sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział VIII Morderca

Siedziałam przed domem, w cieniu wielkiego, rozłożystego drzewa i rozmyślałam. Olimpia cały dzień krzątała się po domu i w ogóle nie zwracała na mnie uwagi, choć przy śniadaniu obiecała, że pogadamy. Wpatrywałam się w jeden nieokreślony punkt - właściwie w ogóle na nic konkretnego nie patrzyłam, byłam zbyt zajęta rozmyślaniem. A konkretnie rozmyślaniem o Ethanie. Na samo jego imię przechodził mnie dreszcz. Kim on w ogóle jest?- pytałam sama siebie i choć nie wiedziałam tego miałam niejasne przeczucie, że za niedługo się tego dowiem. Wiedziałam, że coś dla niego znaczyłam, widziałam to w jego oczach... w jego pięknych, morskich oczach... Moje rozmyślanie przerwała Olimpia, która właśnie szła w moją stronę. Zatrzymała się przy mnie i kucnęła, po czym w milczeniu wpatrywała się we mnie.
- No... miałyśmy pogadać- zaczęłam.
- Tak... - odparła obojętnie.
Zapadła niezręczna chwila ciszy, już myślałam, że nic więcej nie powie, lecz ona po chwili odezwała:
- Lynette, powiedz mi... KTO to był?...
- Ale kto?... - spróbowałam się  z nią podroczyć.
- Lynette, to nie zabawa! To bardzo ważne!- odpowiedziała z nutą zniecierpliwienia w głosie.
- Dobra... - powiedziałam z rezygnacją - Ale zaraz! Co cię tak nagle obchodą moje znajomości, co? - powiedziałam oburzona tym brakiem prywatności.
- Po prostu się o ciebie martwię, Lynette!
- Dziękuję bardzo- powiedziałam z ironią - ale poradzę sobie! - teraz byłam już urażona.
- Ale ty nic nie rozumiesz, Lynette! Tacy jak on mogą być niebezpieczni! - mówiła śmiertelnie poważnie.
- Co ty mówisz?! - powiedziałam trochę przestraszona.
-Lynette, to był syn mroku!
- Co??? - zapytałam nic nie rozumiejąc.
- Wytłumaczę ci więcej, jeśli powiesz mi kto to był.
Powoli zaczęłam łączyć fakty. Olimpia na pewno to wszystko wymyśliła, żeby wyciągnąć ode mnie informacje - pomyślałam. Po czym  odwróciłam się do niej, pogardliwie wydęłam usta i powiedziałam :
- Nic ci nie powiem! Chyba, że... - w mojej głowie zaświtał nowy pomysł - chyba, że zapoznasz mnie z treścią tego listu...
- Lynette... ja... nie mogę! - powiedziała zrozpaczona.
- Dlaczego? Nie ufasz mi? - dalej ją namawiałam.
- Lynette, nie o to chodzi! Ja... ja... na prawdę... - powiedziała, po czym umilkła wpatrując się w jeden punkt. Przez chwile wydawało mi się, że widziałam w jej oczach łzy, choć może tylko mi się tak wydawało, ponieważ po chwili znowu się do mnie obróciła i wyraz jej twarzy znów był obojętny.
- A... może... - chciałam jeszcze zapytać o tą buteleczkę, ale nie chciałam już jej denerwować - A może ja się przejdę... - dokończyłam wstając. Olimpia chwile się na mnie patrzyła, po czym powiedziała :
- Dobrze, mam dużo zajęć, więc... - nie dokończyła, tylko ruszyła w stronę domu. Chwile patrzyłam za nią, i już, gdy miałam sobie pójść gdy ona nagle się odwróciła i powiedziała :
- Lynette!...
- Hm?
- Tylko... uważaj na siebie... - powiedziała i znikła w domu. A ja w tym czasie weszłam do lasu. Szłam i szłam rozmyślając.                                                 
Przechadzałam się po lesie słuchając śpiewu ptaków, ich wesołe trele rozchodziły się echem po całym lesie. Patrzyłam na wiewiórki bawiące się wśród gałęzi i jaszczurki siedzące na kamieniach, wygrzewając się na słońcu. Las o tej porze roku wprost tętnił życiem. Po ok. godzinie zawędrowałam tak aż na jakąś łąkę, poczułam, że jestem zmęczona długim spacerem, więc usiadłam w wysokiej trawie. Pachniało tam różnymi ziołami i kwiatami, lecz nie były to zapachy  od których boli głowa, a raczej takie, które świetnie się uzupełniały. W pobliżu słychać było pszczoły i koniki polne. Zerwałam kilka kwiatów i zaczęłam pleść wianek, gdy był już gotowy założyłam go na głowę. Dzikie kłosy delikatnie falowały, przymknęłam oczy i nim się zorientowałam już głęboko spałam. Gdy się zbudziłam znowu miałam pełno energii i postanowiłam iść dalej. Szłam wąską ścieżką, którą najwyraźniej nikt długo nie chodził. Idąc rozmyślałam o sennym żarze, o Olimpii i o tym co do tej pory mnie spotkało... (oczywiście tylko o tym co pamiętam) myślałam też o Ethanie. " Syn Mroku"? - pytałam sama siebie - O co tej Olimpii chodziło? Wiedziałam, że nigdy by mnie nie skrzywdził. Nagle droga gwałtownie się zwężyła, lecz postanowiłam iść dalej. Szłam i szłam, drzewa były tu gęstsze i skutecznie zasłaniały mi widok. Gdy już myślałam, że należy wracać, wyłoniłam się zza drzew i stanęłam na skraju urwiska, na którego dnie płynęła wartka rzeka. Stałam tam chwile, zachwycona urokiem i niezwykłością tego miejsca. Zdjęłam wianek z głowy i rzuciłam w przepaść. Patrzyłam, jak wolno opada na tafle wody, a zaraz potem, jak porywa go nurt i znika pod powierzchnią. Gdy myślałam, że już po nim, on nagle wynurzył się z kipiącej topieli i popłynął dalej w dół rzeki. Szłam wzdłuż krawędzi i go obserwowałam. W końcu stwierdziłam, że w tym miejscu rzeka jest płytsza i mniej rwąca, więc postanowiłam zejść na dół. Wpadłam na ten pomysł, ponieważ nie byłam pewna, czy uda mi się znaleźć drogę powrotną, a warto było sprawdzić, czy ta rzeka łączy się z tą, przy domu Olimpii. W razie pomyłki, zawsze można się wrócić - pomyślałam i zaczęłam schodzić. okazało się, że było tam wyżej niż myślałam, drżącymi rękami trzymałam się wilgotnej skały, równocześnie szukając oparcia dla stóp. W połowie drogi, gdy już stwierdziłam, że dobrze mi idzie, nagle poślizgnęłam się i zawisłam na samych rękach. Przerażona próbowałam oprzeć o coś stopy, bojąc się, że dłużej nie utrzymam się na samych rękach. Czułam piekący ból rozchodzący się od palców, aż do ramion. Gdy już myślałam, że za chwilę runę w dół udało mi się oprzeć nogi o wystającą, skalną półkę. Resztę drogi pokonałam spięta. Na dole szłam krawędzią próbując jak najmniej się pomoczyć,  lecz już po chwili poślizgnęłam się na kamieniu i wpadłam do zimnej wody. Okropne zimno przeszywało moje ciało, mokra sukienka lepiła mi się do ciała, a włosy do twarzy. Wstałam i próbowałam osuszyć się szybkim marszem, lecz było mi bardzo zimno. Na domiar złego krawędź, którą szłam właśnie się skończyła i dalej musiałam iść w wodzie, przez co moje sandały całkiem przemokły. Zaczęłam się również niepokoić, ponieważ to miejsce wcale mi nic nie przypominało, a na dodatek wąwóz, którym szłam skręcał w inną stronę, niż w tą, z której przyszłam, a woda była coraz głębsza. Postanowiłam zawrócić. Doszłam do miejsca, które wydawało mi się znajome, lecz po krótkiej chwili zorientowałam, się, że to nie może być tu, ponieważ ściana wąwozu była idealnie gładka, więc nie mogłam się wspiąć. Szłam dalej aż w końcu doszłam do miejsca, które również wyglądało na znajome, lecz tu też napotkałam gładką ścianę. Zaczęłam już naprawdę się martwić, postanowiłam zawrócić, ponieważ pomyślałam, że musiałam przegapić to miejsce. Przerażona szukałam jakiego kolwiek miejsca, na które mogłabym się wspiąć, lecz nic takiego nie znalazłam. Szukałam wąskiej krawędzi, którą szłam na początku, ale ona była już dawno pod wodą. Nagle wpadłam w jakiś głębszy dół i tym samym pod wodę, rozpaczliwie próbowałam się czegoś złapać, a gdy tylko się wynurzyłam zaczęłam się krztusić. Woda sięgała mi tu do szyji! Nurt pchał mnie pod wodę i bardzo trudno było utrzymać się na powierzchni. Gdy już myślałam, że koniec ze mną usłyszałam huk, a zaraz potem zobaczyłam spadającą z urwiska, dymiącą się kłodę. Chwyciłam się jej i spojrzałam w górę, gdzie zobaczyłam wielkiego ptaka...
- Senny żar!- krzyknęłam uradowana - proszę, zabierz mnie  stąd!!!- teraz nie zważałam na to jak głupio wyglądam gadając z ptakiem, myślałam tylko o tym, żeby nie utonąć. Senny żar podleciał bliżej, w tej samej sekundzie uderzyło w moją twarz gorące powietrze i kłoda na której siedziałam skręciła w stronę szczeliny, w której pojawiły się... schody! Nie zastanawiałam się jak to możliwe, w tym momecie w ogóle nie myślałam, byłam szczęśliwa i cieszyłam się, że żyję. Zeskoczyłam z kłody i weszłam na schody. Odwróciłam się do lecącego na przodzie Sennego żara i powiedziałam :
- Dziękuję.
Po czym ruszyłam w górę. Schody  były wykute w popękanej skale i biegły na samą górę klifu. Gdy stanęłam na górze poczułam wielką ulgę, woda na dole podniosła się chyba o połowę. To nie było to miejsce, którym zeszłam, ale i tak cieszyłam się, że nie jestem tam na dole. Szłam za Sennym żarem wąską, kamienistą ścieżką. Po chwili byliśmy już głęboko w lesie, a ścieżka znikła.
- Senny żar - zaczęłam, lecz on nie zwracał na mnie uwagi - Idziemy do do domu, co nie? - dalej próbowałam, ale on leciał dalej. Postanowiłam iść za nim. W końcu chyba musi wrócić do Olimpii... - pomyślałam. Tu drzewa były gęstsze i nic nie widziałam. Senny żar leciał nad koronami drzew i co chwila oglądał się, czy idę za nim. Po pewnej chwili to miejsce zaczęło wydawać mi się znajome, miałam wrażenie, że już tutaj byłam. Szłam dalej, lecz już po chwili zatrzymałam się i nie dowierzałam własnym oczom... Pomiędzy drzewami zamajaczyły znajome kształty, podeszłam bliżej i już nie podlegało wątpliwości, co to było.
