najbardziej chciałaby bogini niezgody? Oczywiście skłócenia wszystkich - pomyślałem z lękiem - A jak mogłaby to zrobić najlepiej jak nie przez ujawnienie mojej obecności? Muszę się wycofać. Ale wtedy nie dowiem się co zrobią z Lynette... Po chwili namysłu przeniosłem się do mojego pałacu.


Narracja trzecioosobowa
Po chwili milczenia Hades oznajmił:
- Dobrze więc. Eris możesz pozostać, lecz masz nie utrudniać przesłuchania.
Eris zrobiła obrażoną minęwestchnęła teatralnie i powiedziała:
- Rozumiem, nie trzeba do mnie przemawiać jak do niegrzecznego dziecka, któremu się mówi "bądź grzeczna", umiem się zachować.
Hades odchrząknął i zwrócił się do zebranych:
- Możemy kontynuować. Minosie, wydawało mi się, że chciałeś coś powiedzieć?
Minos odpowiedział:
- Owszem. - następnie podniósł głos - Ta dusza przeniknęła do Podziemia żywa. Pytam tu zebranych, po co śmiertelnicy udają się do Krainy Umarłych przed skoczeniem życia ziemskiego? Chyba wszyscy się ze mną zgodzą, że to co najmniej podejrzane.
Na sali rozległy się zgodne pomruki. Po chwili Minos mówił dalej:
- Jak wszyscy widzą ta dusza nie jest w stanie zeznawać. Według mnie powinniśmy zbadać jej umysł. Jeśli Hades pozwoli mi ją zabrać mogę to zrobić.
- Nie zgadzam się! - Rozległ się basowy głos.
Wszyscy zebrani zwrócili się w stoę Radamantysa, który do tej pory się nie odzywał.
- Bracie - powiedział Minos siląc się na przyjazny ton głosu - Czy mi nie ufasz?
- Nie twierdzę tego, ale jaką mamy pewność, że podzielisz się z nami wszystkimi informacjami?
- A dlaczegoż miałbym je zataić?
- Spokój! - rozkazał Hades.
- Eris... - Dodała Persefona.
Eris słysząc swoje imię udała obrażoną:
- O co ci chodzi droga Persefono? Ja nic nie robię...
- Dobrze, ja ją przesłucham - powiedziała Prsefona.
Podeszła do Lynette i złapała ją za rękę, po czym zanuciła po starogrecku jakieś zaklęcie. Nad jej głową ukazały się zamazane obrazy, przedstawiające Cerbera, lochy Hadesa i pewne jezioro o czarnej tafli. Nad tym jeziorem stała ludzka postać. Gdy obraz się ustabilizował wszyscy zobaczyli dokładniej młodego chłopaka ubranego na czarno. Minosowi wyrwał się okrzyk zdumienia, gdy rozpoznał w nim swojego syna.
- O! - powiedziała z udawanym zdziwieniem Eris - Czyż to nie Ethan, twój syn?
Minos nie wiedział co odpowiedzieć, lecz odezwał się Ajakos:
- To najlepsze potwierdzenie słów Radamantysa! Minosowi nie wolno ufać!
Eris zachichotała i powiedziała:
- Minosie, co nam na to odpowiesz?
Minos odparł:
- Ja i mój syn próbowaliśmy złapać tą zdrajczynie! Tak dla wiadomości Ajakosie i bracie mój Radamantysie, to właśnie dlatego wysłałem mojego zastępce!
- Dlaczego mamy ci wierzyć? - odparł Ajakos.
- A na jakiej podstawie mnie oskarżasz?!
- Wszyscy widzieliśmy twojego syna w wizji tej duszy, nie zaprzeczysz! - Zawołał Radamantys.
Do dyskusji wtrącił się także zastępca Minosa:
- A twój dodatkowy urlop?! Nie umawialiśmy się na pracę po godzinach!
- Nie wtrącaj się!
- Wszyscy cisza!!! - rozkazał Hades - Eris, masz natychmiast przestać!
- Widzę, że nie jestem tu mile widziana - powiedziała Eris, pstryknęła palcami i znikła w obłoku mgły.
- Mam jeszcze milion innych dusz, którymi muszę się zająć - powiedział wyraźnie znudzony Hades - Pozwalam zabrać Minosowi tą duszę i ją przesłuchać...
- Dziękuje Panie...- odrzekł Minos.
- Ale... - Powiedział Ajakos, lecz Hades mu przerwał:
-...Ale po upływie doby dusza ma wrócić na sąd. Ogłaszam przesłuchanie za zakończone!




***
Minos prowadził Lynette wilgotnym korytarzem. Jedynym źródłem światła były palące się na kamiennych ścianach pochodnie. Doszli do rzędu zatęchłych cel. Minos włożył do zamka jednej z nich ciężki, metalowy klucz. Zamek zaskowyczał, skobel odskoczył, a Minos wrzucił do środka otumanioną Lynette. Gdy już miał odejść odwrócił się do niej i ze złowieszczym uśmiechem powiedział:
- Nareszcie jesteś moja. Uwierz mi, zapewnię ci bardzo ciekawy pobyt.


Ethan
Chodziłem po mojej komnacie tam i z powrotem, gorączkowo myśląc. Co się stało z Lynette?! A co, jeśli już nigdy się nie dowiem?! Nagle do mojej komnaty wparował mój ojciec, wyraźnie w złym humorzeRozwścieczonym głosem zwołał:
- Ethanie, mógłbyś mi wytłumaczyć pewną rzecz?!
Myśląc, że chodzi o to, jak przyłapał mnie gdy kręciłem się w pobliżu jego tajemnej komnaty powiedziałem:
- Ojcze, już ci mówiłem... zabłądziłem i...
- Nie o to mi chodzi!
- Nie?... Więc... - Zapytałem zdezorientowany.
- Byłem na spotkaniu z Hadesem i wiesz co? Znaleźli tą podłą zdrajczynie! - zawołał.
- Tak?... - Czułem jak na moją twarz wpływają kropelki potu. Czyżby mój ojciec się dowiedział, że podsłuchiwałem? Lecz on ciągnął dalej:
- Wiesz, że Persefona zajrzała do jej umysłu?
- Naprawdę? - zapytałem zaciekawiony.
- Tak. Ale nie o to chodzi! W tej wizji było jezioro Stygijskie. A nad tym jeziorem byłeś TY!
Nie wiedziałem co powiedzieć. Zacząłem szybko układać wiarygodną historie:
- Oddziały, które mi dałeś zawiodły, więc postanowiłem jej szukać na własną rękę. Zorganizowałem zasadzkę, jednak Lynette udało się uciec. - powiedziałem starając się przybrać pewną siebie minę.
Mój ojciec przyjrzał mi się badawczo i po chwili bardzo niezręcznej ciszy powiedział:
- Wierzę ci.
Ogarnęła mnie ulga, jednak nadal nurtowało mnie co stało się z Lynette. Ostrożnie spytałem:
- Co z nią zrobili?
Mój ojciec uśmiechnął się szeroko.
- Nareszcie jest nasza!
- Co?! - starałem się ukryć podniecenie,lecz mi to nie wyszło - To znaczy... Jak to?!
- Hades mi ją dał, czyż to nie wspaniałe? Mamy dzisiaj powód do świętowania!
______________________________________________
I jest rozdział! ;-) Przepraszamy, że nie na czas (jak zawsze...) Ale jest wcześniej niż poprzedni a to już jakiś postęp. Nie przedłużając już zachęcamy do komentowania
Zomiju







czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział XIX Tajemnica przeszłości

 Ethan

 

