sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział VIII Morderca

Siedziałam przed domem, w cieniu wielkiego, rozłożystego drzewa i rozmyślałam. Olimpia cały dzień krzątała się po domu i w ogóle nie zwracała na mnie uwagi, choć przy śniadaniu obiecała, że pogadamy. Wpatrywałam się w jeden nieokreślony punkt - właściwie w ogóle na nic konkretnego nie patrzyłam, byłam zbyt zajęta rozmyślaniem. A konkretnie rozmyślaniem o Ethanie. Na samo jego imię przechodził mnie dreszcz. Kim on w ogóle jest?- pytałam sama siebie i choć nie wiedziałam tego miałam niejasne przeczucie, że za niedługo się tego dowiem. Wiedziałam, że coś dla niego znaczyłam, widziałam to w jego oczach... w jego pięknych, morskich oczach... Moje rozmyślanie przerwała Olimpia, która właśnie szła w moją stronę. Zatrzymała się przy mnie i kucnęła, po czym w milczeniu wpatrywała się we mnie.
- No... miałyśmy pogadać- zaczęłam.
- Tak... - odparła obojętnie.
Zapadła niezręczna chwila ciszy, już myślałam, że nic więcej nie powie, lecz ona po chwili odezwała:
- Lynette, powiedz mi... KTO to był?...
- Ale kto?... - spróbowałam się  z nią podroczyć.
- Lynette, to nie zabawa! To bardzo ważne!- odpowiedziała z nutą zniecierpliwienia w głosie.
- Dobra... - powiedziałam z rezygnacją - Ale zaraz! Co cię tak nagle obchodą moje znajomości, co? - powiedziałam oburzona tym brakiem prywatności.
- Po prostu się o ciebie martwię, Lynette!
- Dziękuję bardzo- powiedziałam z ironią - ale poradzę sobie! - teraz byłam już urażona.
- Ale ty nic nie rozumiesz, Lynette! Tacy jak on mogą być niebezpieczni! - mówiła śmiertelnie poważnie.
- Co ty mówisz?! - powiedziałam trochę przestraszona.
-Lynette, to był syn mroku!
- Co??? - zapytałam nic nie rozumiejąc.
- Wytłumaczę ci więcej, jeśli powiesz mi kto to był.
Powoli zaczęłam łączyć fakty. Olimpia na pewno to wszystko wymyśliła, żeby wyciągnąć ode mnie informacje - pomyślałam. Po czym  odwróciłam się do niej, pogardliwie wydęłam usta i powiedziałam :
- Nic ci nie powiem! Chyba, że... - w mojej głowie zaświtał nowy pomysł - chyba, że zapoznasz mnie z treścią tego listu...
- Lynette... ja... nie mogę! - powiedziała zrozpaczona.
- Dlaczego? Nie ufasz mi? - dalej ją namawiałam.
- Lynette, nie o to chodzi! Ja... ja... na prawdę... - powiedziała, po czym umilkła wpatrując się w jeden punkt. Przez chwile wydawało mi się, że widziałam w jej oczach łzy, choć może tylko mi się tak wydawało, ponieważ po chwili znowu się do mnie obróciła i wyraz jej twarzy znów był obojętny.
- A... może... - chciałam jeszcze zapytać o tą buteleczkę, ale nie chciałam już jej denerwować - A może ja się przejdę... - dokończyłam wstając. Olimpia chwile się na mnie patrzyła, po czym powiedziała :
- Dobrze, mam dużo zajęć, więc... - nie dokończyła, tylko ruszyła w stronę domu. Chwile patrzyłam za nią, i już, gdy miałam sobie pójść gdy ona nagle się odwróciła i powiedziała :
- Lynette!...
- Hm?
- Tylko... uważaj na siebie... - powiedziała i znikła w domu. A ja w tym czasie weszłam do lasu. Szłam i szłam rozmyślając.                                                 
Przechadzałam się po lesie słuchając śpiewu ptaków, ich wesołe trele rozchodziły się echem po całym lesie. Patrzyłam na wiewiórki bawiące się wśród gałęzi i jaszczurki siedzące na kamieniach, wygrzewając się na słońcu. Las o tej porze roku wprost tętnił życiem. Po ok. godzinie zawędrowałam tak aż na jakąś łąkę, poczułam, że jestem zmęczona długim spacerem, więc usiadłam w wysokiej trawie. Pachniało tam różnymi ziołami i kwiatami, lecz nie były to zapachy  od których boli głowa, a raczej takie, które świetnie się uzupełniały. W pobliżu słychać było pszczoły i koniki polne. Zerwałam kilka kwiatów i zaczęłam pleść wianek, gdy był już gotowy założyłam go na głowę. Dzikie kłosy delikatnie falowały, przymknęłam oczy i nim się zorientowałam już głęboko spałam. Gdy się zbudziłam znowu miałam pełno energii i postanowiłam iść dalej. Szłam wąską ścieżką, którą najwyraźniej nikt długo nie chodził. Idąc rozmyślałam o sennym żarze, o Olimpii i o tym co do tej pory mnie spotkało... (oczywiście tylko o tym co pamiętam) myślałam też o Ethanie. " Syn Mroku"? - pytałam sama siebie - O co tej Olimpii chodziło? Wiedziałam, że nigdy by mnie nie skrzywdził. Nagle droga gwałtownie się zwężyła, lecz postanowiłam iść dalej. Szłam i szłam, drzewa były tu gęstsze i skutecznie zasłaniały mi widok. Gdy już myślałam, że należy wracać, wyłoniłam się zza drzew i stanęłam na skraju urwiska, na którego dnie płynęła wartka rzeka. Stałam tam chwile, zachwycona urokiem i niezwykłością tego miejsca. Zdjęłam wianek z głowy i rzuciłam w przepaść. Patrzyłam, jak wolno opada na tafle wody, a zaraz potem, jak porywa go nurt i znika pod powierzchnią. Gdy myślałam, że już po nim, on nagle wynurzył się z kipiącej topieli i popłynął dalej w dół rzeki. Szłam wzdłuż krawędzi i go obserwowałam. W końcu stwierdziłam, że w tym miejscu rzeka jest płytsza i mniej rwąca, więc postanowiłam zejść na dół. Wpadłam na ten pomysł, ponieważ nie byłam pewna, czy uda mi się znaleźć drogę powrotną, a warto było sprawdzić, czy ta rzeka łączy się z tą, przy domu Olimpii. W razie pomyłki, zawsze można się wrócić - pomyślałam i zaczęłam schodzić. okazało się, że było tam wyżej niż myślałam, drżącymi rękami trzymałam się wilgotnej skały, równocześnie szukając oparcia dla stóp. W połowie drogi, gdy już stwierdziłam, że dobrze mi idzie, nagle poślizgnęłam się i zawisłam na samych rękach. Przerażona próbowałam oprzeć o coś stopy, bojąc się, że dłużej nie utrzymam się na samych rękach. Czułam piekący ból rozchodzący się od palców, aż do ramion. Gdy już myślałam, że za chwilę runę w dół udało mi się oprzeć nogi o wystającą, skalną półkę. Resztę drogi pokonałam spięta. Na dole szłam krawędzią próbując jak najmniej się pomoczyć,  lecz już po chwili poślizgnęłam się na kamieniu i wpadłam do zimnej wody. Okropne zimno przeszywało moje ciało, mokra sukienka lepiła mi się do ciała, a włosy do twarzy. Wstałam i próbowałam osuszyć się szybkim marszem, lecz było mi bardzo zimno. Na domiar złego krawędź, którą szłam właśnie się skończyła i dalej musiałam iść w wodzie, przez co moje sandały całkiem przemokły. Zaczęłam się również niepokoić, ponieważ to miejsce wcale mi nic nie przypominało, a na dodatek wąwóz, którym szłam skręcał w inną stronę, niż w tą, z której przyszłam, a woda była coraz głębsza. Postanowiłam zawrócić. Doszłam do miejsca, które wydawało mi się znajome, lecz po krótkiej chwili zorientowałam, się, że to nie może być tu, ponieważ ściana wąwozu była idealnie gładka, więc nie mogłam się wspiąć. Szłam dalej aż w końcu doszłam do miejsca, które również wyglądało na znajome, lecz tu też napotkałam gładką ścianę. Zaczęłam już naprawdę się martwić, postanowiłam zawrócić, ponieważ pomyślałam, że musiałam przegapić to miejsce. Przerażona szukałam jakiego kolwiek miejsca, na które mogłabym się wspiąć, lecz nic takiego nie znalazłam. Szukałam wąskiej krawędzi, którą szłam na początku, ale ona była już dawno pod wodą. Nagle wpadłam w jakiś głębszy dół i tym samym pod wodę, rozpaczliwie próbowałam się czegoś złapać, a gdy tylko się wynurzyłam zaczęłam się krztusić. Woda sięgała mi tu do szyji! Nurt pchał mnie pod wodę i bardzo trudno było utrzymać się na powierzchni. Gdy już myślałam, że koniec ze mną usłyszałam huk, a zaraz potem zobaczyłam spadającą z urwiska, dymiącą się kłodę. Chwyciłam się jej i spojrzałam w górę, gdzie zobaczyłam wielkiego ptaka...
- Senny żar!- krzyknęłam uradowana - proszę, zabierz mnie  stąd!!!- teraz nie zważałam na to jak głupio wyglądam gadając z ptakiem, myślałam tylko o tym, żeby nie utonąć. Senny żar podleciał bliżej, w tej samej sekundzie uderzyło w moją twarz gorące powietrze i kłoda na której siedziałam skręciła w stronę szczeliny, w której pojawiły się... schody! Nie zastanawiałam się jak to możliwe, w tym momecie w ogóle nie myślałam, byłam szczęśliwa i cieszyłam się, że żyję. Zeskoczyłam z kłody i weszłam na schody. Odwróciłam się do lecącego na przodzie Sennego żara i powiedziałam :
- Dziękuję.
Po czym ruszyłam w górę. Schody  były wykute w popękanej skale i biegły na samą górę klifu. Gdy stanęłam na górze poczułam wielką ulgę, woda na dole podniosła się chyba o połowę. To nie było to miejsce, którym zeszłam, ale i tak cieszyłam się, że nie jestem tam na dole. Szłam za Sennym żarem wąską, kamienistą ścieżką. Po chwili byliśmy już głęboko w lesie, a ścieżka znikła.
- Senny żar - zaczęłam, lecz on nie zwracał na mnie uwagi - Idziemy do do domu, co nie? - dalej próbowałam, ale on leciał dalej. Postanowiłam iść za nim. W końcu chyba musi wrócić do Olimpii... - pomyślałam. Tu drzewa były gęstsze i nic nie widziałam. Senny żar leciał nad koronami drzew i co chwila oglądał się, czy idę za nim. Po pewnej chwili to miejsce zaczęło wydawać mi się znajome, miałam wrażenie, że już tutaj byłam. Szłam dalej, lecz już po chwili zatrzymałam się i nie dowierzałam własnym oczom... Pomiędzy drzewami zamajaczyły znajome kształty, podeszłam bliżej i już nie podlegało wątpliwości, co to było.