 -Świątynia! - krzyknęłam, bo właśnie znalazłam się na polanie, na której stała stara, zniszczona świątynia. Senny żar przysiadł na gałęzi obok i bacznie mnie obserwował. Postanowiłam wejść do środka.
- Poczekaj tu na mnie - powiedziałam do niego i weszłam do środka. Gdy tylko przestąpiłam próg świątyni uderzyło mnie zatęchłe powietrze (zresztą nie ma się co dziwić, ponieważ budowla była bardzo stara). Zdziwiło mnie trochę to, że nie było tu już kurzu, a w kącie stała miotła, więc postanowiłam zawrócić. Jednak ciekawość zwyciężyła. Pomyślałam, że chyba nic się nie stanie, jeśli wejdę na chwilkę do głównej komnaty i jeszcze raz spojrzę, na ten piękny posąg. Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Weszłam do szerokiej komnaty z wysokim, zwięczonym łukiem sufitem. Spojrzałam, na piękny posąg kobiety z kołczanem i łukiem, a potem powoli przeniosłam wzrok na kamienne ławy i nagle zamarłam z przerażenia... W jednej z nich siedziała smukła, wysoka kobieta. Chciałam uciec, lecz było już za późno - kobieta mnie zauważyła. Od razu uderzyła mnie jej uroda, miała  długie, kręcone, czarne włosy, upięte w wysoki kok, dwa zgrabne kosmyki opadały jej na opalone czoło, a szlachetne rysy jej twarzy aż tętniły młodością. Na ramionach miała złote bransolety, a we włosach zobaczyłam diadem.  Uśmiechała się dobrotliwie, a w uszach miała piękne, długie, srebrne kolczyki w kształcie smukłej sarny, której oczy były wysadzane rubinami. Na jej szyji widniał złoty medalion, w którym na środku był wielki szafir. Ubrana była, w misternie ozdobioną, zwiewną tunikę i długi, ciągnący się po ziemi tren. Na stopach miała złote, lekkie sandały, a na palcu wielki pierścień. Patrzyła na mnie swoimi mądrymi, zielonymi oczami. Uświadomiłam sobie, jak mizernie wyglądam (szczególnie z rozczochranymi włosami i cała ociekająca wodą) i zrobiło mi się wstyd. Wyglądałam, przy tej pięknej nieznajomej, co najmniej, jak pokrzywa, przy róży. Po chwili odezwała się głębokim głosem, o ciepłej barwie :
- Witaj Lynette.
Ona też zna moje imię, co ja kiedyś jakaś sławna byłam?- pomyślałam z ironią, a głośno powiedziałam :
- Yyyy.... Dzień dobry...
- Radzę ci uważać, ponieważ mrok czai się wszędzie, a śmierć nigdy nie śpi. Uwierz mi, że nie tak łatwo oszukać demony hadesu. - odpowiedziała, patrząc mi głęboko w oczy.
- Wybacz, ale boje się, że z kimś mnie pomyliłaś... - odpowiedziałam zmierzając do wyjścia.
Ona głośno się zaśmiała, a jej wesoły śmiech rozniósł się echem, po całej świątyni. Za chwile jednak znowu spoważniała i odpowiedziała :
- Raczej mi się to nie zdarza.
Stałam chwile, nie za bardzo wiedząc jak mam się zachować. Ona popatrzyła na mnie ze zrozumieniem. Wpatrywałam się w jej zielone oczy, w których zobaczyłam wysokiego męszczyzne, w bogatych szatach, świadczących o jego wysokim stanowisku, a potem Olimpię, która rzucała się na niego ze sztyletem w dłoni... Wreszcie udało mi się odwrócić wzrok. Nieznajoma nadal przyjaźnie się uśmiechała.
- Kim jesteś? - zapytałam przestraszona.
- Uwierz, że to nie mnie powinnaś się lękać - odparła.
- Kim jesteś?! - powturzyłam już przerażona.
- Twoim sprzymierzeńcem, Lynette - powiedziała, po czym wzięła do ręki miotłę i zaczęła zamiatać. Postanowiłam nie czekać dłużej i pobiegłam do wyjścia. Jednak za chwile zawróciłam tknięta przeczuciem. Nieznajomej jednak już nie zastałam, tylko w kącie stała miotła, a na ławie, na której wcześniej siedziała leżał złoty kołczan i łuk. Czym prędzej wybiegłam z świątyni. Całe szczęście Senny Żar nadal na mnie czekał na gałęzi. Popatrzyłam na niego i powiedziałam :
- Senny Żar, zaprowadź mnie do domu!- spojrzałam jeszcze raz na świątynie, a potem na niego i dodałam :
- Szybko...     
_______________________________________________
Przepraszamy, że rozdział wstawiamy dopiero teraz, ale mieliśmy pewien mały problem ze wstawieniem go na bloga (głównie przez brak dostępu do kompa...). Dziękujemy za zrozumienie w tej sprawie i życzymy miłego czytania. ;-) Baaaaardzo dziękujemy za wszystkie wasze komentarze a w szczególności ściskamy kochane dwa(chyba bo to anaonimki XD) Anonimki ;D ;D Te rozdziały powstają przedewszystkim dla was :) :) :)