Mijały kolejne minuty a jej wciąż nie było. Krążyłem wokół jeziora Stygijskiego, nerwowo rzucając gładkimi kamieniami w jego srebrzysto-czarną taflę. Rozejrzałem się wokół siebie, na bezbrzeżne pustkowie usłane skalnymi występami, pagórkami i ciągnącymi się jak nić korytami rzeki Kokytos i rozlegającym się od niej Styksem i Acheronem. Postanowiłem wyruszyć na poszukiwania, Lynette powinna już dawno tu być, zaczynałem się martwić czy coś jest nie tak... Najpierw przeniosłem się mrokiem do Hekate, ale jej nigdzie nie było więc zacząłem podążać drogą którą Lynette miała iść. Szedłem coraz szybciej, i coraz bardziej się o nią martwiłem. Niemalże biegiem przemierzałem kolejne metry hadesu. Sprawdziłem obok każdego brzegu rzeki i skręciłem w każdą boczną drogę od trasy którą miała iść w nadziei że po po prostu zboczyła z drogi. Doszedłem już do centrum hadesu i teraz szukałem jej obok łąk asfodelowych, w pobliżu styksu i wejścia do podziemnego świata. Potem obszedłem cerbera i modląc się żeby jej tam nie było szukałem jej w kolejce dusz. Kiedy doszedłem do trybunału sędziów i skręciłem za duży głaz parę metrów od nich. Z przerażeniem dostrzegłem pod stopami garść czarnych płatków. Od razu wiedziałem że to od róży którą miała Lynette od Hekate. Teraz byłem pewien że coś lub ktoś ją porwało. Nikt tu na mnie nie zwracał uwagi ale jeżeli mój ojciec by tu był to na pewno by coś do mnie powiedział (on kocha się czepiać, takie hobby na starość...). Ale na miejscu gdzie powinien być siedział jego "zastępca" który chwilowo go zastępował. Popędziłem do pałacu Minosa nie mogąc znieść myśli że to on mógł porwać Lynette. Szybko wparowałem przez drzwi rozglądając się dookoła a mój ojciec właśnie zdenerwowany do nich zmierzał
- Witaj synu! Właśnie idę do Hadesa który jest bardzo zdenerwowany że nie było mnie na miejscu sędziego. I znaleźli jakąś duszę z którą coś nie w porządku, a za to również ja jestem winiony! Wszystkie moje oddziały poległy i nici z szukania tej zdrajczyni, znowu udało jej się zbiec! Tylko czego szukała w hadesie.... No cóż synu wybacz ale się spieszę,od razu jak przyjdę musimy porozmawiać ze wszystkimi oddziałami.- wręcz wykrzyczał swój monolog i zniknął za drzwiami.
Próbowałem to wszystko poukładać sobie w głowie. Ta dusza.... To mogła być Lynn...
Musiałem znaleźć jakiś pretekst żeby bez wzbudzania podejrzeń dostać się do pałacu Hadesa, szybko wyszedłem ruszając w stronę pałacu mojego prastryja i stwierdziłem że wymyśle coś po drodze. Stanąłem przed obsydianowymi wrotami których strzegły szkieletowe straże, ale wpuściły mnie bez większych problemów. Komplikacje się zaczęły gdy stanąłem przed tronem Hadesa.
- Czego tu szukasz dziecko- zagrzmiał zirytowany samym moim widokiem pan umarłych
Powiedziałem pierwsze co wpadło mi do głowy:
-Chciałem się zobaczyć z Persefoną...
Zdziwiony Hades podniósł w zdziwieniu brwi
- A dlaczeguż tak nagle interesujesz się moją żoną Ethanie?- zapytał w kpiącym zdumieniu
I dopiero w tej chwili zdałem sobie sprawę jak on to odebrał
- Chce się po prostu z nią zobaczyć- odpowiedziałem wyniośle z nutką gniewu
Już chciał mi coś odpowiedzieć gdy przyszedł jakiś potwór i zawiadomił że Minos już wrócił i chce się ponownie z nim zobaczyć. Zanim ten stwór skończył mówić już szedłem w stronę komnaty Persefony. zapukałem w kwiecisto zdobione drzwi i gdy odpowiedział mi melodyjny głos wszedłem do środka. Zastałem tam Persefonę w zwiewnej czarnej sukni w czerwone maki, zdobionej czarną koronką na rękawach i dekoldzie siedzącą na ciemnozielonej kanapie z futrzastą hebanową narzutą. Opierała się łokciem o bok kanapy w swobodnej pozie, a jej ciemnoczekoladowe włosy zaplecione w kłosa opadały na ramię. Gestykulowała ręką opowiadając o czymś kobiecie siedzącej na krześle obitym czarną skórą które stało przy niedużym stole z ciemnoczerwonego drewna. Obie miały bardzo podobne rysy twarzy z tą różnicą że włosy Persefony były ciemne a kobiety obok złociste niczym pola pszenicy. Domyśliłem się że to jej matka Demeter. Kiedy przekroczyłem próg pokoju odwróciły się w moją stronę, po chwili zobaczyłem na twarzy Persefony lekkie zdziwienie
- Witaj Ethanie, co cię do mnie sprowadza?- spytała uprzejmie żona Hadesa
- Chciałem o czymś z tobą pomówić... Ale jeżeli nie masz teraz czasu mogę przyjść w innym czasie- odpowiedziałem trochę zakłopotany obecnością Demeter
- Nie, nie moja matka wpadła tylko na chwilę- powiedziała z uśmiechem
-Przecież i tak jutro do niej wracam- dodała pogodnie
-No to córeczko do widzenia jutro- uśmiechnęła się tęsknie Demeter
- Dowidzenia Ethanie- dodała i lekko skinęła głową
Odpowiedziałem jej głębszym skinięciem i na moich oczach bogini zamieniła się w powiew wiatru pachnący łąkami i lasem.
- A więc?- zaczęła Persefona
- Zastanawiałem się czy przypadkiem nie wiesz czegoś na temat jakiejś duszy która została dzisiaj przysłana do pałacu?- spytałem ostrożnie
Persefona zmarszczyła brwi i w jej szarych oczach było widać zamyślenie. Była niczym piękna wiosna owiana śmiercią. Młoda i bardzo niewinna ale uwięziona w królestwie mroku co odcisnęło na niej piętno. Podobno kochała Hadesa ale źle czuła się w otoczeniu samych dusz i potworów, ale teraz gdy nastała pora w której wracała do matki promienie rozświetlały jej twarz.
- Tak, słyszałam. Mąż przy posiłku opowiadał mi o niej.- odpowiedziała
- A dlaczego tak cię interesuje ta sprawa chłopcze?- dodała
Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć. Kłamać? Mówić prawdę? Obydwa rozwiązania nie były mi na rękę
- Chodzi o to że bardzo zależy mi na tej dziewczynie... A niedługo już nie będzie dało się jej wydostać z Hadesu- odpowiedziałem nerwowo
Bogini spojrzała na mnie wyrozumiale, lecz w jej oczach zaczaił się smutek
- Niestety nie mogę ci pomóc i chyba nikt nie może. To już dusza. Ona należy do Hadesu
- Na początku rzeczywiście było w niej coś dziwnego, jakby aura duszy ale w środku jeszcze było życie. Ale teraz już za późno...
Spojrzałem na nią z przerażeniem. To nie mogła być prawda. Eliksir miał przestać działać po czterech godzinach a minęły trzy. Chyba że Hekate mnie okłamała...
Persefona widząc moją reakcje powiedziała pocieszająco
- Każdego w życiu czeka taki los i trzeba się z tym pogodzić. Nie można zmienić losu, bo narażenie się mojrą będzie miało gorsze konsekwencje. Ale mogę cię zaprowadzić do lochu w którym jest przetrzymywana żebyś się pożegnał.
Pożegnał.... To słowo dźwięczało mi w uszach. To nie może być prawda, Lynette żyje!
-Persefono, jeśli możesz to byłbym dozgonnie wdzięczny- odpowiedziałem ze ściśniętym gardłem
Bogini wstała i pokazała ruchem ręki abym podążał za nią. Szliśmy najpierw przez wielkie korytarze pałacowe pełne przepychu i ozdób, ale z czasem gdy schodziliśmy schodami w dół wystrój się zmieniał aż w końcu podążaliśmy przez kamienny korytarz w którym było czuć wilgoć i stęchliznę. Wokół było bardzo ciemno i tylko złoty świecznik trzymany przez Persefonę oświetlał nam drogę. Z każdym krokiem coraz gorzej się czułem. Czy Lynette tu naprawdę jest?! Wciąż nie mogłem w to uwierzyć a w szczególności w jej śmierć. Nie, nie mogła, na pewno nie... Za bardzo ją kochałem żeby mogła mi to zrobić...
Persefona podeszła do jednego ze szkieletowych straży i wzięła od niego klucz, następnie otworzyła kraty za którymi ciągnął się korytarz z celami. Skinęła mi głową i powiedziała że w którejś jest dusza dziewczyny której szukam. Nogi miałem jak z waty, wolno powłóczyłem się do kolejnych cel z przestrachem patrząc do ich wnętrza. W ostatniej zobaczyłem półprzezroczystą kobietę leżącą na kamiennej ziemi. Widziałem jej kasztanowe włosy i biały poszarpany chiton. To była dusza. Co do tego nie było wątpliwości. Ani iskry życia.
Kiedy rozpoznałem w tej kobiecie Lynette serce stanęło mi jak porażone. Podszedłem najbliżej jak się da i objąłem dłońmi kraty.
-Lynette...-powiedziałem łamiącym półgłosem
Wtedy w myślach przebiegły mi wszystkie chwile spędzone razem, jej uśmiech i łzy, nasze treningi kłótnie i wspólne misje. Nasze zwariowane pomysły, bieganie po dachach jej włosy oczy, wszystko. A w szczególności moment, gdy Lynette siedziała na kanapie płacząc wtulona w moją pierś, przytulałem ją, ale ból rozrywał mi serce nie mogłem patrzeć na jej cierpienie. Wtedy poprzysiągłem sobie że będę ją bronił przed wszystkimi nawet moim ojcem, że już nigdy nie będzie cierpieć, że będziemy szczęśliwi. Ale teraz ona nie żyje.. I to ja ją zabiłem. Gdybym jej nie zostawił u Hekate... Gdybym ją stąd wyprowadził wcześniej... To wszystko moja wina... Płacz ścisną mi gardło
- Rose...- szepnąłem osuwając się na kolana przy jej celi.
Nagle poczułem wstrząsającą złość na Hekate, to jej eliksir, co ona zrobiła, co się stało. To wszystko to jakaś parodia. Szybko wstałem, rzuciłem ostatnie spojrzenie na jej szarą duszę i wściekły na siebie wybiegłem z tam tąd nie zwracając uwagi na nikogo. Wybiegłem z lochów a potem zlewając się z cieniem podążałem przez pałac Hadesa do wyjścia. teraz przede wszystkim chciałem znaleźć Hekatę i wyjaśnić sobie z nią parę spraw. Udałem się do mojego pałacu i jak najszybciej mogłem, przemierzałem korytarze. Zatrzymałem się pod drewnianymi drzwiami i zacząłem walić w nie pięścią. Nikt nie odpowiadał więc wbiegłem w nie z całym impetem. Drzwi wyłamały się a ja zacząłem przemierzać dom w poszukiwaniu zdradliwej bogini. W pewnej chwili zorientowałem się że zupełnie nie wiem gdzie jestem. Mogłem się tego spodziewać jej dom był otoczony magią, a ja teraz byłem w jej labiryncie. Ale już nieraz przechytrzałem jej magię, rozpłynąłem się w mroku i przepłynąłem przez ściany. Potem znalazłem się w jej bibliotece, stwierdziłem że skoro nie mogę znaleźć Hekate to znajdę sposób na przywrócenie zmarłej duszy do życia. Zacząłem przeszukiwać wszystkie książki. O eliksirach, o duszach, o magii. Ale nie trwało to długo bo pokój jakby wyczuwał obecność obcego i magia zaczęła się nasilać do tej pory ją ignorowałem ale teraz ledwo co trzymałem się na nogach. Wziąłem parę najważniejszych książek i ostatkiem sił wyciągnąłem się mrokiem na zewnątrz jej domu. Niestety w osłabieniu wylądowałem nie tam gdzie chciałem. Znajdowałem się daleko w podziemnych korytarzach. Poznawałem to miejsce, właśnie tu wprowadziłem oddział Minosa w pułapkę. I nagle otworzyłem drzwi obok których się znajdowałem. To ta komnata, to tu byli ci ludzie uwięzieni w niebieskich kulach. Najbardziej intrygowała mnie ta dziewczynka, a właściwie to że przeraźliwie kojarzyła mi się z Lynette. Te oczy, rysy twarzy, włosy. Nie mogłem się pozbyć wrażenia jakbym to właśnie na nią patrzył. Wspomnienie Lynette wywołało nieznośny ból w moim sercu. Postawiłem na ziemi książki które wyniosłem od Hekate i zacząłem się przyglądać dziecku. Jej blada zamrożona w strachu twarz, wyciągnięta do przody mała ręka i oczy wołające o pomoc. Znajdowała się jakby otoczona w lodzie i unosił się z tam tąd niebieskawy dym. jakby została zamrożona w swojej czasoprzestrzeni, ale wyczuwałem jej życie, ona nie była umarła. Zaczynałem zdawać sobie sprawę że ona może mieć coś wspólnego z Lynette. A najważniejsze było to że teraz muszę wyciągnąć informację od Minosa. To w końcu jego pałac, i jego podziemia. Ale teraz chciałem pozwiedzać dalszą część tego pomieszczenia. Spojrzałem na mężczyznę i kobietę tak samo zamrożonych jak ta dziewczynka. Mężczyzna to był ojciec Lynette bo go widziałem, a kobieta przypominała mi dawną żonę mojego ojca, tak to była Pazyfae. Ta sprawa robiła się coraz bardziej dziwna... Czy te osoby były jakoś połączone ze sobą czy mój ojciec ukrył tu osoby które chciał zostawić przy życiu i na przykład ożywić gdy już powstanie. Często mówił że jak już to zrobi to znów będzie rządził ze swoją ukochaną żoną. Ale w takim razie co tu robił ojciec Lynette i to dziecko. Wszyscy wiedzieli że on zginą w wypadku w kopalni. Chyba że to nie był wypadek i Minos to wszystko ukartował. Ale co tu robi to dziecko w takim razie! To nie może być Lynette bo ona jest martwa i jej dusza leży w lochach mojego prastryja. Nie wiedziałem co się tam dzieje, postanowiłem to na razie zostawić i udałem się do drugiego pomieszczenia którym okazała się duża ponadczasowa biblioteka. Na stole leżały zwoje, na regałach książki, jakieś notatki. A na ścianach pozawieszane zaklęte przedmioty i miecze. Podszedłem do stołu i spojrzałem na zakurzony otwarty stary zwój. Cały zapisany był po starogrecku.
Minęło wiele godzin zanim przejrzałem wszystko co tam było. Okazało się że były to plany przejęcia władzy Minosa, jego dzienniki i kroniki z czasów panowania na krecie. Ale najbardziej zaciekawiły mnie zapiski o drugim mężu Pazyfae którego miała po śmierci Minosa, on nie mógł tego znieść, chciał go zabić i planował to wiele razy. A kiedy urodziła im się córka wpadł w furię, chciał zabić ich wszystkich. Na tym kończą się notatki. Ale to nic nie wyjaśnia... Dlaczego jest tu Pazyfae i inni. Pasowałoby gdyby Minos zatrzymał tu tą rodzinę i szykował dla nich zemstę. A więc niby ojciec Lynette miałby być drugim mężem Pazyfae a ta dziewczynka to ich córka Larysa? Tylko że ojciec Lynette żył w XXI wieku a nie w starożytnej Grecji. Chyba że jakimś cudem podróżował w czasie, a kim w takim razie kim była Lynette. Czy ona nie miała nic wspólnego ze starożytną Grecją i jego pierwszą córką Larysą. Ale Minos w takim razie by się nią nie interesował i nie chciałby żeby z nim współpracowała. Ale ona nie może być Larysą bo ona tu jest. Może mieli jakieś jeszcze dziecko i udało mu się z nim przenieść w czasie myśląc że będą bezpieczni. Ale co w takim razie z Pazyfae czemu podróżowali bez niej. Może mój ojciec schwytał ją pierwszą, a potem Larysę a ojca Lynn udało mu się schwytać dopiero we współczesności i chce przez Lynette dokonać zemsty... To wszystko było bardzo zawiłe postanowiłem przeczytać księgi od Hekate. Ale jutro, bo teraz nawet patrzenie mnie boli. Jak najszybciej dostałem się do mojego pałacu i chciałem chociaż spróbować wypytać Minosa o to co znalazłem. Kiedy pojawiłem się w swojej komnacie, to akurat przyszedł służący mojego ojca nawołując mnie na kolacje. Dobrze się złożyło bo będę miał większe pole do manewru.

