środa, 31 grudnia 2014

Rozdział V Gdy otacza Cię mrok...

-Mamo, mamo! - Wołałam z uśmiechem
-Spójrz na ten kwiatek, śliczny prawda? -powiedziałam rozradowana, biegnąc do mamy i podtykając jej go pod nos.
Ona zaś nawet na mnie nie spojrzała, siedziała na ławce ze wzrokiem wbitym w swoje żałobne jedwabne rękawiczki, położone na głęboko-czarnej kopertówce
-Śliczny kochanie- powiedziała siląc się na ciepły ton głosu
-Dam go tacie! - roześmiałam się uszczęśliwiona swoim pomysłem
 W odpowiedzi na moje słowa podniosła powoli swą głowę i skierowała na mnie spojrzenie swoich pustych, niegdyś skrzących się radością jadeitowych oczu. Potem tylko uśmiechnęła się ponuro a jedna łza spłynęła po jej policzku
Jedna łza... Jedna łza... Jedna łza..................
Te słowa obijały się w mojej głowie, i nagle stanęłam sparaliżowana a nawałnica obrazów zaczęła spływać do mojej głowy. Utrata bliskiej osoby... Czarna otchłań, tata i jedna łza, pierwsza i ostatnia jaką u niego widziałam...
Nie mogąc nic pojąć pobiegłam z kwiatem w ręku na ławkę która była na samym końcu placu zabaw, a wiatr rozwiewał moje hebanowe włosy. Usiadłam na niej podciągając nogi pod brodę i zaczęłam się zastanawiać co się dzieje. Przed oczyma miałam dzieci w moim wieku(tak dla jasności Lynn ma w tym momencie około 6lat :)), wesołe, beztroskie, biegające i śmiejące się, a na drugim końcu moja mama, sama siedząca na ławce i wpatrująca się w jakiś martwy punkt, wyglądała jak czarna plama mącąca tę beztroskość spowijającą to miejsce. Ubrana w czarną satynową sukienkę przed kolano w obsydianowym kapeluszu z siatką przysłaniającą oczy. Wokół placu zabaw piętrzyły się bloki wysokie na 50 metrów a przed, główna ulica którą cały czas przejeżdżał jakiś samochód. Ławka na której siedziałam była przysłonięta starą wierzbą płaczącą, której rozłożyste gałązki opadały przy ławce.
- Od czasu kiedy tata znikną mama mnie nie kocha- pomyślałam ze łzami w oczach
- Nic nie znaczę ani dla niej ,ani dla nikogo innego- zaczęłam szlochać szeptając do siebie te słowa
I wtedy wśród szumu wiatru usłyszałam męski głęboki gło
- Nie martw się- powiedział kojąco
- Wiesz przecież że na mnie zawsze możesz liczyć- mówił łagodnie
Odwróciłam głowę w stronę dźwięku i obok ławki zmaterializował się wysoki mężczyzna w średnim wieku z nienagannie przyciętymi czarnymi włosami, które były poprzetykane lekkimi pasmami siwizny, miał na sobie czarny garnitur z czerwonym krawatem. Stał patrząc mi w oczy z łagodnym uśmiechem, od razu zrobiło mi się lepiej widząc go.
- Stefan - powiedziałam uśmiechając się przez łzy, które szybko przetarłam rękawem i wyciągnęłam dłoń z kwiatem
- To dla ciebie.
Nagle zerwał się lekki wietrzyk i wyciągną roślinę z mojej ręki, a ona delikanie poleciała do otwartej dłoni mężczyzny.
-Dziękuje Ci, jest piękny.-mówił
- Tak jak ty- dokończył
Uśmiechnęłam się lekko zarumieniona, potem wstałam i przytuliłam się do niego.
On jako jedyny zawsze był przy mnie, nawet tata mnie opuścił, ale on nie.