Kochaaaaaaaaaaaaaaaaaamy was ;-*  ;-* ;-***************************************
buuuuuuziaczki ;-** ;-*** ;-****
Zomiju ;D


CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Plose......



8 komentarzy:

  1. Dzięki, za dedykacje;-) Fajnie wiedzieć, że nie pisze tych komentarzy tak sobie, tylko komuś na tym zależy
    ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. No, ja też Dziękuję za dedykacje buziaczki
    :-* :-* :-*
    XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, to może ja będę "anonim1"?

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie tu wpadłam i powiem wam, że wasza? Tak, chyba wasza historia mnie zaintrygowała. Na pewno jeszcze tu wpadnę, mam nadzieję, że szybko dodacie następny rozdział i dowiemy się co się dalej stanie:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo dziękujemy za ten komentarz każdy nowy czytelnik jest dla nas niesamowicie ważny i już niedługo nowy rozdział :D
      buuuuuziaczki ;-* ;-* ;-**
      Zomiju

      Usuń
  5. Bardzo ciekawy tekst, będę tu zaglądać, śliczne tło i nagłówek, zapraszam do mnie http://wmasce.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na bloga już wchodzę i komentuje!!! ;D
      Baaaardzo dziękujemy za każdy komentarz zamieszczony pod postem to naprawde dodaje siły do pisania
      buuuuuuuuuuuuziaczki ;-* ;-* ;-**
      Zomiju

      Usuń