- Ojcze a co zamierzasz z Lynette jak ją znajdziemy?-zapytałem gdy już siedzieliśmy przy stole
- Z tą zdrajczynią? Zemszczę się a niej jak i na reszcie- sykną gniewnie
Ucieszyło mnie to że właśnie w takim momencie wyrwało mu się coś o jej rodzinie, jednocześnie znów czując ból na jej wspomnienie
- Reszcie? Co to znaczy ojcze?- zapytałem ostrożnie
Minos spojrzał na mnie podejrzliwie
- Wiesz tato że działamy wspólnie i chciałbym znać już trochę więcej twoich planów. Nie ufasz mi?
-No to co chcesz wiedzieć synu?
-Kim jest ta reszta i  jaką przeszłość miała Lynette
-No wiesz więc co do reszty miałem na myśli ojca i matkę Lar.. To znaczy Lynette. A przeszłość to co chyba wiesz o niej dużo, co synu?
-Ale doszły mnie słuchy że żyła trochę wcześniej niż w XXI wieku...-zaryzykowałem
Ojcu wypadł widelec i na chwilę szerzej otworzył oczy.
- Słuchy! Czyżbyś słyszał od kogoś coś takiego?!
- A czy to nie prawda?
- Synu to jeszcze nie czas żebyś się o tym dowiedział, a teraz powiedz mi skąd to wiesz!
- Dobrze, jeżeli odpowiesz na pytanie- powiedziałem zdenerwowany
- Ethanie! Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę! Myślę że już skończyliśmy ten temat. Dziękuje!
Powiedział po czym odszedł od stołu.
-Na razie nic nie udało mi się z niego wyciągnąć, tylko nabrał podejrzeń...-pomyślałem zirytowany
Poszedłem do swojej komnaty i położyłem się spać z zamiarem dalszego poszukiwania jakichkolwiek wskazówek jutrzejszego dnia, żeby ożywić Lynette.
Nagle znalazłem się na ogromnym polu na którym toczyła się starogrecka wojna. Dookoła żołnierze w zbrojach i na koniach było słychać zgrzyt stali i krzyki ludzi. Nie wiedziałem co się dzieje. Potem wciągnęło mnie w inne miejsce i znalazłem się w Nowym Jorku. Wszędzie szalały cyklony, burze i inne anomalie pogodowe. Następnie usłyszałem mrożący krew w żyłach śmiech kobiety i znalazłem się w ciemnym pokoju. Oświetlony był tylko stół z wieloma buteleczkami, księgą i kryształową kulistą misą nad którą pochylała się zakapturzona postać, co chwilę wybuchała śmiechem i mrucząc zaklęcie po grecku wrzucała kolejne rzeczy do naczynia. Nagle znalazłem się jakby tuż nad nim i widziałem zawartość misy. Wirująca ciecz o szkarłatnym odcieniu. Chwilę potem w tafli tego eliksiru zaczęły się pojawić sceny które mnie wciągnęły i znalazłem się teraz w lesie. Byłem jakby duchem bo tylko obserwowałem wydarzenia przede mną nie mając na nie wpływu. Najpierw zobaczyłem Lynette, całą i zdrową biegnącą za drzewa. Aż serce podskoczyło mi w piersi na jej widok, lecz niedaleko za nią biegłem ja. Ale w moich oczach było coś złowrogiego, tak że mnie samego przeszył zimny dreszcz. Ja ze snu złapałem Lynette i walczyliśmy, ona próbowała się bronić i uciec, za to ja chciałem ją zatrzymać. Kolanem kopnęła mnie w brzuch a prawą ręką uderzyła mnie z pięści w szczękę, przewróciłem się i już myślała że mi ucieknie ale w ostatniej chwili rzuciłem się na nią i przyszpiliłem do ziemi. Potem wyciągnąłem zza pasa sztylet i przyłożyłem do jej szyi. Zacząłem się bać bo nie mogłem nic zrobić, ja ze snu zaraz zabiję Lynette, nie mogłem na to patrzeć. Gdy nagle przed oczami pojawiły mi się pełne strachu i niedowierzania oczy Lynette, potem zobaczyłem tylko szybki ruch ręką i oczy Lynette rozszerzyły się, ale już po chwili zgasło w nich życie i patrzyły bezwiednie w dal. A w tle rozniósł się znowu ten przerażający kobiecy śmiech.
Cały spocony usiadłem na łóżku.
-Teraz już nie zasnę- pomyślałem
I wciąż mając przed oczyma ten koszmar i śmiech tej kobiety w uszach, postanowiłem przeczytać księgi od Hekate.