-Dlaczego masz supermoce a ja nie?- spytałam
-Bo jesteś jeszcze mała, jak dorośniesz to będziesz je miała obiecuje- odpowiedział z uśmiechem
Gawędziliśmy jeszcze przez chwilę gdy zaproponował mi coś dziwnego
- Możesz odejść od mamy, zamieszkać u mnie i mojego syna, tam już nigdy nie będziesz płakać, a poza tym jak już mówiłem jesteś mi potrzebna- powiedział całkowicie poważnie
- Ale ja nie mogę, muszę czekać na tatę aż wróci, bo będzie się strasznie martwić -odpowiedziałam przejęta
- On już nigdy nie wróci Lynn- powiedział łagodnie, ale też z nutą niecierpliwości
-Wróci bo mnie kocha!- wykrzyknęłam zraniona
- Moja mała Lynn uwierz mi on Ciebie nie kocha i nie zobaczysz go nigdy więcej, a twoja matka pogrąża się w depresji, jej również nie obchodzisz -odpowiedział kpiąco
-Kocha mnie, obydwoje mnie kochają!!!- nie mogłam już wtrzymać
-I tata wróci do mnie zobaczysz!-wykrzyczałam tupiąc nogą
- Twój ojciec umarł Lynette, nie żyje rozumiesz?-powiedział chłodno i ponuro
-Nie uwierzę ci w to co mówisz on zawsze powtarzał, że mnie kocha i że będzie mnie chronił, nigdy nie będzie inaczej- mówiłam zrozpaczona tym że tracę jedynego przyjaciela
-Kłamał, nie dociera do ciebie że nigdy cie nie kochał i znikną bo ma cie dość, nic dla niego nie znaczysz i jeżeli mi nie pomożesz twoja matka też zginie- warknął lodowato
Przerażona tym co powiedział wpatrywałam się w jego nieprzeniknione stalowe spojrzenie. W którejś chwili coś się zmieniło, zaczęłam wszystko lepiej rozumieć, zaczęłam błyskawicznie rosnąć. Patrząc na jego reakcję spostrzegłam tylko kotłującą się w nim złość, nagle uświadomiłam sobie że mam 17 lat i jestem pewna jednej informacji: mój ojciec mnie kocha i zawsze mnie chronił. To prawda zginął ale nikt nie będzie mi wmawiał że mnie nie kochał, a ten Stefan to podejrzany typ.
-Odejdź i nigdy nie wracaj, nie pomoge ci i nie chce cie znać. Kim jesteś żeby mówić mi że mój ojciec mnie nie kocha- odpowiedziałam tym samym tonem
-A jedyną osobą która mnie wykorzystuje jesteś ty- mówiłam z nienawiścią która teraz wypełniała mnie całą
Potem zobaczyłam jak rozmachuje się ręką a chwile potem leżałam na ziemi czując piekący ból na prawym policzku. Otworzyłam oczy i wszystko wokół mnie zaczęło znikać. Mężczyzna, plac zabaw, mama, wierzba, wszystko zdawało się tonąć w czerni która zaczęła mnie otaczać. Nagle wszystko zaczęło tracić sens, moja pamięć zniknęła całkowicie i niczego już nie byłam pewna, znowu stałam się tą Lynette która nic nie pamięta, miałam tego dość, to wszystko mnie przytłaczało, chciałam spokoju, chciałam również zatonąć w tej mgle i od wszystkiego się uwolnić, zostać jej częścią, pozbawioną życia i duszy. Gdy już prawie cała byłam pochłonięta przez otchłań wokół moich nóg zaczęły się pojawiać płomienie. Na początku tylko migoczące iskierki przeradzające się w pomarańczowe języki ognia, dopiero wtedy zorientowałam się że jest mi bardzo zimno a mgła jest lodowata i pochłania życie, a ciepły ogień je ratuje, moją dusze poddającą się działaniu zaczarowanej mgły.  Poczułam ciepło otulające moje ciało i wracającą siłę do stawiania czoła problemom, ogień rozpraszał mrok dookoła moich stóp i w moim umyśle, a jego ciepło koiło ból serca, zdawał się szeptać i mnie uspokajać, tworząc  krąg wokół mnie. Czarna otchłań odsuwała się z zasięgu ognia cofając w tył, aż w końcu po horyzont mojego wzroku roztaczał się ogień, zagrożenie ze strony mgły minęło, ale teraz ogień przemienił się w wielki dziki żywioł przybliżający się do mnie. Zaczęłam kaszleć z braku powietrza które spalał ogień, poczułam żar i pieczenie na całej skórze, 3 metrowa ściana ognia która wcześniej ratowała mnie z otchłani mroku, teraz sama chciwie spalała wszystko dookoła idąc po swój łup. Nie miałam gdzie uciekać, mogłam tylko czekać na nadchodzącą śmierć, zaczęła narastać we mnie panika nie wiedziałam co robić kręciłam głową na wszystkie strony rozpaczliwie szukając drogi ucieczki. Ogień raził mi oczy, i czułam jakby w mojej krtani rozlał się żrący kwas, nie mogłam oddychać a ogień palił moją skórę. W następnej chwili ściana żywiołu się zacieśniła a ja zostałam żywcem rzucona w ogień.
_______________________________________________________________________
Heeeeeeeeeeeeeeeeeeeejoł :) jak tam święta, prezenty i sylwester????? Ten rozdział jest w zeszycie trochę dłuższy ale mama mnie wyrzuciła z koooooooooooooooompa :-C Bardzo się staramy z napisaniem każdego rozdziału, i chciałybyśmy znać waszą opinię na ten temat :Działa to na podświadomość człowieka w ten sposób że gdy pod rozdziałem były komentarze to tydzień poźniej czuje się taki obowiązek napisania i wstawienia na bloga kolejnego, a jak wogule nie ma to sie mówi eeeeeee i tak tego nikt nie czyta. WWięc komentarze mile widziane :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz