niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział XI Starcie

                           

  Olimpia

Szłam pomiędzy chaszczami i kolczastymi krzewami a w dłoni trzymałam mój drewniany łuk. Szłam najciszej jak potrafiłam, starając się nie zbliżać za bardzo do ścieżki, którą szła Lynette. Zastanawiałam się,  Czy na pewno dobrze robię, lecz za chwile sama się usprawiedliwiałam myśląc:
 Przecież zachowywała się tak dziwnie... I dlaczego wymykała się, po cichu z domu, zamiast powiedzieć mi, że gdzieś idzie? A może... a może ona wie?... - szybko odrzuciłam te myśl - Niby skąd miała by się dowiedzieć? - uspokajałam sama siebie, lecz na samą myśl, że mogła by wiedzieć przeszywał mnie dreszcz. Tak na prawdę, to nie musiałam tak uważać, ponieważ Lynette w ogóle nie była ostrożna i sprawiała wrażenie beztroskiej, lecz wolałam nie ryzykować. Gdyby Lynette mnie zauważyła, to od razu zorientowała by się, że ją śledzę. Ja już widziałam, w jakim stanie wracała z tych " spacerów " - myślałam - I te " ważne sprawy "? O co jej chodziło? A... a co jeśli jest szpiegiem? - pomyślałam ze zgrozą - Nie... To nie możliwe... Przecież ona nawet nic o sobie nie wie - uspokajałam się w myślach - A co jeśli tylko udaje... Odrzuciłam te myśli od siebie - Dowiem się wszystkiego, gdy zobaczę dokąd idzie - pomyślałam. Szłam dalej rozmyślając, aż nagle spostrzegłam, że straciłam Lynette z oczu... Szłam jednak dalej, ale jeszcze bardziej ostrożnie, ponieważ nie chciałam przypadkowo wpaść na nią. Roślinność się tu zagęściła, i przedzierając się przez nią nawet nie zauważyłam, że znalazłam się na otwartej przestrzeni, a kilkadziesiąt metrów dalej stała Lynette. Na szczęście nie zauważyła mnie i miałam czas znowu schować się w krzakach. Lynette stała cały czas w  jednym miejscu wyraźnie na coś czekając. Stała na rozległej łące, a za sobą miała spływający po niewielkim urwisku wodospad, który potem zmieniał się w rzeke niknącą gdzieś w lesie. Mijały minuty, a ona nadal nie ruszyła się z miejsca. Zastanawiało mnie, po co tutaj przyszła?I na co czeka? Ona tymczasem krążyła po polanie i wyglądała na mocno zawiedzioną. Nagle zrobiła coś, czego w ogóle się nie spodziewałam - usiadła na trawie i zaczeła płakać. Zrobiło mi się jej żal,ale nie mogłam wyjść z ukrycia, ponieważ zrozumiała by, że ją śledziłam. Pozostało mi tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Nagle, koło Lynette zaczeła się pojawiać dziwna mgła, rozprzestrzeniała się błyskawicznie. Lynette jednak tego nie zauważyła - płakała dalej, nie zważając na to, co dzieje się wokół niej. Przestraszona rozmyślałam co mam robić? I gdy już miałam wyskoczyć z za krzaków, z mgły wyszedł ten sam facet, którego widziałam z Lynette w lesie...