_____________________________________________________________________________________________________________

Uff... To już koniec a myślałam że ten rozdział będzie się ciągną w nieskończoność ;)
Ten rozdział jest ze specjalną dedykacją dla naszej Anonimki która komentuje naszego bloga pomimo braku postów. I z dedykacją dla naszych anonimów 1 i 2. Czemu wy już nie komentujecie! :((( Tak smutno bez was nam się zrobiło. Nie przeciągając dłużej przepraszamy za opóźnienie i zapraszamy do komentowania :D

Buuuuuuuuuuuuuuuziaczki
Zomiju ;-* ;-** ;-***

czwartek, 5 listopada 2015

Senny Żar





A oto Senny żar :))))))
Bardzo lubię rysować zwierzęta więc zajęła się naszym feniksem zamiast bohaterami, więc lynette i Olimpia nie pojawią się w moim wykonaniu..... To było moje pierwsze podejście rysowania kredkami tak na serio, bo zazwyczaj szkicowałam tak na szybko, piszc o swoich wyobrażeniach Sennego żara

Mam nadzieje że wam się podoba :))))

Zonia (za opóźnienie rozdziału bardzo przepraszamy, w najbliższym czasie zagonie mime do pisania i się pojawi ;)))

niedziela, 1 listopada 2015

Olimpia i Lynette


(Sorkki że w takim efekcie ale się spieszę, pod rozdziałem dam z lepszą jakością...)

A to jest  Olimpia i Lynette :)

Nowy rozdział i one shot już jutro ;DDDDDDDDD

Miłego dniaaaaaaaaaa
Mimma :)

czwartek, 29 października 2015

Rysunek Lynette :)))))))



Wiem ,że żaden profesjonalizm to nie jest ale bardzo chciałam narysować Lynette ;) W najbliższym czasie możecie się również spodziewać Olimpii i Ethana, a nawet Artemidy, w wykonaniu moim (Mima) i Zoni. Mam nadzieję że prace wam się podobają i kiedyś jak ten blog będzie bardziej popularny i ktoś będzie komentował to zaczniemy robić konkursy ;D

Miłego dnia (lub wieczora)
 Mima

sobota, 24 października 2015

Rozdział XVIII Podróż...


