sobota, 29 listopada 2014

Rozdział IV Przygoda nad rzeką


Olimpia patrzyła na mnie osłupiałym ze zdziwienia wzrokiem, próbowałam przypomnieć sobie - co właściwie się stało? Chyba powoli zaczęła wracać mi świadomość, bo przypomniałam sobie, że właśnie USTRZELIŁAM KOJOTA! Co jeszcze dziwniejsze nigdy nie strzelałam z łuku, co więcej nigdy nawet nie trzymałam łuku!    [tak przynajmniej mi się wydaje, wiecie, jak to jest, gdy się nic nie pamięta...] Niepojęte wydawało mi się, że mogłam to zrobić sama, ktoś na pewno mi pomógł, ale kto?! Właśnie wtedy przypomniał mi się ten niezwykły obraz, kobiety w złotych sandałach, uśmiechającej się do mnie. Nurtowało mnie cały czas jedno pytanie - KTO TO JEST ?! Dopiero po dłuższej chwili zastanawiania się zwróciłam uwagę, na nieruchomo siedzącą obok mnie Olimpie. Była blada i wpatrywała się we mnie, jakby z ukrywanym lękiem. Po krótkiej chwili zapytałam :
- Czy coś się stało?
Po tym pytaniu jakby obudziła się z transu - z jej spojrzenia zniknął lęk, a pojawiła się wcześniejsza zuchwałość. Znowu patrzyła na mnie swoim zwyczajnym, obojętnym spojrzeniem, choć inne części jej ciała zdawały się zdradzać wcześniejsze podniecenie. Wreszcie odparła, swoim lodowatym głosem :
- To chyba ja powinnam cię o to zapytać...
Przez chwilę zastanawiałam się, co odpowiedzieć, ale okazało się to niepotrzebne, bo po chwili Olimpia wstała i powiedziała :
- Jeżeli chcemy zjeść coś do rana, to powinnyśmy zacząć oprawiać kojota...- jej głos brzmiał, jak rozkaz osoby, która zna się na rzeczy, więc bez zastanowienia ruszyłam za nią. Kolejnym powodem, dla którego nie miałam zamiaru się sprzeciwiać, było to, że byłam już naprawdę bardzo głodna! Ruszyłyśmy więc w drogę powrotną. Wracałyśmy tą samą, zarośniętą ścieżką.Teraz księżyc już nie oświetlał nam drogi, schował się za chmurami. Noc była ciemna, lecz nie za ciemna, abym nie mogła rozróżnić kształtów mijanych drzew i krzewów. Wielkim plusem było to, że Olimpia zdecydowanie zwolniła, minusem to cały czas się nie odzywała, więc szłyśmy w milczeniu. Raz po raz, przez drogę przebiegał nam jakiś zbłąkany zając. Chcąc przerwać te nieznośną ciszę zapytałam :
- A...co właściwie się stało...?
- ... - brak odpowiedzi.
Po chwili powtórzyłam swoje pytanie :
- Działo się coś ... niezwykłego?
- ... - znowu nic.
Widząc, że nie uzyskam odpowiedzi, zagadnęłam od innej strony :
- Widziałaś tą ... kobietę?
Olimpia stanęła i patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem, a potem niepewnie spytała, dziwnym, nieswoim głosem :
- Jaką ... - tu na moment się zawachała - " kobietę "...?
Czyli jej nie widziała mruknęłam pod nosem,a głośno powiedziałam:
- No... tej z świątyni... w lesie...- zaczęłam jej tłumaczyć, ale ona chyba nie wiedziała, o co mi chodzi, bo dalej patrzyła na mnie osłupiałym wzrokiem. W końcu stwierdziła :
- Oj, chyba walnęłam cię mocniej, niż zamierzałam...
Widząc, że nie bierze mnie na poważnie zaczęłam się bronić :
- Nie, ja nie żartuje, naprawdę ją widziałam! A w lesie jest jej świątynia... naprawdę..., nie kłamie!