 -Świątynia! - krzyknęłam, bo właśnie znalazłam się na polanie, na której stała stara, zniszczona świątynia. Senny żar przysiadł na gałęzi obok i bacznie mnie obserwował. Postanowiłam wejść do środka.
- Poczekaj tu na mnie - powiedziałam do niego i weszłam do środka. Gdy tylko przestąpiłam próg świątyni uderzyło mnie zatęchłe powietrze (zresztą nie ma się co dziwić, ponieważ budowla była bardzo stara). Zdziwiło mnie trochę to, że nie było tu już kurzu, a w kącie stała miotła, więc postanowiłam zawrócić. Jednak ciekawość zwyciężyła. Pomyślałam, że chyba nic się nie stanie, jeśli wejdę na chwilkę do głównej komnaty i jeszcze raz spojrzę, na ten piękny posąg. Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Weszłam do szerokiej komnaty z wysokim, zwięczonym łukiem sufitem. Spojrzałam, na piękny posąg kobiety z kołczanem i łukiem, a potem powoli przeniosłam wzrok na kamienne ławy i nagle zamarłam z przerażenia... W jednej z nich siedziała smukła, wysoka kobieta. Chciałam uciec, lecz było już za późno - kobieta mnie zauważyła. Od razu uderzyła mnie jej uroda, miała  długie, kręcone, czarne włosy, upięte w wysoki kok, dwa zgrabne kosmyki opadały jej na opalone czoło, a szlachetne rysy jej twarzy aż tętniły młodością. Na ramionach miała złote bransolety, a we włosach zobaczyłam diadem.  Uśmiechała się dobrotliwie, a w uszach miała piękne, długie, srebrne kolczyki w kształcie smukłej sarny, której oczy były wysadzane rubinami. Na jej szyji widniał złoty medalion, w którym na środku był wielki szafir. Ubrana była, w misternie ozdobioną, zwiewną tunikę i długi, ciągnący się po ziemi tren. Na stopach miała złote, lekkie sandały, a na palcu wielki pierścień. Patrzyła na mnie swoimi mądrymi, zielonymi oczami. Uświadomiłam sobie, jak mizernie wyglądam (szczególnie z rozczochranymi włosami i cała ociekająca wodą) i zrobiło mi się wstyd. Wyglądałam, przy tej pięknej nieznajomej, co najmniej, jak pokrzywa, przy róży. Po chwili odezwała się głębokim głosem, o ciepłej barwie :
- Witaj Lynette.
Ona też zna moje imię, co ja kiedyś jakaś sławna byłam?- pomyślałam z ironią, a głośno powiedziałam :
- Yyyy.... Dzień dobry...
- Radzę ci uważać, ponieważ mrok czai się wszędzie, a śmierć nigdy nie śpi. Uwierz mi, że nie tak łatwo oszukać demony hadesu. - odpowiedziała, patrząc mi głęboko w oczy.
- Wybacz, ale boje się, że z kimś mnie pomyliłaś... - odpowiedziałam zmierzając do wyjścia.
Ona głośno się zaśmiała, a jej wesoły śmiech rozniósł się echem, po całej świątyni. Za chwile jednak znowu spoważniała i odpowiedziała :
- Raczej mi się to nie zdarza.
Stałam chwile, nie za bardzo wiedząc jak mam się zachować. Ona popatrzyła na mnie ze zrozumieniem. Wpatrywałam się w jej zielone oczy, w których zobaczyłam wysokiego męszczyzne, w bogatych szatach, świadczących o jego wysokim stanowisku, a potem Olimpię, która rzucała się na niego ze sztyletem w dłoni... Wreszcie udało mi się odwrócić wzrok. Nieznajoma nadal przyjaźnie się uśmiechała.
- Kim jesteś? - zapytałam przestraszona.
- Uwierz, że to nie mnie powinnaś się lękać - odparła.
- Kim jesteś?! - powturzyłam już przerażona.
- Twoim sprzymierzeńcem, Lynette - powiedziała, po czym wzięła do ręki miotłę i zaczęła zamiatać. Postanowiłam nie czekać dłużej i pobiegłam do wyjścia. Jednak za chwile zawróciłam tknięta przeczuciem. Nieznajomej jednak już nie zastałam, tylko w kącie stała miotła, a na ławie, na której wcześniej siedziała leżał złoty kołczan i łuk. Czym prędzej wybiegłam z świątyni. Całe szczęście Senny Żar nadal na mnie czekał na gałęzi. Popatrzyłam na niego i powiedziałam :
- Senny Żar, zaprowadź mnie do domu!- spojrzałam jeszcze raz na świątynie, a potem na niego i dodałam :
- Szybko...     
_______________________________________________
Przepraszamy, że rozdział wstawiamy dopiero teraz, ale mieliśmy pewien mały problem ze wstawieniem go na bloga (głównie przez brak dostępu do kompa...). Dziękujemy za zrozumienie w tej sprawie i życzymy miłego czytania. ;-) Baaaaardzo dziękujemy za wszystkie wasze komentarze a w szczególności ściskamy kochane dwa(chyba bo to anaonimki XD) Anonimki ;D ;D Te rozdziały powstają przedewszystkim dla was :) :) :)