   Lynette

Stałam na polanie, wsłuchując się w ryk spadającej wody i wpatrując się w niesamowitą potęge wodospadu. Bałam się czy aby na pewno zrobiłam dobrze? Czy nie lepiej było jechać do Delf, zamiast czekać na tej polanie, na kogoś, kto mi się przyśnił? Lecz za chwile skarciłam się w myślach - Ethan nie jest " kimś ", Ethan to... Ethan to... - starałam się dobrać odpowiednie słowo - Ethan to przyjaciel... - pomyślałam - Nie mogę sobie za dużo wyobrażać... Jednak te słowa do mnie nie trafiały, gdy przypomniałam sobie jego wzrok miałam pewność, że też coś do mnie czuje... A może tylko chciałam, aby tak było? Z rozmarzenia wyrwał mnie fakt, że Ethana wciąż nie było... A może to był najzwyklejszy w świecie sen? Pomyliłam się... - pomyślałam - On nie przyjdzie... Ale byłam naiwna! To był tylko sen! Czułam się jak skończona debilka. Dlaczego powiedziałam Olimpii, że nie jadę z nią do Delf? Dlaczego wymykałam się po cichu z jej domu? Co ona sobie o mnie pomyśli? Wzięłam do ręki kamień i rzuciłam do rzeki, potem wzięłam drugi, ale już nim nie rzuciłam, usiadłam na trawie trzymając go w dłoni. Gniew ustąpił miejsca bezradności... Po moich policzkach zaczęły spływać łzy... I po co to wszystko? - myślałam - Żebym teraz tu siedziała i nie wiedziała co ze sobą zrobić? Otarłam łzy. To nic nie da - pomyślałam - Trzeba wracać... Ale co powiem Olimpii?... Kolejne łzy zaczęły napływać do moich oczu. Nagle zobaczyłam, że otacza mnie dziwna mgła i poczułam lodowaty dreszcz przeszywający moje ciało. Ale zaraz wszystko ustąpiło błogości... poczułam  czyjąś obecność i usłyszałam przyjazny, znajomy głos:
- Lynette?
Natychmiast się odwróciłam i zobaczyłam uśmiechniętego Ethana... Patrzyłam na niego jak zaczarowana, nie mogąc odezwać się ani słowem. On popatrzył na mnie troskliwie i podszedł parę kroków. Nadal patrzyłam na niego oszołomiona.
- Mam nadzieje, że nie zamierzasz tym we mnie rzucić - powiedział, wskazując na kamień w mojej dłoni.
Wtedy jakby obudziłam się z transu. Natychmiast wstałam i rzuciłam mu się na szyje.
- Ethan! - wykrzyknęłam.
Potem szybko cofnęłam się o krok zażenowana swoim zachowaniem. On jednak uśmiechnął się pod nosem i powiedział:
- No, bałem się, że znowu mnie zapomniałaś...
- Myślałam, że nie przyjdziesz... - powiedziałam, sama zdziwiona, że mogłam w to wątpić.
On zrobił tajemniczą minę i powiedział:
- Przecież obiecałem, że przyjdę...
Parzyłam na niego, namyślając się co odpowiedzieć. On też na mnie popatrzył i stwierdził:
- Płakałaś...
- Nie... to nic... - odpowiedziałam, próbując doprowadzić się do ładu, lecz jedno spojrzenie w tafle wody uświadomiło mi, że to nic nie da, ponieważ jestem cała czerwona...
- No tak... Ok, mówiłeś, że pogadamy, w takim razie mam pierwsze pytanie... - zmieniłam temat.
- Pytaj o co chcesz - odpowiedział.
- Dobra... Jak to możliwe, że spotkaliśmy się we śnie?.... - zapytałam.
Ethan się uśmiechnął i odpowiedział:
- Eee... To bardzo proste, miałaś sen, a ja po prostu do niego wszedłem...
- To ty tak potrafisz? - przerwałam mu.
On zrobił zagadkową minę i odpowiedział:
- Potrafię bardzo wiele rzeczy... między innymi wchodzić do snów.
- A co jeszcze umiesz? - zapytałam, choć to pytanie wydawało mi się bardzo głupie.
Jednak Ethan nie zlekceważył go, tylko odpowiedział:
- Sama widziałaś, że zjawiłem się tu poprzez mgłę... umiem też nieźle walczyć - stwierdził po chwili namysłu - Chociaż chyba nie mam czym się chwalić, sama jesteś niewiele gorsza ode mnie...
Popatrzyłam na niego zdziwiona, ale nie dojrzałam w tym stwierdzeniu ironii.
- Ja? - zapytałam - Przecież ja zupełnie nie umiem walczyć! umiem tylko rzucać meblami i wymachiwać gałęziami... - powiedziałam z ironią.
- Teraz może tak, ale kiedyś byłaś niezła... - stwierdził. - Poczekaj, może coś ci się przypomni... - powiedział, po czym nieoczekiwanie zamachnął się na mnie. Zdziwiona uchyliłam się i stanęłam w przygotowaniu.
- I co, pamiętasz coś?- zapytał.
- Eee... Nie, zamachnąłeś się na mnie, więc odskoczyłam... - odparłam poirytowana.
- Eh... Daj rękę - powiedział nagle.
- Dlaczego? - zapytałam, choć tak naprawdę bardzo tego chciałam.
- Zobaczysz - powiedział trochę zniecierpliwiony.
Posłusznie chwyciłam go za rękę, i w tej samej chwili przed oczami mignęły mi miliony barw, a potem oślepił mnie rażący blask. Potem zobaczyłam mnie i Ethana. Byliśmy na jakiejś dziwnej,okrągłej hali, albo arenie,  na ścianach wisiała różnego rodzaju broń, od różnego rozmiaru mieczy, poprzez złote maczugi, aż do srebrnych toporów. Na przeciwległym krańcu areny, stały okazałe tarcze, z różnymi wzorami i godłami. Ja miałam w ręku piękny, srebrny miecz, ze złotą rękojeścią, a Ethan trzymał trochę mniejszy, bardziej poręczny sztylet. Właśnie rozpoczęła się nasza walka. Nasze ostrza raz,po raz ze zgrzytem spotykały się w walce, zaobserwowałam różnego rodzaju uniki i cięcia, a ja zrobiłam nawet salto! Wreszcie pojedynek skończył się odebraniem mi mojego miecza przez Ethana. Potem wizja się skończyła, ponieważ Ethan puścił moją rękę i znowu byliśmy na polanie z wodospadem.
- Wow... to ja tak potrafiłam?! - zapytałam oszołomiona.
- Sama widziałaś... - odpowiedział Ethan.
Po chwili namysłu zapytałam:
- Hym... Możesz tak mi pokazać każdą chwile mojego życia?
- No... nie każdą - po czym dodał - Tylko tą, przy której byłem...
Szczerze mówiąc bardzo chciałam zobaczyć nasze WSZYSTKIE wspólne chwile, ale pomyślałam, że chyba nie wypada o to zapytać... Nagle coś mignęło pośród drzew, za chwile znowu. Ethan chyba wcale tego nie zauważył... Wpatrywałam się w tamto miejsce i po chwili zobaczyłam... Sennego Żara! Gdy zobaczył, że na niego patrze zrobił porozumiewawczy gest głową, jakby chciał, abym za nim poszła. Po chwili odwróciłam się do Ethana i powiedziałam:
- Yyy... Mogę cie na chwile przeprosić?...
- Jasne - powiedział.
- Ok, za chwile wrócę... - powiedziałam, po czym poszłam w kierunku, gdzie widziałam Sennego Żara.
          

