Ze wściekłości trzasnęłam drzwiami mojego małego pokoju.
-Co on sobie w ogóle myśli?!- syknęłam oburzona
Rzuciłam torbę na łóżko i z impetem usiadłam na nim. Oparłam łokcie na kolanach i schowałam twarz w dłoniach, nakazując sobie spokój w duchu. Tak nic nie zdziałam, muszę być czujna i opanowana. Ale gdy tylko wróciłam myślami do spotkania z Ischyrionem, zacisnęłam zęby z frustracji. Położyłam się na łóżku i odtworzyłam w myślach plan tego człowieka.
Najpierw mieliśmy się dostać do Selinut. Potem on załatwia nam transport i rejestruje na statku jako wędrownych kupców (a raczej kupca i jego syna). Po dopłynięciu na Sycylię kontaktuje się ze swoimi ludźmi, którzy podają aktualne miejsce pobytu naszego celu. Niezauważeni wmieszamy się w tłum i jako służba, bądź ktoś równie nieistotny dostajemy się w jego pobliże. Następnie Ischyrion pod osłoną nocy, cicho i precyzyjnie morduje ofiarę a potem udaje się w miejsce, gdzie ja czekam na niego z bagażami. Wypływamy w morze małą łódką (oczywiście załatwioną przez niego) i zanim ktoś w ogóle zobaczy co się stało, będziemy już daleko. Całe rozpętane piekło i postrach, zatuszuje naszą nic nie znaczącą ucieczkę. Ischyrion nie zostawi żadnych śladów, więc nikt nigdy nie dowie się kto stoi za morderstwem, a ja jako grzeczna dziewczynka mam potakiwać nie zwracać na siebie uwagi nosić bagaże i wykonywać rozkazy.
Gdy tylko usłyszałam ten absurdalny plan, prawie trzęsłam się ze złości. Zrobiłam dobrą minę do złej gry i akceptując jego pomysł(jakbym miała coś do gadania...) oznajmiłam że idę odpocząć. Po jeszcze jednym skrytykowaniu mojego poprzedniego postępowania łaskawie pozwolił mi odejść.
Ledwo powstrzymałam się przed rzuceniem jakiejś kąśliwej uwagi i trzaśnięciem drzwiami. Nie mogłam pokazywać złości i oburzenia bo albo wygryzłby mnie z tej misji jako "nieposłuszną i nieopanowaną" lub oskarżył o sabotowanie. Był wyżej rangą i na dobrą sprawę mógł zrobić cokolwiek, żeby się mnie pozbyć.
Mimo to nie miałam zamiaru wykonywać tego zadania według jego planu. Miałam swój własny plan i swoją własną taktykę.
Wstałam i ochlapałam twarz wodą.
Teraz muszę odpocząć, jutro ruszamy w drogę.
...........................................................
KONIEC ROZDZIAŁU!!!
-Co on sobie w ogóle myśli?!- syknęłam oburzona
Rzuciłam torbę na łóżko i z impetem usiadłam na nim. Oparłam łokcie na kolanach i schowałam twarz w dłoniach, nakazując sobie spokój w duchu. Tak nic nie zdziałam, muszę być czujna i opanowana. Ale gdy tylko wróciłam myślami do spotkania z Ischyrionem, zacisnęłam zęby z frustracji. Położyłam się na łóżku i odtworzyłam w myślach plan tego człowieka.
Najpierw mieliśmy się dostać do Selinut. Potem on załatwia nam transport i rejestruje na statku jako wędrownych kupców (a raczej kupca i jego syna). Po dopłynięciu na Sycylię kontaktuje się ze swoimi ludźmi, którzy podają aktualne miejsce pobytu naszego celu. Niezauważeni wmieszamy się w tłum i jako służba, bądź ktoś równie nieistotny dostajemy się w jego pobliże. Następnie Ischyrion pod osłoną nocy, cicho i precyzyjnie morduje ofiarę a potem udaje się w miejsce, gdzie ja czekam na niego z bagażami. Wypływamy w morze małą łódką (oczywiście załatwioną przez niego) i zanim ktoś w ogóle zobaczy co się stało, będziemy już daleko. Całe rozpętane piekło i postrach, zatuszuje naszą nic nie znaczącą ucieczkę. Ischyrion nie zostawi żadnych śladów, więc nikt nigdy nie dowie się kto stoi za morderstwem, a ja jako grzeczna dziewczynka mam potakiwać nie zwracać na siebie uwagi nosić bagaże i wykonywać rozkazy.