Kochaaaaaaaaaaaaaaaaaamy was ;-*  ;-* ;-***************************************
buuuuuuziaczki ;-** ;-*** ;-****
Zomiju ;D


CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Plose......



sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział

Rozdziały będą od teraz zawsze pojawiać się w poniedziałki (lub wcześniej) :)
buuuuuuziaczki ;-*  ;-*  ;-**
Zomiju

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział VII Spotkanie

  Siedziałam na trawie i rozmyślałam. Teraz żałowałam, że nie odpowiedziałam Olimpii " Tak ", gdy zapytała się mnie, czy chcę z nią iść po obiad (na polowanie). Myślałam, że trochę pozwiedzam, ale po zbadaniu najbliższej okolicy (od domu Olimpii do rzeki) znudziło mi się, a bałam zagłębiać się sama głębiej w las. Strasznie mi się nudziło, a moim jedynym towarzystwem był Senny żar, który siedział na gałęzi nieopodal i mnie obserwował. Olimpia boi się zostawić mnie samą, więc zostawiła mi ochroniarza - pomyślałam z ironią, lecz sytuacja wydawała mi się co najmniej dziwna. Ciekawe jakby się ona czuła , gdyby obok niej siedział ogromny ptak i ją obserwował-rozmyślałam dalej - nie... jej oczywiście w ogóle to nie przeszkadza, co ona jest, jakaś przyjaciółka zwierząt, czy co? Pomyślałam, że Olimpia może jest z tym ptakiem w jakiejś " przyjaźni " (o ile człowiek może się przyjaźnić ze zwierzęciem). Popatrzyłam na wielkiego ptaka siedzącego na gałęzi. Czy on mnie zrozumie? - sama nie wiem dlaczego w mojej głowie pojawiła się ta myśl, ale postanowiłam to sprawdzić.
- Hej!... - zaczęłam niepewnie, ponieważ dziwnie się czułam mówiąc do ptaka. Jednak on popatrzył się na mnie swoimi dużymi, mądrymi oczami.
- Tak, do ciebie mówię... - kontynuowałam, chociaż czułam się, jak skończona idiotka - ... ty... no... kumplujesz się z Olimpią, co nie?...
Wielki ptak dalej się na mnie patrzył, a po chwili rozłożył skrzydła i sfrunął na niższą gałąź. Jacie, może on nie jest taki głupi? - pomyślałam, a on pełen oburzenia zaskrzeczał. Bojąc się, że on wszystko rozumie, a co gorsza, potrafi czytać w myślach starałam się go juz nie urazić słowem, ani myślą. On tymczasem sfrunął na trawę i usiadł mnie. Czułam się niezręcznie, patrząc na ptaka wielkości dużego orła siedzącego tuż obok mnie i musiałam naprężyć wszystkie swoje mięśnie, by instynktownie nie odskoczyć. Nie pomagało też to, że Olimpia opowiadała mi, że to feniks, i może podpalić co chce... On jednak najzwyczajniej w świecie czyścił sobie pióra i w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Powoli zaczęłam przyzwyczajać się do jego towarzystwa, ale on nagle zastygł w miejscu, wpatrując się w jeden punkt. Też tam popatrzyłam i zobaczyłam jakiegoś faceta, chowającego się za drzewem. Po krótkiej chwili feniks odleciał, a ja zerwałam się na równe nogi i szybko schowałam się za krzakiem, żeby lepiej określić sytuacje. Nieznajomy był ubrany na czarno i obserwował dom Olimpii, więc od razu wydał mi się podejrzany. Podbiegłam do pobliskiego drzewa i złapałam za leżącą nieopodal gałąź - niestety w pobliżu nie było lepszej broni. Zaczęłam szybko przemykać się wśród drzew, ale jak już pokazało doświadczenie nie umiałam cicho się poruszać. Raz nawet myślałam, że mnie zauważył, więc szybko przywarłam do drzewa, które znajdowało się najbliżej mnie. Nie zważałam na to, że chropowata kora boleśnie raniła moją skórę, byłam za bardzo przestraszona, żeby myśleć o czymś innym niż o tym, żeby jakimś magicznym sposobem wsiąknąć w drzewo, żeby ten " ciemny facet " mnie nie znalazł. Po kilku strasznie wlokących się minutach oczekiwania wreszcie odważyłam się wyjrzeć zza drzewa i przekonałam się, że wcale nie patrzy w moją stronę. Trochę ośmielona tym, że nadal żyję znowu zaczęłam się do niego podkradać. Gdy byłam już tak blisko, jak tylko się dało zaczęłam na nowo obmyślać plan działania. No dobra - pomyślałam - Zajdę go od tyłu, uderzę i... no właśnie, i co dalej? Teraz mój plan wydawał mi się o wiele bardziej idiotyczny niż na początku, ale nie było czasu na zastanawianie się. Próbowałam jeszcze określić siłę przeciwnika, ale do głowy przychodziło mi tylko to, że na pewno jest ode mnie silniejszy. Trzeba wziąć się w garść, Lynette - powiedziałam sama do siebie - Jeszcze nie... jeszcze nie... - poczułam dreszcz na całym ciele, nieznajomy się odwrócił i musiałam działać szybko, żeby nie stracić ostatniej szansy. Teraz! - pomyślałam i wyskoczyłam zza drzewa. Nieznajomy wydawał się zaskoczony lecz zareagował błyskawicznie, zamachnęłam się na niego, ale on zrobił szybki unik, po czym wyrwał mi gałąź z rąk i rzucił ją daleko za siebie. Przerażona zaczęłam się cofać, aż plecami dotknęłam drzewa, byłam teraz skazana na łaskę nieznajomego. Gdy zaczął się do mnie zbliżać poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Wiedziałam, że teraz moje życie zależy od niego. Ze zniecierpliwieniem oczekiwałam tego co zaraz powie, choć wcale nie miałam ochoty tego usłyszeć. Właściwie nastawiałam się na wyrok śmierci, właśnie wtedy nieznajomy się odezwał. O dziwo ton jego głosu był łagodny :
- Lynette, uspokuj się...-powiedział spokojnie lecz stanowczo.
Zdziwiona chwile wpatrywałam się w niego, i obmyślałam co odpowiedzieć. Czy to jakiś podstęp? - myślałam - Jak mam się zachować? Stwierdziłam, że skoro nieznajomy na razie nie zachowuję się agresywnie, to powinnam jeszcze powalczyć o swoje życie. Pełna frustracji odpowiedziałam tym samym tonem :