 Olimpia

Ten " Ciemny facet " podszedł do Lynette, która wyglądała na mocno oszołomioną. Lecz już po chwili rzuciła mu się na szyje. Nie wiem o czym rozmawiali, ponieważ byłam za daleko, ale rozmawiali długo i żywo przy tym gestykulowali. W pewnym momencie on chciał, chyba uderzyć Lynette, ale ona na szczęście w porę odskoczyła. Potem chwycił ją za rękę i chyba rzucił na nią jakiś urok, ponieważ zachwiała się, po czym wpatrywała się w jakiś nieokreślony punkt, nieobecnym wzrokiem. Postanowiłam jej pomóc. W tej samej przyleciał Senny Żar, próbowałam go odgonić, ponieważ bałam się, że zdradzi moją pozycję, jednak już po chwili do głowy przyszedł mi pewien pomysł.
- Senny Żar! - powiedziałam - Proszę, odwróć uwagę Lynette, dobrze?
On zaskrzeczał porozumiewawczo i odleciał. Plan chyba zadziałał, bo już po chwili Lynette gdzieś poszła i mogłam działać. Podniosłam swój łuk, wyjęłam strzałę z kołczanu, napięłam cięciwę, wycelowałam i puściłam strzałę. Strzała, wirując idealnie trafiła w cel, jednak " ciemny Facet " tylko dziwnie się rozproszył, a strzała przeleciała przez niego jak przez dym. Potem odwrócił się w moją stronę i wykonał kilka dziwnych gestów, po czym posłał w moją stronę ognistą kule. Jednak ogień z którego była stworzona płonął na zielono, kula nie zostawiała też dymu, lecz ciągnęła za sobą zielono-szarą mgłę. Minęła mnie o włos, ponieważ w porę się uchyliłam, ale wypaliła krzaki, które znajdowały się za mną i przede mną, tak ,że gdybym się wychyliła zza wysokiej trawy nieznajomy na pewno by mnie zauważył. Starałam się zachować zimną krew. Byłam już w gorszych sytuacjach... dobrze, że zawsze mam plan zapasowy - pomyślałam, wyjmując zza pasa sztylet, który zawsze nosiłam przy sobie. Nie wiedziałam, na ile to się zda, jeśli strzała nie zrobiła nic nieznajomemu, ale zawsze lepiej być uzbrojonym. On tymczasem stał nieruchomo, nasłuchując. Wreszcie ruszył w moim kierunku. Umiałam się cicho skradać, ponieważ w moim fachu było to konieczne. Cicho zmieniłam pozycje, tak, że gdy stanął w miejscu, z którego strzelałam był odwrócony do mnie plecami. Wyczekałam odpowiednią chwile i skoczyłam na niego, ze sztyletem. Zdziwiła mnie szybkość jego ruchów, ale sama też nieźle walczyłam. Spróbowałam dosięgnąć go sztyletem, lecz zrobił błyskawiczny unik, podniósł średniej wielkości kamień i uderzył mnie nim w plecy, nie pozostawałam mu dłużna i gdy zamachnął się na mnie szybko się uchyliłam, złapałam go za nadgarstki i z całych sił odepchnęłam. On jednak zachował równowagę i znowu na mnie ruszył. Zamachnęłam się na niego, ze sztyletem, lecz on odskoczył w bok i tylko musnęłam jego ubranie. Wykorzystując moje zdezorientowanie złapał mnie w tali i obrócił, tak, że upadłam i wypuściłam z dłoni sztylet. On go podniósł i stanął nade mną w bojowej pozie.
- Przyznaje, że nieźle walczysz - powiedział.
Korzystając z jego chwili nieuwagi podcięłam mu nogi i odebrałam sztylet, po czym stanęłam nad nim ze sztyletem przygotowanym do ciosu.
- Lepiej niż ty! - wycedziłam.
Właśnie w tej chwili na polane weszła Lynette i krzyknęła przerażona:
- Olimpia?! Co ty robisz?!
Odwróciłam się do niej i  odpowiedziałam:
- Lynette! Bo on... - ale nie dokończyłam, ponieważ poczułam ostry ból z tyłu głowy. Mimo potwornego bólu odwróciłam się znowu do napastnika i cała walka zaczęła się na nowo.
  