Olimpia


Mijał kolejny dzień, a ja wciąż nie mogłam wrócić do mojego "poprzedniego" życia, z czasów przed tym jak pojawiła się u mnie Lynette. Chociaż starałam się nią nie przejmować i usunąć z pamięci, powoli uświadamiałam sobie jak bardzo nie chcę życia w samotności, a także to że zdążyłam polubić i przyzwyczaić się do tej wariatki. Każda moja słabość sprawiała że byłam na siebie wściekła, nie raz próbowałam pozbawić się wszelkich ciepłych uczuć do ludzi, ponieważ miłość -w każdej postaci- to słabość. Nie kochasz - nie cierpisz, nie tęsknisz, nie masz punktu w który ktoś może uderzyć... A zdaję się, że Lynette mogłaby się stać dla mnie takim punktem, bo mimo to że tak krótko u mnie przebywała to była niewinna, pełna życia i radości. Jak dziecko, które nie wie jak zły może być ten świat i ja. Przez to, moje serce zaczęło widzieć w niej kogoś, kogo muszę chronić bo mi zaufała i nie obdarzała takimi uczuciami jak wszyscy którzy mnie znają.... Dlatego za wszelką cenę chciałam się od niej uwolnić i ją znienawidziłam, za ten ból i strach który czuję w nocy, że jej nie ma i coś jej się stało, bo sobie nie poradzi i nikogo tu nie zna, a jednak teraz mam przeświadczenie że mogła być zupełnie kim innym, niż ja byłam pewna że jest. Wtedy podjęłam już decyzję- wykonam zlecenie które "oni" mi nakazali. Zamierzałam wyruszać jutro z samego rana, czekała mnie długa i męcząca podróż, ponieważ Kartagina znajduje się bardzo daleko od Aten. Musiałam się dokładnie spakować, by niczego nie zapomnieć, i nie wziąć niczego za dużo. Słońce już skryło się za horyzontem więc pozapalałam świece rzucające delikatną poświatę w całym domu, spakowałam suszone mięso i bukłak wody, a do pasa przypięłam dwie dodatkowe pochwy ze sztyletami - jednym większym, a drugim mniejszym i smuklejszym. Zapakowałam sakwę złotych drachm i dodatkowy ciepły płaszcz. Gdy o świcie wstało słońce obudziłam się i przygotowywałam wszystko do drogi, musiałam się pośpieszyć na statek który załatwiła mi Amaranta w porcie, bo odpływał w południe. Stamtąd muszę wysiąść na krecie gdzie mogę dopłynąć statkiem handlowym na Sycylię a następnie muszę dostać się na drugą stronę wyspy i popłynąć do Kartaginy. Pomimo słońca włożyłam płaszcz i udałam się do portu, słony zapach morza unosił się dookoła a skrzek mew było słychać już z oddali. Łatwo było pozostać niezauważoną wśród tego tłumu ludzi, gdzie wszyscy zajmowali się swoimi sprawami. Panował tu duży gwar, każdy coś krzyczał, jeden chciał popłynąć na gapę i właściciel statku go zatrzymał, drugi właśnie uciekał ze swoim skradzionym łupem i wpadał na krzyczących ludzi, a tuż obok mnie właśnie nosili rzeczy na transport, a inny człowiek któremu się rozbiła waza został wyrzucony z pracy i obrzucony obelgami dowodzącego. Pośpiesznie podeszłam do statku który miał mnie przetransportować i udałam się do opisanego przez Amarantę człowieka z blizną na policzku i złotymi kołami w uszach, widać ona musiała jemu również opisać mnie bo od razu wiedział w czym rzecz, podałam mu parę złotych monet a on pokazał mi wejście na dolny pokład gdzie mieściła się część towarów handlowych. Zeszłam w dół i przepychając się między drewnianymi skrzyniami, glinianymi naczyniami, gipsowymi figurkami itp. dotarłam w kąt, w którym miałam pozostać aż zaczną wyjmować skrzynie. Gdy statek wyruszył postanowiłam że pójdę spać, bo całą poprzednią noc spędziłam na planowaniu misji i zdrzemnęłam się tylko godzinę, a przestrzegam zasady "Śpij kiedy możesz, bo nie wiadomo kiedy przydarzy ci się następna okazja". Obudził mnie silny przechył statku, przeturlałam się w bok żeby nie zgniotła mnie wielka beczka która już się przesuwała, a zaraz potem usłyszałam szuranie skrzyni tuż za mną i w ostatniej chwili uskoczyłam, a skrzynia z trzaskiem uderzyła w ścianę. Postanowiłam już wstać i czymś się zająć, więc usiadłam na stercie prześcieradeł i belek drewna. Wyjęłam moje sztylety i zaczęłam je ostrzyć. Po chwili usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi, szybko zeszłam na podłogę i bezszelestnie się skradając, schowałam się za skrzynie cały czas mając w ręku sztylet. Wyjrzałam zza krawędzi skrzyni i rozejrzałam się dookoła, nikogo tam nie było więc poszłam za następne drewniane pudło. Doczołgałam się do drzwi pokładu które były lekko uchylone, rozważyłam opcje co mogło je otworzyć i pomyślałam że mogły równie dobrze otworzyć się od przechyłu statku. Ostrożnie wstałam żeby je zamknąć, gdy ktoś za mną złapał mnie za włosy przyciągnął do siebie, potem zatkał dłonią usta i przystawił zimne ostrze do szyi
- Moja pani dobrze mi zapłaci za twoją głowę- powiedział męski głos i roześmiał się szyderczo
Wystarczyła mi tylko chwila żeby przerzucić go sobie przez ramię, i przyłożyć sztylet do krtani
-Kim jesteś?- zapytałam przez zaciśnięte zęby
- Nic ci nie powiem! Możesz mnie zabić! Będę milczał- odpowiedział kpiąco
- Kto zlecił ci zabicie mnie- powiedziałam groźnie, powoli robiąc długie nacięcie na jego szyi
Chciał splunąć mi w twarz ale się uchyliłam, już nie jeden raz przesłuchiwałam ludzi, i żaden nie pałał do mnie sympatią.
Usłyszałam głosy zza drzwi i znieruchomiałam, ktoś tu szedł. Musiały go sprowadzić tu krzyki tego szpiega.
On za to wykorzystał moment mojej nieuwagi i uderzył pięścią w moją szczękę, poleciałam do tyłu czując piekący ból i metaliczny smak krwi na ustach. Wściekła rzuciłam się na próbującego się wymknąć mężczyznę i (tym razem dużo mocniej) przyłożyłam nóż do jego gardła
- Gdzie jest twoja pani!- powiedziałam podniesionym tonem
Nie bawiąc się w upewnianie, bo dobrze wiedziałam kto go nasłał i się tego spodziewałam.
On za to tylko się wyrywał krzycząc w innym języku.
-Zaraz tu będą...-pomyślałam, słysząc coraz głośniejsze kroki na schodach
- Gdzie Amaranta!- wrzasnęłam z furią
Gdy nie otrzymałam odpowiedzi zatopiłam ostrze sztyletu na wysokości jego serca. Odrzuciłam ciało na bok i skoczyłam za drzwi, które właśnie się uchyliły. Wyjrzało zza nich dwoje mężczyzn którzy przerazili się na widok zakrwawionych zwłok, wykorzystując ich szok uderzyłam od tyłu w ich głowy, a kiedy zemdleli wzięłam swój drugi sztylet i wiążąc płaszcz na szyi uciekłam przez otwarte drzwi
-Widać moja podróż zakończy się wcześniej- fuknęłam zdenerwowana w myślach
Pobiegłam schodami na najwyższy pokład przecierając dłonią krew z ust, a mój rozwichrzony warkocz ukryłam pod kapturem żeby nikt nie zwrócił na mnie zbytniej uwagi. Szybkim krokiem przemierzałam pokład szukając mojego człowieka, od dawna wiedziałam że Amaranta chce mnie wyeliminować, bo robiłam jej konkurencje, już było parę sytuacji w których coś przez nią nie działało w moich misjach, ale myślała że robi to na tyle sprytnie że ja się nie domyśle. To zlecenie to była jej szansa więc nie dziwie się że chciała mnie usunąć, szczególnie że "oni" pozwolili jej przygotować transport, okazja nie do powtórzenia. Wiedziałam o tym więc zwerbowałam na statek swojego szpiega który miał mnie informować o wszystkim. Ale zawiódł! Zatrudniając go wiedziałam że to młody szczeniak, ale na zwiadach zawsze się sprawdzał.
-No nic, teraz muszę go znaleźć- pomyślałam zirytowana
Gdy tylko zobaczyłam jego czarną czuprynę przemykającą wśród korsarzy, dorwałam go od razu. złapałam za rękaw bawełnianej koszuli i szarpnęłam w róg pokładu rzucając nim o burtę, i wlepiając w niego swoje świdrujące spojrzenie
- Coś ty narobił?!- syknęłam wściekłym szeptem
Piętnastoletni chłopak skurczył się pod natłokiem mojego wzroku i odpowiedział jąkając się
-N-nn-nic, po prostu straciłem go z oczu i...
-I co!-powiedziałam szyderczo
- Nie spisałeś się-warknęłam groźnie
- A wiesz co się z takimi robi- dodałam wyciągając zakrwawiony sztylet z rękawa
Chłopak na widok krwi, podniósł na mnie swoje wielkie przerażone oczy w których pojawiły się łzy...
Ale wtedy ktoś zaczął krzyczeć i chaos rozpętał się na statku. Byli to ci ludzie z dołu pokładu, najwyraźniej już się ocknęli.
- Mogłam ich zabić- prychnęłam poirytowana
Statek przybił do jednego z portów handlowych już chwile temu, ale ci zaczęli krzyczeć żeby zamknąć wyjścia z portu, bo morderca ucieknie. Zaczęli mówić że był w czarnym płaszczu i że jest wśród nich.
Znowu zwróciłam się do nieruchomego chłopaka przypartego do burty statku
-Zajmij ich czymś, to ci odpuszczę- warknęłam, rozglądając się dookoła
-Ale tym razem skutecznie...-ostrzegłam
Odwróciłam się i zdjęłam płaszcz, teraz musiałam szybko stąd iść zanim wybuchnie nowa afera pod tytułem "kobieta na statku", ale lepsze to niż żeby mieli mnie z tym czarnym płaszczem złapać. Wpakowałam go do mojej torby i czym prędzej pobiegłam do wyjścia. Okazało się że już wszystko zamknęli i wszczęli poszukiwania, pochyliłam się nad burtą ale było zbyt wysoko żeby skoczyć na dół. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam dach budynku do którego może udałoby mi się doskoczyć i się wydostać z tego statku. Ale co ja gadam przecież to zupełnie nie rozsądne... Chciałam poszukać innej opcji ale zaczęliśmy odpływać, musiałam szybko podjąć decyzję.... Bez zastanowienia wzięłam rozbieg i odbijając się od burty wyskoczyłam do przodu wyciągając ręce przed siebie a za sobą usłyszałam parę okrzyków dobiegających ze statku. byliśmy dalej od dachu, niż mi się na początku zdawało i zdołałam się złapać jedynie jego krawędzi uderzając resztą ciała boleśnie w wapienną ścianę. Przeklęłam siebie w myślach.
-Co to za pomysł!- wydzierał się mój zdrowy rozsądek
Ale przynajmniej żyje, pocieszałam się w myślach. Pomysł godny Lynette, ja nigdy bym się na coś takiego nie porwała. A jednak...
Porzuciłam dogryzające myśli i zaczęłam wdrapywać się na górę, gdy już mi się to udało byłam nieźle poharatana. Przeanalizowałam ogólny stan mojego ciała, rozcięta warga, poobdzierana skóra na kolanach i siniaki wszędzie, a do tego skołtunione włosy, brudny chiton i zakrwawione ręce. Jak na jedną niedokończoną podróż statkiem to całkiem niezły wynik, a czekają mnie jeszcze trzy przynajmniej... Muszę się pozbierać i nie dopuścić więcej do takich sytuacji. Z większości zleceń wychodziłam bez szwanku. Zdecydowanie nie jestem w formie...
- Trudno, teraz muszę się dowiedzieć w jakim mieście się znajduje i dostać się na kolejny statek- pomyślałam, wzdychając
Rozejrzałam się po dachach myśląc jak mogę zejść, i pobiegłam przed siebie...


__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

Oto nowy rozdział ;))))))))
Wiemy że jest baaaaardzo się ociągamy ale cóż tak wyszło... następne rozdziały postaramy się wstawiać częściej

Jeżeli pod tym postem pojawi się 5 komentarzy od różnych autorów to wstawimy DRUGĄ CZĘŚĆ ONE SHOT!!! ;))))))))))))))
(Okazja nie do przegapienia XD)

Zomiju

wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział XVII Coś zawsze musi pójść nie tak...