- Nie, nie uspokoje się. Kim ty w ogóle jesteś?!...i...- tu przerwałam przerażona-...i skąd znasz moje imię?!... - wcześniej nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, ale teraz przypomniało mi się to uczucie, że ktoś mnie śledzi...Czy ten tajemniczy facet mógłby być tą czarną postacią, którą widziałam, gdy przemykała się wśród drzew? Tego nie wiedziałam, ale postanowiłam jak najszybciej się od niego uwolnić.
- Puść mnie!- krzyczałam, próbując mu się wyrwać - Nie obchodzi mnie, kim jesteś i czego chcesz! Masz natychmiast iść sobie stąd! - krzyczałam najgłośniej, jak potrafiłam, z nadzieją, że ktoś mnie usłyszy, ale na nieznajomym chyba nie zrobiło to wrażenia, ponieważ tylko się roześmiał i powiedział :
- A więc nie pamiętasz mnie, Rose?- zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Nie, a powinnam?! - wykrzyczałam mu w twarz, udając pewność siebie. Z jego twarzy natychmiast znikł uśmiech i teraz poważnie wpatrywał się w moje oczy. Właściwie nie wiem dlaczego, ale ja również spojrzałam w jego piękne, morskie oczy i nagle las znikł, widziałam siebie i... jego, byliśmy w jakimś mieszkaniu, słyszałam naszą rozmowę. Zwierzałam mu się, ze swojej kolejnej kłótni z mamą, a on mnie pocieszał, przytuliliśmy się, a potem powiedziałam:
" Dziękuję Ethan, (zdaje się że miał tak na imię) tylko ty i twój ojciec nigdy nie odwróciliście się ode mnie, jesteś moim najlepszym przyjacielem..."
Wtedy wizja zniknęła, a ja znowu byłam w lesie i wpatrywałam się w lekko uśmiechniętego " Ethana ".
- I co, teraz już poznajesz? - zapytał, nadal przyjaźnie się uśmiechając. Teraz, chociaż nadal wydawało mi się, że go nie znam miałam wrażenie, że wcale nie jest taki obcy i że kiedyś wiele mnie z nim łączyło, że byliśmy przyjaciółmi, a może nawet kimś więcej...
Teraz patrzyłam na niego z innej strony, dopiero teraz zwróciłam uwagę, na jego kruczoczarne, połyskujące w słońcu włosy, dopiero teraz widziałam w nim kogoś więcej niż tylko jakiegoś przestępce, czułam się , jakby on był całym światem i, wiedziałam że coś dla mnie znaczy... Czułam, jakbym znała go od dziecka i byłam szczęśliwa mogąc z nim przebywać... Wiedziałam, że był częścią mojego dawnego życia i, że odgrywał w nim bardzo ważną role... Chciałam wiedzieć o nim więcej i o nas..., chciałam pamiętać i wiedzieć, znowu ogarnęło mnie uczucie bezsilności i strachu, miałam tego wszystkiego dość, chciałam być normalną dziewczyną, która pamięta całe swoje życie. Teraz cały świat widziałam jakby przez mgłe, moje oczy zasłoniły łzy, które zaczęły powoli spływać po moich policzkach. Wydawało mi się, że dla nikogo nic nie znaczę, że jestem sama na tym okrutnym świecie. Pierwszym co zobaczyłam przez łzy był pochylający się na de mną Ethan. Próbowałam przestać płakać, co on sobie o mnie pomyśli? - mówiłam sobie w duchu z żalem, lecz łzy wcale nie przestawały płynąć z moich oczu. Zawstydzona podniosłam wzrok, bojąc się ujrzeć na jego twarzy szyderstwo, lecz on wpatrywał się we mnie z czułością i zrozumieniem, z troską, delikatnie gładząc moją twarz. Odwzajemniłam to spojrzenie. Wpatrywaliśmy się w siebie dłuższą chwile, napawałam się kolorem jego pięknych, błyszczących oczu, nie wiem ile to trwało, wtedy nie liczyłam czasu, chciałam, aby ten momet trwał wiecznie, jednak jako pierwsza spuściłam wzrok. Wtedy on pomógł mi wstać, a sam stanął obok. Staliśmy tak w ciszy, aż w końcu powiedział :
- Cieszę się, że cię odnalazłem... - tu spojrzał na mnie z taką czułością, że od razu spuściłam wzrok - chcę, abyś wiedziała, że nie ważne, co się stanie, ale ja zawsze będę przy tobie.
Chwycił mnie za rękę, a nasze oczy się spotkały. Czułam, że teraz ja muszę coś powiedzieć.
- Ethan...- zaczęłam i nic więcej nie zdążyłam powiedzieć ponieważ przerwał mi głosny krzyk Olimpi, która właśnie biegła w moją stronę. Ethan spojrzał na nią, a potem puścił moją dłoń, odsunął się ode mnie i powiedział :
- Żegnaj Lynette- po czym zrobił tajemniczy gest dłonią i rozprysnął się na milion kawałków, które zabrała dziwna mgła. Po krótkiej chwili podbiegła do mnie zdyszana Olimpia, która zwykle tak opanowana teraz wyglądała na przerażoną. Od razu zaczęła mnie wypytywać :
- Nic ci nie jest?!
- ...
Brak odpowiedzi jednak nie zbił jej z tropu, dalej wytrwale pytała
- Czego ON od ciebie chciał?! I w ogóle kto to był?!
 Ale ja patrzyłam na nią pustym wzrokiem i udało mi się tylko powiedzieć jedno słowo :
- Ethan...
_______________________________________________
Witamy!!! XD Mamy nadzieję, że podobał się wam rozdział, jeśli tak to prosimy aby nas o tym powiadomić w komentarzu, a jeśli wam się nie podobał to równierz prosimy o komentarz. ;) Tak, czy inaczej bardzo zachęcamy was do komętowania, (może to przyśpieszy wstawienie one shota, nad którym trwają prace) chcemy też serdecznie podziękować wszystkim, którzy czytają tego bloga, a szczególnie tym, którzy komentują. :) Polecamy wejść  w zakładkę nagłówki do bloga, w której będą się pojawiać nasze nowe prace. <3
Za to w zakładce bohaterowie będzie przybywać postaci, w miarę gdy będą się ukazywać w opowiadaniu.
(dziękujemy również, za zrozumienie, w sprawie nie wstawiania rozdziałów :))
Buuuuuuuziaczki ;P
Zomiju.