 Lynette

A może tylko mi się przewidziało? - pomyślałam wracając do Ethana, gdyż nie udało mi się znaleźć Sennego Żara. Weszłam na polne, na której stał przedtem Ethan i nikogo nie zastałam.
- Ethan?! - zawołałam, lecz nikt mi nie odpowiedział.
Przestraszona tym, że może sobie poszedł przeszłam kawałek dalej i zobaczyłam... Olimpie! Ale nie to było najdziwniejsze - stała nad Ethanem ze sztyletem w dłoni!
- Olimpia?! - krzyknełam - Co ty robisz?!
Olimpia spojrzała na mnie i chyba chciała coś powiedzieć, ale nie dokończyła, ponieważ Ethan wstał, podniósł z ziemi kamień i udeżył ją z całych sił w głowe. Ona zatoczyła się, lecz już po chwili wbiła mu w brzuch sztylet.
- Ethan!!! - wrzasnęłam, ale jemu nic się nie stało!
Sztylet jakby odbił się od niego, a on sam rzucił się na Olimpie. Szamotali się tak w walce, a ja postanowiłam ich rozdzielić... Podniosłam leżący na ziemi patyk i... rzuciłam się w wir bitwy. Przyznaje, że kilka razy nawet oberwałam. Wreszcie odsunęłam się na bok, nie wiedząc co dalej robić. Zaczęłam płakać. Zaczęłam widzieć jak przez mgłe, czułam jak coś mnie pochłaniało. Przestałam rozróżniać kształty, czułam się, jakbym spadała w otchłań bez dna. W końcu przed oczami miałam już tylko ciemność - nieprzytomna osunęłam się na ziemie,
____________________________________
Hejka!!!<3 Rozdział jest dłuuuugi, jak poprzedni ale mamy nadzieje, że to nic złego. ;-) A co najważniejsze... JEST NA CZAS!!! :D Mamy nadzieje, że się wam spodoba i zachęcamy do komentowania! ^-^
buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuziaczki ;-* ;-*  ;-**
Zomiju

7 komentarzy:

  1. Wow ;-)
    Przepraszam, że wcześniej nie komętowałem, ale miałem problemy z internetem... :-(
    Anonim1

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka. Zapraszam na nowy spis blogów na blogspocie, a mowa tu o Katalog Euforia http://katalog-euforia.blogspot.com
    Zgłoś swój blog do naszego katalogu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Supeer!! Next ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super!!!
    Mam nadzieję, że następny rozdział będzie niedługo bp inaczej zamorduje XD XD XD
    Podoba mi sie tez to ze rozdzialy sa długie bo takie fajnie sie czytac :) :) :)
    Izia

    OdpowiedzUsuń