                                    Lynette
Obudziłam się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Leżałam w skalnej wnęce na grubej warstwie zwierzęcych skór. Pod głowę miałam włożony jakiś miękki tobołek, który pewnie miał zastąpić poduszkę. Usiłowałam się podnieść lecz gdy tylko uniosłam głowę uświadomiłam sobie jak bardzo jestem słaba i znów opadłam na moją prymitywną  poduszkę. Starałam sobie przypomnieć co się właściwie stało. Pamiętałam, że napadły mnie potwory, a potem... Potem jakiś mężczyzna mnie badał... Z  tego co pamiętam to był jakiś lekarz. Potem chyba znowu straciłam przytomność, bo nie mam pojęcia jak się tu dostałam... A tak w ogóle to gdzie byłam? Rozejrzałam się po tym dziwnym pokoju. W pomieszczeniu panował półmrok lecz dało się dostrzec poszczególne elementy. Całe pomieszczenie sprawiało dość dziwne wrażenie, ponieważ było wykute w litej skale. Z skalnego sufitu (o dziwo) zwisał piękny, kryształowy żyrandol, na którym była zawieszona niezliczona ilość świec . Małe kryształki odbijały światło w taki sposób, że w każdym pojawiała się miniaturowa tęcza. W pokoju stał mały, drewniany stół, a obok niego dwa misternie zdobione krzesła. Oprócz nich (i łóżka) w pokoju nie było innych mebli. Na ścianach wisiały zapalone świece na srebrnych uchwytach, które dodawały pomieszczeniu przytulności. Było tam też jedno spore, spiczaste okno, przez które do pokoju wlewała się fioletowo-srebrzysta poświata. Zastanawiałam się gdzie jestem, gdy nagle otworzyły się drzwi, których wcześniej nie zauważyłam i do pokoju weszła wysoka kobieta, trzymająca w ręku kubek, z którego unosiła się para. Miała na sobie długą, ciemnofioletową sukienkę z czarnym gorsetem, a na nią narzucony czarny, aksamitny płaszcz z kapturem, wiązany na szyi. Jedyną biżuterią jaką miała na sobie były szafirowe kolczyki w kształcie kropli oraz granatowa opaska z szafirkiem w takim samym kształcie jak kolczyki, która lekko oplatała jej długie do pasa, czarne włosy. Jej oczy były koloru niebieskiego, nie zaraz... Raczej fioletowego... Nie potrafiłam określić, to było trochę tak, jakby jej oczy zmieniały kolor. Kiedy się do mnie odwróciła na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, po chwili zapytała głębokim głosem:
- Jak się czujesz Lynette?  
Przez chwile patrzyłam w jej błyszczące oczy o nieokreślonym kolorze, zastanawiając się nad odpowiedzią. Głowę rozsadzał mi okropny ból. Kobieta popatrzyła na mnie ze zrozumieniem, po czym podała mi kubek, który trzymała w ręce.
- Masz, to ci dobrze zrobi - powiedziała.
To dziwne, ale może jakiś czar, który wywierała na mnie kobieta, a może piękny zapach, który unosił się znad kubka sprawiły, że w ogóle nie zawahałam się przed wypiciem jego zawartości. Wzięłam od niej kubek i wypiłam kilka łyków gorącego napoju. Poczułam jak po moim ciele rozchodzi się miłe ciepło i po chwili poczułam się na tyle dobrze, by usiąść na łóżku. Oddałam jej kubek, który natychmiast znikł w jej rękach. Gdy mogłam już normalnie myśleć powiedziałam:
-Dziękuję - Jednak po chwili dodałam - Kim... Kim pani jest?....
- Jestem Hekate, bogini magii - odpowiedziała, siadając na krześle obok łóżka.
Z tego co pamiętam (a jest tego niewiele) to gdy ostatnio spotkałam jakąś boginię to chciała zmienić mnie w robaka, więc postanowiłam być ostrożna, lecz nie potrafiłam się powstrzymać od zadawania pytań:
- Gdzie jesteśmy?
- W jednym z pomieszczeń mojego podziemnego pałacu oczywiście - Odpowiedziała Hekate, tonem niezdradzającym uczuć.
Popatrzyłam na tańczące po ścianie płomyki świec, a potem znów na tą dziwną kobietę. Skoro jest boginią, - pomyślałam - to może będzie znała odpowiedź na moje pytania i przy odrobinie szczęścia może będzie bardziej skora na nie odpowiedzieć, niż Artemida... Ale najpierw te ważniejsze:
-  Co się stało? Jak się tu znalazłam?
- Ach, to wszystko przez Ethana i jego... - zaczęła Hekate, lecz szybko jej przerwałam:
- Ethan?! On tu gdzieś jest?! - lecz zaraz oblałam się rumieńcem - Przepraszam... bo wie Pani... Ethan i ja... - zaczęłam się tłumaczyć, co było dość trudne, ponieważ widziałam, że Hekate nie może powstrzymać się od uśmiechu.
- Spokojnie - przerwała mi Hekate nadal się uśmiechając - Rozumiem, że mogłaś się za nim stęsknić... A jeśli wszystko pójdzie dobrze z planem, to za niedługo się z nim spotkasz... - dodała tajemniczo.
- Co? - zapytałam - Z jakim planem?
- Musimy się pośpieszyć... - Kontynuowała Hekate - Słudzy Minosa nie zostaną długo zmyleni, a i on zaczyna coś podejrzewać... - Mówiła jakby do siebie.
- Minos? Plan? - Pytałam dalej nic nie rozumiejąc.
Hekate jakby przypomniała sobie o mojej obecności i powiedziała:
- Nie ma czasu ci teraz tego wyjaśniać... Gdy spotkasz się z Ethanem sam ci to wyjaśni. - Po czym machnęła ręką i w fioletowym deszczu iskier pojawiło się małe zawiniątko. Hekate wzięła je do ręki i wyjęła z niego małą, świecącą buteleczkę, którą mi podała mówiąc:
- Masz, Ethan mówił, że... - Tu się na chwile zawahała - ... że to ci pomoże - dokończyła, po chwili namysłu.
Podała mi buteleczkę, a ja wpatrzyłam się w jej zawartość. Po chwili spytałam:
- I... co mam z nią zrobić?
Hekate wpatrywała się we mnie swoimi zmieniającymi kolor oczami, po czym odpowiedziała:
- Kiedy wyjdziesz z mojego pałacu i udasz się na spotkanie z Ethanem wypij to, dzięki temu będziesz... eee - Hekate szukała odpowiedniego słowa - Nierozpoznawalna - dokończyła.
- Ale Jeśli będę nierozpoznawalna, to czy Ethan mnie rozpozna? - Zastanawiałam się na głos.
- Tym nie powinnaś się martwić - Odpowiedziała Hekate, po czym dodała:
- A, i jeszcze coś - mówiąc to wyjęła z tobołka najdziwniejszą roślinę jaką kiedykolwiek widziałam - czarną róże.
- To jest róża z ogrodu Persefony - powiedziała - Słyszałam od Ethana, że masz pewnie problemy... z mrokiem... To powinno ci pomóc... - powiedziała podając mi róże.
Wzięłam ją do ręki. Gdy tylko moje palce dotknęły jej delikatnych płatków poczułam zimny dreszcz przeszywający moje ciało. Wpatrywałam się w tą dziwną roślinę, a potem popatrzyłam na Hekate pytającym wzrokiem.
- Gdy poczujesz, że ogarnia cię mrok oberwij jeden płatek - wyjaśniła Hekate.
- Dziękuję... - powiedziałam.
- Potraktuj to jako osobistą przysługę - powiedziała - A teraz chodź, musimy się pospieszyć - Mówiąc to wstała.
Ja też wstałam i... teraz dopiero zwróciłam uwagę na straszny stan mojego wyglądu. Sukienkę miałam pooraną długimi bruzdami, cała była poplamiona ciemno czerwoną cieczą, (czy to była krew?!) a już nie chciałam sobie wyobrażać w jakim stanie były moje włosy... Hekate najwyraźniej zauważyła wyraz mojej twarzy, bo powiedziała:
- Och, zapomniałabym - Po czym machnęła ręką w moją stronę przywracając mnie do ładu - Od razu lepiej - powiedziała - Chodźmy.
Wyszłam za nią na oświetlony fioletową łuną korytarz. Rozejrzałam się za źródłem tego dziwnego światła - pod sufitem unosiły się fioletowe kule czystej energii, od patrzenia na nie przed oczami pojawiły mi się kolorowe plamki. Nasze kroki dudniły na marmurowej posadzce. Na czarnych ścianach wisiały przepiękne gobeliny, przedstawiające różne sceny i miejsca. Zatrzymałam się na chwile przy gobelinie szytym złotą nicią. Przedstawiał przepiękne miasto tętniące życiem. Głównym punktem miasta był wysoko osadzony, przepiękny pałac, który górował nad miastem. Hekate zobaczyła, że na niego patrzę i powiedziała:
- Ten gobelin podarowała mi sama Atena. Przedstawia górę Olimp.
Stałam tak przez chwile podziwiając misternie wykonany gobelin, aż w końcu Hekate powiedziała:
- Chodźmy - I ruszyła dalej korytarzem.
Pobiegłam za nią. Choć korytarz był oświetlony to i tak panował w nim półmrok. Z głównym korytarzem, którym szłyśmy łączyły się mniejsze, boczne korytarze, z których ziała całkowita ciemność. Odnosiłam wrażenie, że coś się w nich czai. Nagle zobaczyłam wielki cień, wyskakujący właśnie z jednego z takich korytarzy. Zdążyłam tylko zobaczyć błysk kłów i pazurów i już leżałam na ziemi przygnieciona przez cielsko wielkiego potwora. Jego potężne, umięśnione łapy przytrzymywały mnie długimi pazurami. Widać było, że jest przyzwyczajony do szybkich odległości, zważywszy na jego smukłą sylwetkę i wysportowane ciało. Właściwie to wyglądał jak ogromny lew, tylko, że zamiast zwykłego, lwiego ogona miał wielki, gotowy do ataku ogon skorpiona. Wpatrywał się we mnie dzikimi ślepiami gotów w każdej chwili zaatakować. Półżywa ze strachu wydałam z siebie zduszony jęk. I gdy już myślałam, że jestem na łasce potwora usłyszałam znajomy głos:
- Zostaw! - Hekate wydała srogą komedę głosem nie znającym sprzeciwu.
Potwór wydał niezadowolony pomruk i (całe szczęście!) zszedł ze mnie. Miękkimi, kocimi ruchami bezszelestnie zniknął w ciemnym korytarzu, powarkując i rzucając mi ostanie złowrogie spojrzenia, powiedziałabym, że wręcz łakome.... Nadal oszołomiona spojrzałam na moją wybawicielkę i zapytałam roztrzęsionym głosem:
- Co... Co to było?!
- Mantikora - Odpowiedziała obojętnie Hekate.
Widząc wyraz mojej twarzy dodała:
- No co? Już nie można mieć w domu zwierzątek?