Ale nie miałyśmy czasu na dalszą rozmowę, ponieważ znalazłyśmy się znowu na polanie, z płonącym ogniskiem. Olimpia zajęła się oprawieniem kojota, a mi wręczyła gliniane naczynie, i poleciła mi nabrać wody, z pobliskiego strumienia. Nietrudno było tam trafić, bo szum szybko zdradził położenie krystalicznie czystej tafli wody. Jego koryto było większe, niż należało się spodziewać, a wartki prąd z siłą uderzał o napotkane, na swojej drodze przeszkody. Szczerze mówiąc ja nazwałabym go rzeką. Próbowałam nabrać wody do płytkiego naczynia, ale poziom wody przy brzegu był za niski i nabierałam tylko piasek. Na szczęście zauważyłam powalony pień i wspięłam się na niego. Mokra kora była bardzo śliska, a cały pień niebezpiecznie się kołysał, ale jakoś dałam sobie radę. Nabrałam wody i już chciałam wracać, gdy moją uwagę przyciągną piękny ptak. Miał długie pomarańczowe, czerwone i żółte pióra, wielkością przypominał orła, mogło by się wydawać, że otaczała go jakaś złota poświata. Siedział na wysokiej gałęzi, i obserwował mnie, nagle rozłożył swoje rozłożyste skrzydła, i delikatnie sfruną z gałęzi i przeleciał tuż nad moją głową. Wtedy wszystko się zatrzęsło i oślepił mnie rażący blask, gdy znowu otworzyłam oczy znajdowałam się w lodowatej wodzie, której krople szybko staczały się po moim ciele, a lekki powiew świeżego leśnego wiatru nie przynosił orzeźwienia jak dawniej, tylko przenikał do szpiku kości wywołując dreszcze. Zjawiskowy wielobarwny ptak znikną, jakby całkowicie rozpłyną się w powietrzu. Gdy wygramoliłam się z wody zobaczyłam, że kłoda [na której wcześniej klęczałam, by napełnić naczynie wodą] płynie dalej z prądem, a z niej unosi się czarny dym. Postanowiłam nie czekać dłużej, wzięłam wiec naczynie [które udało mi się napełnić] i wróciłam na polane. Olimpia na mój widok prawie wybuchnęła śmiechem - byłam cała mokra i kapała ze mnie woda.
- Ha, ha, ha, bardzo śmieszne - powiedziałam z ironią - przynajmniej mam wodę.
Okazało się , że Olimpia już dawno usmażyła kojota, więc wodę tylko wypiłyśmy. Po jedzeniu [które było pyszne!] poczułam  się bardzo zmęczona, na szczęście Olimpia zaproponowała żeby pójść spać. I za chwile znowu prowadziła mnie przez gąszcz roślin. Po chwili moim oczą ukazała się porośnięta mchem chata, której spadzisty dach za dnia na pewno dawał dużo cienia. Olimpia weszła do środka, a ja za nią. Stanęłyśmy na kamiennej posadzce, a ona zapaliła świece.
- Witaj, w moich skromnych progach! To łóżko powinno ci na razie wystarczyć...- powiedziała wskazując łóżko stojące w rogu, a sama ułożyła się na ziemi. Od razu rzuciłam się na wskazane łóżko, myślałam, że zaraz zasnę, ale sen nie przychodził, w głowie kołatały mi myśli. Nastała grobowa cisza, a wiatr zgasił świece. Minuty wlokły się niepojęcie, cisza dzwoniła mi w uszach. Wreszcie nie wytrzymałam i zapytałam :
- Co tak naprawdę widziałaś, gdy strzeliłam do kojota?
Najpierw nie uzyskałam odpowiedzi, ale po chwili usłyszałam cichy szept :
- Wolałabym porozmawiać o tym rano...
Znów zapadła cisza, którą przerwał odgłos z zewnątrz, był to ten sam głos, który słyszałam nad rzeką [albo, jak ją nazywa Olimpia " strumieniem"]
" WIELKI PTAK!"- pomyślałam, i chciałam opowiedzieć wszystko Olimpii, więc zaczęłam :
- Olimpia... - ale odpowiedział mi tylko jej równy, miarowy oddech.
________________________________________________
Bardzo przepraszamy, że ostatnio nie wstawiłyśmy rozdziału, ale niestety żadna z nas nie mogła znaleźć na to wolnej chwili. Mam nadzieje, że wynagrodzimy wam to za niedługo one shotem. XD Życzymy miłego czytania!
Komętujcie!!! ;)
buuuuuuuuuuziaki ;-*  ;-*  ;-**
Zomiju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz