środa, 11 maja 2016

Rozdział XXV Niechciany towarzysz




                                                                   Olimpia


Przechodziłam pomiędzy straganami poszukując potrzebnych mi rzeczy. Na targu panowało wielkie zamieszanie. Co chwila przejeżdżał jakiś wóz z dostawą, a handlarze przekrzykiwali się nawzajem chwaląc swoje towary. Już od dwóch dni znajdowałam się w Syrakuzach, na wyspie Sycylii. Do tego czasu udało mi się znaleźć i wynająć mały pokoik w jakiejś brudnej dzielnicy. Teraz postanowiłam uzupełnić swoje zapasy. Podeszłam do małego straganiku na którym wisiały najróżniejsze materiały i biżuteria zrobiona z szafirów, rubinów, ametystów i chyba bogowie tylko wiedzą z jakich klejnotów jeszcze. Przy straganie stał wysoki mężczyzna. Obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem i mruknął coś do siebie, wyciągając do mnie swoją popękaną dłoń w naglącym geście. Starając się nie okazywać irytacji wyjęłam mieszek i wcisnęłam sprzedawcy kilka złotych monet. Na widok pieniędzy jego bystre, chytre oczy zabłysły i powiedział od niechcenia:
- Wybieraj
Przeszłam się pomiędzy wystawionymi towarami i podniosłam nowy, jedwabny płaszcz (mój stary został doszczętnie zniszczony przez sztorm) i skórzane sandały. Tą samą operacje powtórzyłam kilkakrotnie zbierając prowiant. Jednocześnie starałam się mieć na oku pewnego człowieka, który wydał mi się podejrzany na statku. Okazało się, że może mieć on powiązanie z osobą, której szukam… Cały czas go obserwowałam. Rozmawiał z jakimś innym mężczyzną niskiego wzrostu. Stałam jakieś dziesięć metrów od rozmawiających i docierały do mnie tylko urywki rozmowy. Rozmawiali szeptem ale i tak usłyszałam jak ten drugi mówił:
- W takim razie poślę do ciebie jednego z moich ludzi… - Hałas na targu chwilowo uniemożliwił mi podsłuchanie dalszej części rozmowy, ale i tak usłyszałam jak po chwili ten pierwszy odpowiada:
- ...lepiej kilka godzin po zmroku, tak aby nikogo nie było na ulicy…. Przy skrzyżowaniu tych ulic? Mężczyzna wskazał miejsce palcem. Kiedy znowu nie mogłam nic usłyszeć postanowiłam podejść bliżej rozmawiających, ale musiałam to zrobić dyskretnie. Podeszłam do wystawy bardzo drogich, zagranicznych dywanów udając, że przyglądam się im z zainteresowaniem. Po chwili podeszła do mnie młoda dziewczyna i spytała:
- Ma pani coś na oku?
Potrzebowałam chwili, żeby uzmysłowić sobie, że pyta o wybór dywanu. Chcąc dać jej do zrozumienia, żeby mi nie przeszkadzała odparłam:
- Na razie nie, ale poradzę sobie.
Oczy młodej dziewczyny przygasły, ale uśmiech nie zniknął z jej dziecięcej, rumianej twarzy. Niezniechęcona powiedziała:
- Poleciłabym pani ten tutaj – wskazała na lniany dywan znajdujący się po jej prawej stronie – Jest ręcznie utkany z najlepszej jakości tkaniny…
Kątem oka zobaczyłam, że interesujący mnie mężczyźni zaczęli się oddalać więc chciałam jak najszybciej skończyć te bezsensowną rozmowę. Jednak dziewczyna nadal rozwodziła się nad dywanami, którymi dysponowała. Jej dziecięca, naiwna postawa kogoś mi przypominała ale nie miałam na to teraz czasu. Dałam dziewczynie złotą monetę i nie czekając na jej reakcję wmieszałam się w tłum. Zdążyłam jednak zauważyć jak rozszerzają jej się źrenice ze zdziwienia a na twarz wpełza jeszcze szerszy uśmiech. Szybkim krokiem podążyłam za dwoma mężczyznami, którzy właśnie się oddalali. Starałam się nie iść w za nimi w linii prostej, lecz raczej wyglądać na przeciętnego przechodnia. Widząc, że skręcają w jakąś boczną uliczkę chciałam przyśpieszyć, co okazało się wręcz niemożliwe przez gęsty tłum ludzi. Gdy udało mi się przecisnąć przez najbardziej zaludniony odcinek