Rozdział VI Spacer po starożytnosci

["Ściana żywiołu się zacieśniła, a ja zostałam żywcem rzucona w ogień"]
 
Który uderzył w moją twarz i całe ciało, poczułam rozrywający ból i wydałam z siebie ostatni przeraźliwy pełen bólu wrzask.
Usiadłam przerażona z szybko bijącym sercem, powtarzając sobie w myślach że to sen
- To tylko sen- szepnęłam łapiąc głośno oddech
Rozejrzałam się dookoła i spostrzegłam Olimpie krzątającą się po pokoju
- Witaj Lynette- powiedziała uśmiechając się nerwowo.
Swoje platynowe włosy miała spięte w kok z warkoczy z którego po obu stronach twarzy wystawały delikatne kręcone kosmyki włosów, jak zawsze była ubrana w grecki chiton.
- Idę do miasta- kontynuowała wskazując ręką na okno przez które wpadały promienie słońca
Nagle przed oczami przemknął mi ptak i usiadł na kocu obok mnie, to był ten sam co nad rzeką zaczęłam chaotycznie cofać się i podkuliłam nogi do brody ze strachu.
- Nie lękaj się go- powiedziała ze śmiechem Olimpia
- Nie skrzywdzi ciebie, ma na imię Senny żar. To on uratował cie z Mroku Hadesu- orzekła wciąż się uśmiechając, ale przy ostatnim zdaniu jej wzrok stał się poważny.
- To ty...yyy no no ty wiesz nno o moim koszmarze?- spytałam zdezorientowana
W odpowiedzi kiwnęła głową.
- A co do mojego snu ma ptak przez którego wpakowałam się do rzeki ?!?!?!?- wykrzyczałam nie będąc przekonana co do pomarańczowo-złotego stworzenia
- To... To nie był tak do końca sen- odpowiedziała
- To był Mrok, demon Hadesu pochłaniający dusze- powiedziała śmiertelnie poważnie
- A Senny żar jest obdarzony mocą wnikania w takie transy i senne koszmary odpędzając Mrok.-dokończyła
- Uratował ci dusze - powiedziała po chwili namysłu
opadłam na poduszki.
- No świetnie jakiś demon chce moją dusze do "Hadesu" a zawdzięczam życie ptakowi- powiedziałam z ironią, choć wcale nie było mi do śmiechu.
Spojrzałam z pogardą na istotę siedzącą przedemną, spodziewałam ujrzeć się głupie nie myślące stworzenie a przedmną był ptak wielkości orła z połyskującymi złoto- pomarańczowymi piórami stojąc z wysoko uniesioną głową i patrząc na mnie mądrymi błękitnymi oczami, emanowała od niego siła i żar niczym od ognia nie wiedziałam czym on tak naprawdę jest... Olimpia używała dużo nie zrozumiałych dla mnie określeń na przykład jak "Hades" co to jest??? I czy jest więcej takich stworzeń jak Senny żar?? W ogóle nie wiedziałam o co w tym życiu chodzi.
- Co to jest Hades i czy w tym świecie jest dużo takich Sennych żarów i Mroków które chcą moją dusze??- spytałam poirytowana
-Powiem ci potem bo się śpieszę, chyba że chcesz iść ze mną do miasta?- powiedziała zawiązując płaszcz na szyi
-Jasne że chce- odpowiedziałam z uśmiechem
Ptak poleciał więc poczułam się pewniej i zrzuciłam z siebie koc, spostrzegłam że mam na sobie swoje stare ubrania które zniknęły wczoraj wieczorem gdy zamieniły się w grecką sukienkę. Znów byłam ubrana w swój biały dzianinowy sweter, czarne jeansowe rurki a tam gdzie położyłam wczoraj  sandały leżały moje zielone converse na koturnach. Szczerze nie zdziwiło mnie to za bardzo, po tym co widziałam ostatniej nocy i słyszałam dziś rano mało co mnie zdziwi, przewróciłam tylko oczami i powiedziałam jakby to nie było oczywiste
- Nie mogę tak iść do miasta
Zirytowana moją osobą Olimpia pociągnęła mnie za nadgarstek, ciągnąc za sobą do drugiego pomieszczenia. Puściła mnie i zaczęła szperać w szafie, wyciągnęła z tamtąd duży kawałek jedwabnego materiału, sznurek i mniejszy kawałek niebieskiego materiału, podała mi go szybko do rąk mówiąc
-Załóż to, ja poszukam butów
-Nie potrafię!- jęknęłam przestraszona tym iż mnie zostawi i  zostanę sam na sam z tym wielkim ptaszyskiem
Spiorunowała mnie wzrokiem ale potem szybko objaśniła jak mam to na siebie włożyć, następnie wyszła zamykając drzwi. Nie powiem żebym wiedziała jak to się robi ale postanowiłam jak najpilniej kierować się wskazówkami Olimpii, biały materiał owinęłam wokół siebie i związałam w pasie sznurkiem, za to niebieską chustę wzięłam pod pachę bo jak tylko spojrzałam w duże stare lustro stojące pod ścianą stwierdziłam że najpotrzebniejsza jest mi teraz szczotka. Wyszłam z pokoju pokazując swoje dzieło Olimpii, jak dla mnie było dobrze bo minęły 3 minuty i jeszcze ze mnie nie spadła moja prowizoryczna sukienka, ona nie podzielała mojego entuzjazmu i podeszła do mnie poprawiając wszystko, kiedy już skończyła wyglądałam ładnie a jak ja to zrobiłam to wyglądałam jak.... jak.... no nieważne, w każdym razie dużo gorzej.
-Aaaa masz może szczotkę??- spytałam nieśmiało
- Tam jest- powiedziała wskazując ręką w stronę półki na ścianie
Potem podała mi beżowe sandały do kostek i pośpiesznie szukała czegoś kląc po grecku. Rozczesałam swoje kruczoczarne włosy i ułożyłam w kaskaę opadającą na plecy potem zarzuciłam błękitną chustę na głowę i byłam gotowa. Zawołałam Olimpie która właśnie znalazła swój wiklinowy kosz i wyszłyśmy z domu, za to Senny Żar poleciał do lasu. Szłyśmy  leśną ścieżką którą obrastała trawa, a mnie nie opuszczała myśl o koszmarze który śnił mi się dzisiejszej nocy
- Olimpia powiedz mi co to jest ten Hades i czego chce odemnie, tak samo jak te inne rzeczy, w ogóle nie rozumiem tego wszystkiego, a ten demon mnie przeraża. Szlag by trafił moją pamięć!- powiedziałam bezsilnie