Po czym nie czekając na moją odpowiedź ruszyła dalej ciemnym korytarzem. Szybko ją dogoniłam, nerwowo zerkając na ciemne, boczne korytarze, z których dało się słyszeć złowrogie pomruki. Szłyśmy tak przez pewien czas, w milczeniu. Po chwili zaczęłam się zastanawiać, czy ten korytarz kiedykolwiek się skończy, lecz właśnie wtedy dotarłyśmy do wielkich, żelaznych, dwuskrzydłowych drzwi. Całe były wypełnione misternie zdobionymi, pozłacanymi płaskorzeźbami, które przedstawiały najróżniejsze przedmioty (pewnie jakieś artefakty magii). Hekate lekko pociągnęła srebrną klamkę i drzwi otworzyły się odsłaniając widok na najdziwniejszy krajobraz, jaki w życiu widziałam. Znajdowaliśmy się jakby w rozległej, nie mającej końca jaskini. Z czarnego skalnego sufitu zwieszały się ogromne, dwudziestometrowe stalaktyty, wiszące niebezpiecznie nad niżej położoną doliną niczym złowrogie, czarne sople gotowe w każdej chwili oderwać się od sklepienia i runąć w dół, miażdżąc wszystko, co się pod nimi znajdowało. Jednak odległość od nich do podłoża była tak wielka, że wyglądały jakby były długości wykałaczek. Na dole w nie mającej końca kolejce wolno posuwały się miliony, a może nawet miliardy na wpół przeźroczystych ludzi, o twarzach nie mających wyrazu. Te dziwne zjawy sunęły w powietrzu, pół metra nad ziemią , pokonywały szeroką rzekę o czarnych wodach, wysiadały z łódki sterowanej przez wysoką, zakapturzoną postać, po czym dołączały do innych powoli sunąc w kolejce. Gdzieś daleko widać było wielką kamienną ławę, do której zmierzał ten dziwny niezliczony tłum. Przy tej ławie siedziało trzech brodatych meszczyzn. Wzrostem przewyższali oni zwykłych ludzi, mogli mieć około dwóch i pół metra, choć z daleka trudno to było stwierdzić. Przed nimi stała właśnie jedna z tych dziwnych postaci, jakby czekająca na wyrok. Obok nich, na straży stał na potężnych łapach ogromny, dobrze zbudowany pies, który przypominał olbrzymiego rottweilera. Tyle tylko, że z dobrze umięśnionej szyi na przechodzące tamtędy zjawy groźnie łypały trzy wielkie łby, odsłaniając trzy komplety długich i ostrych jak brzytwa kłów, gotowych przegryźć na pół ciężarówkę.Ten piekielny pies pilnował trzech dróg, które były rozwidleniem długiej kolejki kończącej się przy tej kamiennej ławie. Tymi trzema drogami na wpół przeźroczyści ludnie sunęli dalej, jednak teraz wyraźnie dało się widzieć pomiędzy nimi różnice. Ci pierwsi, którzy szli na lewo jakby odzyskali swoje barwy i uśmiechy na twarzach. Oni kończyli swą drogę przy jakimś miejscu, które tu wyraźnie nie pasowało i było chyba najmilsze w całej tej krainie. Świeciło tam miniaturowe słońce i wiał ciepły wiatr... W nastawieniu tych drugich, idących drogą środkową praktycznie nic się ni zmieniło - nadal byli przeźroczyści i bez wyrazu. Przechodzili przez mlecznobiałą rzekę, potem zmierzali na rozległą, niekończącą się równinę, na której snuło się bez celu już wielu podobnych. Ci ostatni idący na lewo byli chyba trochę przestraszeni. Aby dojść do celu musieli przejść przez wody, szerokiej rzeki... całej z ognia. Gdy wreszcie się im udawało wchodzili do miejsca otoczonego kamiennym murem, skąd dochodziły ich pełne bólu i strachu krzyki. W oddali widać było jeszcze kilka dziwnych miejsc i pomniejszych pałacy, jednak moją uwagę przykuł największy, górujący nad tym wszystkim ogromny pałac. Wyglądało na to, że jego budowniczy wzorował się na tym, który znajduję się na górze Olimp, tyle tylko, że ten był jego mroczniejszym odzwierciedleniem. Posiadał on cztery lśniące, obsydianowe wieże ze ostrymi zakończeniami. Wielkie, spiczaste okna dodawały mu złowieszczego wyglądu. Na dachu siedziały odstraszające, kamienne gargulce, jednak po dłuższej chwili wpatrywania się w nie ze zgrozą uświadomiłam sobie, że są to szkielety jakiś strasznych, skrzydlatych stworzeń. A i nad pałacem krążyły jakieś latające istoty.... Wrota pałacu były chyba najstraszniejsze, ponieważ w całości były wykonane z... ludzkich kości. Nawet za klamkę robiła piszczel jakiegoś nieszczęśnika. Wzdrygnęłam się na ten widok. Cała ta kraina wyglądała jak...
- To Hades. Kraina śmierci. - sprostowała Hekate.
- Kraina śmierci? - Całe moje ciało przeszył lodowaty dreszcz.
- No bo widzisz, gdy człowiek umiera rodzina daje mu dwie drachmy... 
- Drachmy?
- Takie starożytne pieniądze - Wyjaśniła szybko Hekate - No więc... Dają mu dwie drachmy, żeby mógł zapłacić, żeby Charon mógł go przeprawić przez rzekę Styks...
Już chciałam zapytać o co chodzi, lecz Hekate rozwiała moje wątpliwości wzkazując palcem na zakapturzoną postać w łódce, do której wsiadała właśnie następna przeźroczysta postać.
-... Potem - Kontynuowała Hekate - Dusza tego człowieka dołącza do tej wielkiej kolejki aż do tamtej kamiennej ławy.
Podążałam wzrokiem, za wskazującym pacem Hekate. Mój wzrok osiadł na trzech postaciach siedzących za kamienną ławą. Po chwili usłyszałam wyjaśniający głos Hekate:
- To są trzej sędziowie Hadesu, pierwszy z nich pokazuje co było dobre w życiu człowieka, drugi to, co złe, no a trzeci sumuje to wszystko i wydaje wyrok. Za bohaterstwo i odwagę można trafić do Elizeum, za kłamstwo i obłudę na Pola Kary, a jeżeli nie przeważa ani dobro ani zło wysyłają cię na Łąki Asfadelowe, gdzie snujesz się bez celu przez całą wieczność... Jak widzisz - Hekate nagle się ożywiła - Koło nich stoi Cerber, bardzo miły z niego psiak, choć... nie lubi intruzów - Powiedziała ostrzegawczo Hekate.
- OK, będę na niego uważać - powiedziałam, niezbyt zadowolona z perspektywy spotkania z tym wyrośniętym rottweilerem.
- Tam mieszka Hades, król podziemia - Hekate wskazała na wielki pałac - Radzę ci się do niego nie zbliżać...
- Rozumiem...
- W takim razie słuchaj - Zaczeła Hekate - Ethan chciał się z tobą spotkać przy jeziorze Stygijskim, aby do niego dotrzeć musisz pójść brzegiem Styksu - wskazała na czarne wody rzeki- Gdy się spotkacie on powie ci resztę... Powodzenia Lynette! 
Po wypowiedzeniu tych słów Hekate machnęła ręką i żelazne drzwi zatrzasnęły się, zostawiając mnie samą. Powoli ruszyłam w dół. Schodząc ze stromego zbocza kilka razy poślizgnęłam się na sypkim żwirze, lecz ostatecznie udało mi się zachować równowagę. Szłam tak przez jakiś czas, aż w końcu udało mi się dotrzeć na skraj doliny. Teraz widok zasłaniała mi niekończąca się kolejka dusz, ale ja wiedziałam co jest przede mną - Pałac Hadesa. Wyjęłam małą, świecącą buteleczkę od Hekate. Przez chwile się wahałam wpatrując się w świecący płyn, po czym wypiłam go jednym chlustem. Przez chwile nic się nie działo, lecz nagle zgięłam się w pół i upuściłam buteleczkę, która rozbiła się na milion kawałków. Czułam, jakby w moim wnętrzu szalał żywy ogień. Nie mogłam zaczerpnąć powietrza i gdy już myślałam, że zostałam otruta nagle... wszystko ustąpiło. Zdezorjętowana spojrzałam na swoje ręce - nie zobaczyłam żadnej różnicy. Może zmieniłam się w oczach tamtych - pomyślałam, patrząc na dusze sunące w kolejce. Niepewnym krokiem ruszyłam w ich kierunku - nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Poczułam się pewnej i zaczęłam przepychać się przez tłum. Po chwili zaczęło mnie ogarniać dziwne poczucie, że nie mam kontroli nad swoim ciałem, a przed oczami zaczęła pojawiać się mgła. No nie - pomyślałam - Nie teraz.... Popatrzyłam na czarną róże, którą nadal trzymałam w ręce i oberwałam jeden jej płatek. Poczekałam chwile, lecz uczucie wciąż narastało. Oberwałam drugi płatek - z takim samym skutkiem. Zdesperowana zaczęłam obrywać płatki bez opamiętania. W końcu zaczęło mi się rozjaśniać przed oczami i odzyskałam czucie w kończynach. Schowałam róże (której teraz brakowało połowy płatków) i ruszyłam dalej. Po kilku minutach przedzierania się przez tłum dotarłam do czarnych wód Styksu. Zdziwiona zauważyłam, że wraz z rwącym nurtem płyną najróżniejsze przedmioty. Były tam lalki, pluszowe misie, ale też dokumenty, zdjęcia itp. Szłam brzegiem rzeki, zastanawiając co te przedmioty mogą oznaczać. Zauważyłam, że wielkiej kolejki pilnują szkieletowi wojownicy. Mieli na sobie metalowe zbroje i hełmy, a za pasami zwisały im długie miecze, za to w kościstych rękach trzymali długie, ostre włócznie. Właśnie popychali nimi jakąś zbłąkaną duszę prowadząc ją na koniec kolejki. Z przerażeniem stwierdziłam, że dwóch szkieletowych strażników idzie w moją stronę... Szybko wmieszałam się w tłum biegnąc pod prąd kolejki. Jednak kątem oka zauważyłam, że szkielety już ruszyły w pościg. Szybcy są, jak na umarłych - pomyślałam ze strachem. Biegłam ile sił w nogach, przepychając się pomiędzy duszami. Niektóre rzucały mi przelotne spojrzenia, lecz większość nie zwracała na mnie uwagi. Po chwili szkielety zaczęły mnie doganiać. Co gorsza znowu wróciły mi zawroty głowy. Opadałam z sił, nie mogłam biec dalej. Zatrzymałam się, nie mogłam dalej biec. Oszołomiona patrzyłam, jak do mnie podchodzą i wpychają gdzieś do kolejki. Szłam na sztywnych nogach gdzie mi kazali, jakby pchana przez jakąś niewidzialną siłę. Gorączkowo starałam się coś wymyśleć, lecz głowę rozsadzał mi okropny ból. Gdy trochę przygasł pomyślałam - Teraz nie uda mi się stąd wyrwać... Chociaż? To może nawet dobrze - W mojej głowie pojawiła się nieoczekiwana myśl - Może ci sędziowie pokażą mi moje całe życie? Przecież ucieknę przy najlepszej okazji... Z tą myślą zostałam wypchnięta gdzieś do przodu, już chciałam się odwrócić i zapytać kto to zrobił, gdy nagle zamarłam w bezruchu. Stałam przed wysoką na trzy metry ławą za którą siedzieli trzej mężczyźni równie wielkich rozmiarów. Pierwszy z nich spojrzał mi w oczy i nagle pojawiła się wizja. Przed moimi oczami przeleciało w jednym momęcie milion obrazów. Na niektórych byłam ja przytulająca się do jakiejś kobiety, która pewnie była moją matką, na innych pomagałam jakiejś starszej kobiecie. Był tam też Ethan... Przemknęły mi przed oczami niezliczone twarze i sytuacje, a było tego tyle, że po chwili byłam całkiem skołowana. Nagle wizja się urwała, znów stałam przed wielką, kamienną ławą. Wtedy drugi mężczyzna spojrzał mi w oczy. Moje myśli znów zalał potok zdarzeń. Byliśmy tam ja i Ethan, włamywaliśmy się do jakiegoś dziwnego pomieszczenia... Nagle obraz zaczął się zamazywać, widziałam zdziwione (pewnie tak samo jak moja) twarze sędzi. Po chwili obraz ustąpił miejsca innemu. Widziałam siebie w tej właśnie chwili, stojącą przed siedziami. Obraz zadygotał i zgasł, wpatrywałam się teraz w trzy zdziwione twarze sędzi. Patrzyli na mnie w oszołomieniu, nie wiedząc, co o tym myśleć. Ooł...- pomyślałam, rzucając się do ucieczki. Nie udało mi się jednak zrobić ani kroku, nogi miałam jak z waty. Spojrzałam w dół na swoje nogi i z okrzykiem przerażenia i zdziwienia stwierdziłam, że ich nie widzę! Unosiłam się nad ziemią, tak samo jak inne dusze. Pierwszy sędzia zdołał się już otrząsnąć z oszołomienia i zawołał:
- Cerber! Bierz ją!!!
W ułamku sekundy wielki, trzygłowy pies rzucił się na mnie i chwycił zębami za skrawek mojej sukienki. Po chwili wisiałam w powietrzu, trzymana przez środkową z głów. Dwie pozostałe ujadały wściekle odsłaniając potężne kły. Na domiar złego ból powrócił, a przed oczami pojawiła się mgła. Spojrzałam na moje ręce, które były teraz na wpół przeźroczyste. Cerber szarpnął mną gwałtownie i czarna róża, którą dostałam od Hekate wysunęła się mi zza pasa i wolno opadła na skalne podłoże. Ale ja już tego nie widziałam, nieprzytomna wisiałam trzy metry nad ziemią, na łasce trzygłowego, piekielnego psa.


                                    ***  
Niewiele pamiętam z tego co działo się dalej. Wiem, że obudziłam się ciągnięta przez dwóch szkieletowych strażników. Przeszliśmy przez bramę wykonaną z kości, a potem ruszyliśmy w kierunku wielkiego, czarnego pałacu. Nad nim krążyły dziwne, przypominające człowieka skrzydlate stworzenia. Miały szerokie, błoniaste skrzydła i przypominały trochę nietoperze. Weszliśmy przez wielkie, kute wrota do obszernego hallu. Na lśniących, obsydianowych ścianach wisiały pochodnie, które zamiast uchwytów były  przymocowane do ściany za pomocą kościstych dłoni. Wyglądało to tak, jakby wynurzające się ze ściany szkieletowe ręce je podtrzymywały. Korytarz nie był oświetlony, przez inne źródło światła.  Po szkarłatnym dywanie szła nam na spotkanie piękna kobieta. Jej długie, brązowe, kręcone włosy delikatnie opadały kaskadą na plecy. Miała na sobie długą, zieloną sunie z gorsetem. Spojrzała na mnie lodowato swoimi morskimi oczami. Następnie dała znak dłonią, żeby szkielety poszły za nią. Po chwili otworzyła któreś z drzwi i powiedziała melodyjnym głosem:
- Hadesie, masz gości.
- Dobrze Persefono, wprowadź ich. - odpowiedział męski głos z wnętrza pokoju.
Szkielety wciągnęły mnie do środka obszernej komnaty. Na ścianach wisiały ludzkie czaszki, które nadawały jej mrocznego wyglądu. W centrum pokoju stały cztery posągi przedstawiające wielkie, skrzydlate potwory, pilnujące ozdobionego szlachetnymi kamieniami tronu. T Na tym wielkim, błyszczącym tronie siedział wysoki mężczyzna. Miał czarne włosy i lekki zarost. Był wyjątkowo blady, chociaż miał dobrze zbudowaną sylwetkę. Patrzył na mnie szarymi oczami. Gdy wstał fałdy jego czarnej szaty lekko zafalowały. Zmierzył mnie wzrokiem po czym powiedział wyjątkowo mocnym głosem:
- A, kogo mi tu przyprowadzacie?! Przecież ona żyje!
- Wiem panie - odpowiedziała cierpliwie Persefona - Ta dziewczyna narobiła dzisiaj niezłego zamieszania przy sądzie...
Hades opadł na tron. Przez chwile siedział tak w ciszy  jakby zastanawiając się co ze mną zrobić.
- Zamknijcie ją w moich lochach. Zajmę się nią później, a jeżeli zemrze do tej pory, to będziemy mieć kolejną duszę, którą trzeba się zająć! - zabrzmiał jego srogi rozkaz.
_________________________________________
 Witajcie! Baaardzo przepraszamy za nie wstawianie rozdziałów, ale ja i Mima byłyśmy na wyjeździe... Bardzo staramy się wstawiać rozdziały na czas, ale czasem po prostu nie ma kto tego zrobić. Mamy nadzieję na zrozumienie w tej sprawie. Dziękujemy za wyrozumiałość.
komentujcie
buuuuziaczki ;-* ;-* ;-*
Zomiju