placu moje szanse postanowił zmniejszyć wielki wóz załadowany tak, że aż trzeszczał ciągnięty przez równie objuczonego osła. Zwierzę ciągle musiało opędzać się od natarczywych much atakujących go co jakiś czas. Wyglądało to tak, jakby osioł specjalnie wlókł się najwolniej jak potrafił, jego kopyta stukały monotonnie wzbijając w powietrze tumany kurzu gdy szedł po żwirze a chrapy unosiły się raz po raz gdy zwierze nabierało powietrza. Nie zdziwiłabym się, gdyby nagle się zatrzymał aby skonsumować znalezione po drodze źdźbła trawy. Nie dając się ogarniającej mnie frustracji poczekałam aż będę mogła przejść. Wybiegłam za róg ulicy aby (zgodnie z moimi przewidywaniami) przekonać się, że mężczyźni już dawno się oddalili i nie mam pojęcia gdzie ich szukać. Jednak ten fakt nie zrobił na mnie większego wrażania ponieważ zdobyłam już wszystkie potrzebne mi informacje. Spojrzałam na wiszącą nisko nad horyzontem krwistoczerwoną kule słońca, oceniając, że została jakaś godzina do zmierzchu. Postanowiłam wrócić do wynajmowanego przeze mnie pokoju i tam poczekać do tego czasu. Ruszyłam wąską wybrukowaną uliczką. Ludzie powoli zaczęli schodzić się do domów więc tłok panujący na ulicach gwałtownie się zmniejszył. Gospodynie zaczęły ściągać na noc zawieszone pomiędzy kamiennymi budynkami pranie, a kupcy zwijać swoje stragany. Skręciłam w jakąś niezadbaną i brudną dzielnice, a potem stanęłam przed odrapanymi drzwiami. Pchnęłam je bez większego przekonania, zatrzeszczały na zardzewiałych zawiasach i ciężko otworzyły się do środka. W małym pomieszczeniu panował półmrok ale i tak dało się zobaczyć jego skromny wystrój. W rogu stało małe, niezbyt wygodne łóżko i mała szafka. Podeszłam do niej i wyciągnęłam z niej szczotkę (moje włosy były już dość poplątane) i świecę, którą zaraz zapaliłam. Stanęłam przed małym lustrem wiszącym na jednej z ścian i rozpuściłam włosy, które opadły miękko kaskadami na moje odsłonięte ramiona. Zaczęłam je rozczesywać, patrząc jak lśnią w migotliwym świetle świecy jakby były jedwabnymi nitkami. Następnie upięłam je w wysoki kok oglądając w gładkiej tafli lustra efekty mojej pracy. Fryzura była praktyczna, bo upięte włosy nie będą przeszkadzały. Na dworze zapadł zmrok, więc postanowiłam przygotować się do wyjścia. Narzuciłam na siebie nowo kupiony paszcz i po cichu wymknęłam się z domu, starając się nie trzasnąć starymi drzwiami Gdy wyszłam na ulice ogarnął nie chłód rześkiego, nocnego powietrza. Noc była zaskakująco cicha, tylko gdzieś w oddali dało się słyszeć donośne wycie jakiegoś nocnego zwierzęcia. Byłam przyzwyczajona do nocnych dźwięków dobiegających z lasu więc nie przejęłam się tym zbytnio. Starając się poruszać się bezszelestnie pobiegłam wzdłuż ciemną uliczką i parę razy skręciłam, aż wreszcie dotarłam do miejsca na skrzyżowaniu kilku ulic. Schowałam się za filarem jakiegoś budynku. Pozostało mi tylko czekać. Noc była ciemna, wąski, przypominający rogalik księżyc z trudem przebijał się przez skłębione chmury. W żadnym oknie nie paliło się światło, całe miasto pozostawało w uśpieniu. Ciemne budynki wyglądały na opuszczone i robiły dość upiorne wrażenie. O tej porze grzeczne dzieci już dawno leżały w łóżkach bojąc się spotkania z jedną z nocnych istot. Przenikliwie zimny wiatr przelatywał pomiędzy ulicami zawodząc głucho. Niebo było pokryte grubą warstwą chmur, przez co nie była widoczna ani jedna gwiazda. Czekałam bez najmniejszego ruchu pozostając cały czas czujna. Zgodnie z moimi oczekiwaniami na ulicy pojawiła się ciemna postać, w której dało się rozpoznać mężczyznę. Zmrużyłam oczy oceniając sytuację. Mężczyzna ruszył ciemną ulicą. Cały czas