Wtedy Olimpia zaczęła opowiadać mi o bogach i mitach, jak również o samej Grecji nie mogłam w to wszystko uwierzyć... Było to takie dziwne i straszne, z tego co mówiła to najwyraźniej podpadłam komuś z dołu... Zaczęły mnie nachodzić różne myśli, czy ja sprzedałam dusze diabłu(bądź Hadesowi) i on chce ją zabrać?? Poczułam się wyjątkowo podle we własnym ciele, czy ja mogłam kogoś zabić??? Przeszły mnie dreszcze.
-Zaraz wejdziemy do miasta udawaj że jestem staruszką żeby nikt mnie nie rozpoznał, najpierw udamy się do Amaranty a potem na agore - powiedziała zakładając duży kaptur na głowę.
Już chciałam zgłosić protest ale mnie powstrzymała
- Cicho, nie zadawaj pytań tylko wejdź za dom po prawej a potem w uliczkę na północ-powiedziała szeptem
Stwierdziłam że nie będę się z nią spierać, zrobiłam wszystko co mówiła i po chwili znalazłyśmy się za murem obronnym Aten, teraz szłyśmy kamienną wąską drogą a po bokach chodzili ludzie była to biedniejsza dzielnica ale i tak było widać imponujący grecki styl, otaczały nas małe domy i większe kamienne posiadłości. Olimpia prowadziła mnie dziwnie się garbiąc, spoglądając na nią naprawdę wydawało się że może być staruszką,przeszłyśmy szybkim tempem parę przecznic dalej aż weszłyśmy w mniejszy zaułek prowadzący na małe podwórze z tamtąd Olimpia pociągnęła mnie za mały dom gdzie stała jakaś kobieta opierając się o ścianę . Gdy tylko ją zobaczyła rozejrzała się dookoła, wyprostowała i podbiegła do niej, kobieta odsunęła się od ściany z chytrym błyskiem w oku, wyglądała na jakieś 25lat i miała brązowe włosy spięte w misternie robiony kok, była ubrana w długi biały chiton podobny do Olimpii a na głowie miała białą chustę. Zaczęły coś szeptać, nie wiedziałam co bo Olimpia zostawiła mnie 5 metrów z tyłu widziałam tylko jak tamta coś daje Olimpii a ona jej, przez chwile jeszcze coś mówiły do siebie a potem Olimpia pokazała na mnie i odeszła.
-Co to za kobieta i co ci dała??-spytałam zaciekawiona
-Pokaże ci jak wrócimy bo tu ktoś może nas zobaczyć, chodźmy z tąd- powiedziała i skinęła głową w stronę tamtej kobiety.
Gdy już wyszłyśmy ze starego dziedzińca Olimpia skierowała nas w stronę bogatszej dzielnicy znów się garbiąc, spojrzałam do jej koszyka w którym leżało zawiniątko o nieokreślonym kształcie owinięte pożółkłym materiałem, ciekawe co tam jest...
-Teraz idziemy na agore -poinformowała
Szłyśmy coraz bardziej zapuszczając się w miasto, wszędzie zaczęło przybywać coraz więcej ludzi-przeważnie mężczyzn, domy wokół były duże z białymi tynkowymi ścianami a przed wejściem ustawione były dwie białe kolumny. Wreszcie doszłyśmy do wielkiego dziedzińca na którym tłoczyło się mnóstwo ludzi, wszędzie wokoło były stragany i straganiarze wołający klientów, na środku na podeście stał jakiś mężczyzna wygłaszający wyniosłe mowy a wokół niego tłumek innych słuchających lub wtrącających coś co chwila, na murze siedzieli muzycy i grali wesołe melodie a przed nimi tańczyły hetery, wszędzie wznosił się ogromny gwar i trudno było cokolwiek usłyszeć. Podeszłyśmy do jednego ze straganów i Olimpia kupiła warzywa i trochę owoców potem podeszła do drugiego i kupiła kawałek skóry kojota, następnie pociągnęła mnie w stronę większego straganu ze stertą jedwabiów i różnych materiałów, zaczęła rozmawiać ze straganiarką pokazując na różne materiały, potem wzięła kilka chust do ręki i podała kobiecie parę złotych monet. Nim zdążyłam skończyć podziwiać wszystko dookoła i patrzeć na wysoki Akropol w dali Olimpia powiedziała że musimy wracać, szybkim tempem zaczęłyśmy oddalać się od tłumu ludzi i nim się obejrzałam znów znajdowałyśmy się na  tej samej małej drodze prowadzącej do lasu. Gdy tylko wróciłyśmy do domu koniecznie chciałam wiedzieć co jest w paczce którą ta kobieta dała Olimpii
- Teraz jesteśmy już w domu więc możesz mi pokazać co jest w tej paczce...- powiedziałam robiąc słodkie oczy
Olimpia odłożyła pełen zakupów wiklinowy kosz i wyciągnęła wszystko biorąc do ręki owy pakunek, odwinęła powoli chustę w której znajdował się mały flakonik, woreczek złotych monet i zwój papieru zawiązany sznurkiem
- Co to??- zapytałam wciąż niepewna zawartości paczki
- Trochę pieniędzy, buteleczka i list- powiedziała obojętnie
- A co jest w owej buteleczce?- powiedziałam wyciągając po nią ręce
- Nie powinno cie to obchodzić- odpowiedziała zabierając flakonik
- A list???- powiedziałam z nadzieją
- To list do mnie- zbyła mnie
- A teraz pomóż mi posprzątać w domu- zmieniła temat
Nie byłam usatyswakcjonowana tą odpowiedzią ale stwierdziłam że z czasem mi zaufa i zacznie mówić więcej o sobie. Potem razem z Olimpią zabrałyśmy się za porządki w domu.
_________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Kooooooooooooooooooniec!!!! Uff myślałam że nigdy go nie skończymy nie mówiąc o wstawieniu na bloga ale jest!!! Mamy nadzieje że wam się podoba i będziecie komentować :)  :)  :)  :) (Co do opóźnienia rozdziału to jak tłumaczyła moja mama nie pozwalając mi go wstawić na bloga "Świat się nie zawali jak wstawisz go później":Mima) Ale żeby wynagrodzić wam to że jest tak późno to za chwilę wstawimy kolejny
buuuuuuziaki ;-*  ;-*  ;-**
Zomiju

czwartek, 15 stycznia 2015

Nie ma rozdziału w tym tygodniu :(

Jak już się pewnie domyślacie po tytule notki to nie będzie w tym tygodniu rozdziału... Ale za to w nastpnym będą dwa :) W tym tygodniu rozdziału nie ma gdyż ponieważ moja niezwykle knąbrna rodzicielka założyła hasło które tylko ona zna na MÓJ komputer i powiedziała że moge wchodzić tylko w bardzo ważnych wypadkach, co zupełnie jest nie logiczne bo jak mówiłam że musze wejść bo to sprawa życia i śmierci żeby wstawić rozdział(bo chyba przez nieregularne wstawianie rozdziałów tracimy czytelników...) to stwierdziła że mi nie odblokuje bo najpierw lekcje... Masakra
Potem przez to musiałam pisać w zeszycie przez co teraz musze przepisywać na kompa potem wrzucić na pendriva dać Zońce do poprawienia i wstawienia na blooooooooooga (rodzice to lubią wszystko utrudniać...) jednym słowem ŻYCIE... Więc papatki i do zobaczenia w następnym rozdziałe :)

 (Zrozumcie mój nałóg z wstawianiem nawiasów..XD)


buuuuuuuuuuuuuziaki ;-*  ;-*  ;-**
Mima która nielegalnie siedzi na kompie...

piątek, 2 stycznia 2015

nagłówki bo bloga

Drodzy czytelnicy oświecamy was w jednej sprawie, pod nagłówkiem są zakładki a pośród nich znajduje się jedna o nazwie "Nagłówki do bloga :)" są tam obrazki w które wkładamy bardzo dużo pracy, robimy to dla siebie ale równierz dla was żeby wasze patrzałki się cieszyły więc miło by było gdybyście czasem odwiedzili ową zakładkę i pozostawili po sobie opinie na temat jakości naszych prac
buuuuuuuuuuziaczki ;-*  ;-*  ;-**
Zomiju


CZYTASZ=KOMENTUJESZ         
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
 CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
 CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
 CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
 CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
 CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
 CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
 CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
 CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

czwartek, 1 stycznia 2015

Pytania

W zakładce pytania takowych nie było więc zmieniłyśmy charakter tej zakładki na odwrotnie niż było (w sensie że wcześniej była żebyście to wy pytali jak coś chcecie, a teraz my będziemy pytać(i oczekiwać odpowiedzi ;*))
buuuziaczki ;-*  ;-*  ;-**
Zomiju