pozostając w cieniu przemykałam się bezszelestnie wśród budynków i ulic. Działałam instynktownie, a mój umysł automatycznie przestawił się na tryb łowcy. Mężczyzna co jakiś czas obracał się ale nie zdołał mnie dostrzec. Usatysfakcjonowana pomyślnym obrotem sprawy podążałam za swoją ofiarą. Przebiegłam przez ciemną uliczkę mając zamiar przywrzeć do obrośniętej bluszczem ściany pobliskiego budynku. Nagle poczułam szarpnięcie i zostałam wciągnięta do ciemnego zaułka. Błyskawicznym ruchem wyjęłam swój sztylet i spróbowałam wbić go napastnikowi w brzuch. Jednak zanim zdążyłam zaatakować on wykręcił mi ręce pod bolesnym kątem. Nim zorientowałam się co się dzieje czyjeś silne ramię zacisnęło się jak żelazna obręcz wokół mojej talii. Po chwili poczułam chłód własnego ostrza na gardle. Zesztywniałam, starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Pod nożem czułam pulsowanie swojej żyły. Przeklinałam w duchu swoją nieostrożność. Jak to możliwe, że mnie zaskoczył? Upokorzona tą chwilą słabości podniosłam stalowe spojrzenie na twarz mojego oprawcy. Mężczyzna miał zmierzwione, brązowe włosy i pełne zaciętej determinacji oczy z połyskującymi refleksami, które były tak ciemne, że przypominały bezchmurne nocne niebo z milionami iskrzących się gwiazd. Jego rysy twarzy były ostre, a jedna z wyraźnie zaznaczonych brwi unosiła się lekko, w nieufnym geście. Cała sylwetka z mocno zarysowanymi mięśniami była opalona. Choć nie dałam tego po sobie poznać byłam zaskoczona, gdy go rozpoznałam. Ostatnim razem widziałam go chyba dziesięć lat temu, myślałam, że już dawno nie żyje. Wtedy był najlepszym szpiegiem o jakim słyszałam. Wyjechał kiedyś na misje i nigdy nie wrócił… to znaczy do teraz. Szybko przeszukałam swoją pamięć, aby przypomnieć sobie jak miał na imię.
- Ischyrion – Powiedziałam szeptem, starając się brzmieć groźnie (przynajmniej na tyle, na ile można brzmieć groźnie mają nóż przytknięty do gardła). Zmierzył mnie wzrokiem swoich ciemnych oczu i powiedział również szeptem, tonem niezdradzającym uczuć:
- Miałem za zadanie cię odnaleźć – po czym dodał z ledwie wyczuwalną dezaprobatą – Co nie było takie trudne… Działasz bardzo niedyskretnie – zakończył odsuwając sztylet od mojego gardła i podając mi go. Na nowo przyjęłam maskę chłodu i powiedziałam starając się ukryć irytacje:
- Nie wiem po co mnie szukałeś – powiedziałam oschle - ale jak już pewnie zauważyłeś przez ciebie straciłam z oczu człowieka, który mógł być przełomowym odkryciem w mojej SAMOTNEJ misji… - wyraźnie zaakcentowałam to słowo, ale on mi przerwał równie matowym tonem:
- Pomyślałem, że może chciałabyś dysponować informacją, że to twoje „przełomowe odkrycie” jest pułapką.
Zaschło mi w gardle. Pułapka. Dlaczego o tym wcześniej nie pomyślałam? Mogłam się domyślić, że to wszystko poszło zbyt łatwo. Nie dając po sobie niczego poznać przeniosłam swój twardy wzrok z powrotem na Ischyriona. On najwidoczniej nie czekając na moją reakcję powiedział:
- Jeszcze chwila i zapewne dałabyś się złapać. Ci ludzie śledzili cię od jakiegoś czasu. Naprawdę myślałaś, że człowiek którego szukasz nie ma żadnych szpiegów?
Starając się nie dać wyprowadzić się z równowagi odparłam mierząc go lodowatym spojrzeniem:
- Nie masz pojęcia co zamierzałam, nie znasz mojego planu.
Przyglądając mi się pełnym opanowania spojrzeniem odpowiedział:
- Oczywiście. Wszystko było częścią twojego bardzo rozbudowanego planu…
Udało mi się odczytać w jego słowach nutę ironii. Chyba się nie polubimy – stwierdziłam ironicznie w myślach na głos powiedziałam:
- Po co mnie szukałeś?
- Już ci mówiłem. Powiedzmy, że sprawy trochę się... skomplikowały.
 
Skomplikowały? - pomyślałam – Nawet nie wiem czy ten człowiek ciągle jest w organizacji, pojawia się nie wiadomo skąd i twierdzi, że mnie szukał. Może działać na czyjeś zlecenie… może sabotuje moją misje? Równie dobrze stowarzyszenie mogło zacząć mieć jakieś wątpliwości co do mnie… W każdym razie muszę go obserwować.
- Co zamierzasz? - zapytałam lodowato.
- Dysponuje informacją, że człowiek, którego szukasz zmienił miejsce pobytu. Miałem cię odnaleźć i doprowadzić do jego schwytania.
- Kto kazał ci to zrobić? - zapytałam nieufnie.
Ischyrion uśmiechnął się pobłażliwie i odpowiedział:
- Kto jak kto, ale ty akurat powinnaś wiedzieć…
Nie dając zbić się z tropu pytałam dalej:
- Niby dlaczego miałabym przyjąć twoją pomoc?
Jego usta wykrzywił pogardliwy grymas lecz odpowiedział opanowanym tonem:
- Czy ktoś tu mówił o pomocy? Mam schwytać człowieka, zresztą… zważywszy na to, że jesteś ko…
Widząc moją minę postanowił przemilczeć tą uwagę. NIENAWIDZIŁAM kiedy ktoś uważał mnie za gorszą, tylko dlatego, że jestem kobietą. Od dziecka słyszałam, że kobiety są słabe, że mają zajmować się domem. Nie chciałam być tylko narzędziem do rodzenia potomków jakiś zadufanych w sobie mężczyzn. Swoją drogą mało który z nich mógł się poszczycić sprawnością podobną do mojej.
- Powiedzmy, że mam trochę większe możliwości… - kontynuował Ischyrion, brnąc coraz dalej.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz – odparłam przez zaciśnięte zęby.
- Eh, nieważne –starał się wycofać – Może chodźmy do mnie, omówimy plan.
Ischyrion ruszył przed siebie, ale ja nie miałam zamiaru za nim iść. Po chwili obejrzał się za siebie i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Myślisz, że dam się poprowadzić w zupełnie obce mi miejsce i….
- Po prostu chodź – przerwał mi Ischyrion.
I nie odwracając się więcej za siebie ruszył do przodu. Targały mną sprzeczne uczucia. Byłam zła, że traktował mnie jak dziecko, z drugiej strony może dysponować przydatnymi informacjami… Zanim zdążył zniknąć za rogiem podjęłam decyzje i ruszyłam za nim. Szłam zachowując dystans, starając się nie dawać mu satysfakcji z tego, że go posłuchałam. Jednak Ischyrion zdawał się w ogóle nie zwracać na mnie uwagi. Skręcał raz po raz w jakąś ciemną, nieznaną mi uliczkę. Starałam się uważnie obserwować otoczenie lecz nie zauważyłam nc podejrzanego. Po jakimś czasie dotarliśmy do niewielkiego budynku do którego wszedł mój jakże wspaniały przewodnik. Wnętrze było urządzone dość skromnie, a większość miejsca zajmował stół. Ischyrion rozłożył na nim wielką mapę i wskazał coś na niej palcem.
- Jesteśmy w tym miejscu – ogłosił, jakby to nie było oczywiste.
- Zdążyłam się już zorientować – odparłam kąśliwie.
Przesunął palcem po mapie, ignorując mój złośliwy komentarz:
- Musimy przedostać się na drugi koniec wyspy, o tutaj, do miasta zwanego Selinut. Zorganizuje transport, potem…
- A co ja będę robić?
Ischyrion przez chwilę się nad tym zastanawiał, po czym odparł:
- Nie będziesz przeszkadzać.
Coś się we mnie zagotowało. On dalej coś mówił, ale go nie słuchałam. Wysyczałam tylko jadowicie:
- Oczywiście…
Do czasu... – dodałam w myślach. 
______________________________________________________________________________________---
Baaaaardzo przepraszamy za tak długą przerwę w wstawianiu rozdziałów... Nie przedłużając zachęcamy do czytania
Zomiju   


1 komentarz:

  1. Super! Trochę krótki ten rozdział, ale chyba często to mówię XD Mam tylko prośbę: następnym razem powiększcie trochę czcionkę ;D Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojwi się szybciej :p Nie zaniedbujcie nas! :*
    A.

    OdpowiedzUsuń