Gdy tylko usłyszałam ten absurdalny plan, prawie trzęsłam się ze złości. Zrobiłam dobrą minę do złej gry i akceptując jego pomysł(jakbym miała coś do gadania...) oznajmiłam że idę odpocząć. Po jeszcze jednym skrytykowaniu mojego poprzedniego postępowania łaskawie pozwolił mi odejść.
Ledwo powstrzymałam się przed rzuceniem jakiejś kąśliwej uwagi i trzaśnięciem drzwiami. Nie mogłam pokazywać złości i oburzenia bo albo wygryzłby mnie z tej misji jako "nieposłuszną i nieopanowaną" lub oskarżył o sabotowanie. Był wyżej rangą i na dobrą sprawę mógł zrobić cokolwiek, żeby się mnie pozbyć.
Mimo to nie miałam zamiaru wykonywać tego zadania według jego planu. Miałam swój własny plan i swoją własną taktykę.
Wstałam i ochlapałam twarz wodą.
Teraz muszę odpocząć, jutro ruszamy w drogę.
...........................................................
KONIEC ROZDZIAŁU!!!
HE he żartowałam(Mima)
(Tak wiem baaaaardzo zabawne...)
......
RANO
Spakowana szłam w umówione miejsce spotkania z Ischyrionem. Całą drogę mówiłam sobie żeby być jak najspokojniejsza i uległa -ale tak żeby nie przegiąć, nie mogę zdradzić mu swoim zachowaniem że robię coś za jego plecami.
Gdy doszłam do centrum miasta, bardziej nałożyłam na siebie płaszcz. Wmieszałam się w tłum kręcących się wokół ludzi i zaczęłam szukać wzrokiem mojego "wspólnika". Nagle ktoś dotknął mojego ramienia i obróciłam się, z upokorzeniem spoglądając w zimne oczy, zła że znów dałam się zaskoczyć przez tego człowieka.
- Już wszystko ustawione, zaraz ruszamy- powiedział i naciągnął kaptur na moją głowę, tak aby bardziej zakrywał moją twarz.
Nie było nic delikatnego, ani tym bardziej romantycznego w tym geście. Ot tak zrobił to po prostu rzeczowo, w końcu nikt miał nie rozpoznać we mnie kobiety. Jednak mimowolnie wzdrygnęłam się na ten dotyk, kiedyś gdy byłam nastolatką która trafiła do tej organizacji zadurzyłam się w nim, to było jakieś sześć lat temu, z tych uczuć nic nie zostało, ale nie potrafiłam znieść jak ktoś mnie poprawiał a tym bardziej on.
Cofnęłam się o mały krok i sama poprawiłam kaptur po swojemu. On tylko uniósł lekko brew, chyba nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Idziemy- rzucił, lekceważąco się odwracając
Nic nie mówiąc podążyłam za nim.
-Udamy się najpierw po trochę zapasów a następnie skierujemy się na północ, do mojego przyjaciela który zna najkrótszą drogę do Selinut i ostrzeże nas przed niebezpieczeństwami- wyjaśnił
-Czeka nas długa droga- zerknął przez ramię
-Bez obaw, sama udawałam się już w równie długie podróże- starałam się lekko odpowiedzieć ale wyszło dosyć ironicznie
Nie odezwał się na to, ani na mnie nie spojrzał. Szliśmy w milczeniu, dalej wychodząc za miasto i kierując się żwirową drogą. Słońce wzeszło już wysoko i skwar dawał o sobie znać, nikt tędy nie chodził więc pozwoliłam sobie zdjąć płaszcz. Był skórzany i gruby więc nawet podejrzanie wyglądało jak ktoś w południowym cieple chodził w czymś takim. Ischyrion tylko westchnął przeciągle z dezaprobatą ale nic nie powiedział.
Nie byłam rozmowna ale idąc obok niego w pełnym milczeniu czułam się bardzo źle, szczególnie że kiedyś byliśmy sobie dosyć bliscy. W końcu kiedy miałam te swoje piętnaście lat, bywało że razem szliśmy wykonać jakieś proste zlecenie, między innymi uczył mnie kamuflowania i nie zostawiania śladów. Czasem wydawało mi się że coś między nami jest, ale to były tylko marzenia nastolatki. Nigdy nie byliśmy sobie równi, on zawsze był i uważał się za wyższego a mi wtedy to nie przeszkadzało i z radością robiłam wszystko co mi kazał. Było tak do czasu kiedy coś się stało w jednej bardzo ważnej misji. Wykonywało ją kilka osób wszystko bardzo tajne. Niektórzy nawet nie wiedzieli że jest organizowana. Ja dowiedziałam się od jednej łączniczki która sprzedała mi tą informacje za jedną przysługę. To zlecenie miało prestiżowe znaczenie dla Ischyriona, dzięki niemu miał się wzbić na wyżyny i dostać swój przydział. Ale coś poszło nie tak. Właściwie nigdy nie dowiedziałam się co, ale wiem że w całym kraju nastał niepokój. Misja została odwołana a Ischyrion zniknął. Słyszałam różne plotki, na przykład że sabotował całe zlecenie lub nie był wystarczająco uważny i wydał zadanie a potem się go pozbyli. Słyszałam nawet wersje że zakochał się w jakiejś obcokrajowej kobiecie i z nią uciekł. Jedno było pewne, Ischyriona nie było i musiałam o nim zapomnieć. Co też zrobiłam. A teraz po czterech latach wraca jakby nigdy nic i rządzi moją misją. Nie powiem zdziwiłam się gdy go pierwszy raz zobaczyłam i ledwo co poznałam.
Spojrzałam ukradkiem na jego twarz i zaczęłam się przyglądać. Miał ostrzejsze rysy i zmarszczki których wcześniej nie widziałam. Wydoroślał i spoważniał. Zdecydowanie w jego oczach nie było już tego błysku co za dawnych czasów. Były zimne i uważne, czujnie obserwowały wszystko dookoła. Nagle spoczęły również na mnie. Szybko odwróciłam twarz i obojętnie patrzyłam przed siebie.
- Zmęczyłaś się?- spytał sztywno, nie patrząc na mnie
- Może nie wyglądam na wysportowaną i wytrzymałą ale mam sporo energii- odpowiedziałam z perfekcyjną uprzejmością pozbawioną uczuć
-Oczywiście- zaśmiał się
Wryło mnie w ziemie. Zaśmiał się? A może mi się wydawało.
- Zawsze miałaś jej całkiem sporo- powiedział spoglądając na mnie z ukosa
- O czym ty mówisz- powiedziałam zmieszana i zbita z tropu
On za to zupełnie się tym nie przejął i z rozjaśnioną twarzą kontynuował
-Pamiętam kiedy szliśmy na targ z moimi braćmi, którzy się śmiali że biorę cię ze sobą i mówili że nie dojdziesz nawet połowy drogi. Zdenerwowałaś się bardzo i w pewnym momencie gdy się naśmiewali , zniknęłaś gdzieś. Za to kiedy zmęczeni i spoceni wtoczyli się na agorę siedziałaś na beczkach i zajadałaś oliwki, a kiedy ich zobaczyłaś tylko spojrzałaś znacząco i dołączyłaś nic nie mówiąc. Od tamtej chwili zyskałaś ich uznanie. Jak zresztą wszystkich potem.
-Nie zrobiłam nic niezwykłego, a poza tym mnie sprowokowali. Zresztą myślałam że im powiedziałeś że poszłam skrótem po dachach- odpowiedziałam zdziwiona, z lekkim uśmiechem wspominając ten dzień
- Miałbym im powiedzieć i zniszczyć twoją opinie kontaktującej się z bogami czarownicy?- odparł ironicznie
Przewróciłam oczami nie komentując tego. Zawsze wiedziałam że o mnie plotkowali ale tego jeszcze nie słyszałam.
Kobiety w Grecji miały zawsze misternie plecione fryzury, ja nigdy się w to nie bawiłam (czym zawsze zarabiałam dezaprobujące spojrzenia), za to dzisiaj nawet ich nie związałam tylko włożyłam pod płaszcz, ale bez niego fruwały na wszystkie strony. Związałam je sznurkiem w kitkę i odetchnęłam z ulgą.
-Do zmierzchu dojdziemy do twojego przyjaciela?
- Zostało jeszcze trochę mil, ale myślę że wczesną nocą będziemy na miejscu- odpowiedział, znów formalnym tonem
To obrzydziło mi chęć na dalszą rozmowę i resztę drogi w większości przemilczeliśmy, wtrącając co jakiś czas pytania lub uwagi.
Zatrzymaliśmy się raz na godzinny postój. Ale na miejscu i tak padałam z nóg, Ischyrion wyglądał jakby mógł przejść jeszcze raz tyle bez wysiłku, ale na jego twarzy zobaczyłam małe oznaki zmęczenia. Gdy się odezwał jego głos również brzmiał na cichszy i nie taki twardy jak przedtem
-Zostaniemy na noc, ale jeszcze przed świtem ruszamy- oznajmił
Może nie powiedział nic takiego. Ale cały czas tylko oznajmiał co robimy i co zrobimy. To było moje zlecenie i miałam zamiaru pozwolić żeby tylko mi rozkazywał.
Zapukał do drzwi niedużego gospodarstwa i po chwili otworzył nam sędziwy mężczyzna w siwych włosach. Miał zaspane oczy ale gdy tylko rozpoznał Ischyriona otworzył je szeroko w przestrachu i zaczął coś szybko mówić w innym języku.
Mogłam się tego spodziewać, że jego ''przyjaciel'' jest zastraszonym człowiekiem dla którego nasza organizacja coś zrobiła i teraz płaci dług wdzięczności. Najprawdopodobniej nieskończony dług za drobną przysługę.
Ischyrion podniósł rękę w uspakajającym geście i po krótkiej rozmowie ze starszym mężczyzną, wszedł do środka.
- Możemy zająć pomieszczenie w tylnej części domu, a rano wziąć konie- powiedział spokojnym głosem
Byłam niezadowolona ze wszystkiego co powiedział. Po pierwsze, zająć JEDNO POMIESZCZENIE co oznacza że będę spać z nim w małej przestrzeni. Nie żebym oczekiwała luksusów i to było w sumie oczywiste, ale on był delikatnie mówiąc nie sympatyczny i jestem pewna że nie miałby skrupułów poderżnąć mi gardła w nocy jeżeli by się obawiał o niepowodzenie misji. Od dawna, a właściwie zawsze pracowałam sama i spałam sama więc jeśli dziś w ogóle zasnę będę szczęśliwa. Po drugie może wypełniałam zlecenia bez większych oporów, no ale są jakieś granice! Nachodzenie w nocy, wykorzystywanie biednego starego człowieka i okradanie go z koni nie należy do mojego repertuaru i nie posunęłabym się do czegoś takiego. Mając na uwadze że te konie to pewnie główne źródło jego dochodu i dorobek życia. Chociaż pewnie Ischyrion zostałby jeszcze pochwalony przez zwierzchników za uświadamianie ludziom że możemy przyjść zawsze i wszędzie. Po trzecie KONIE. Unikam podróżowania tymi zwierzętami jak najbardziej się da. Pomijając że są nieokiełznane i nie wiesz kiedy taki ci dęba stanie i śmierdzą, to po prostu nigdy nie pałaliśmy do siebie sympatią. Konie uciekają na mój widok, zresztą ze wzajemnością. Ja poluje na zwierzęta, nie jeżdżę na nich. Wydawać by się mogło że mam na pieńku z Posejdonem(stworzył konie), ale często jestem na wodzie i na razie mnie nie zatopił więc w sumie nie wiem z czego to wynika. Jednak jednego jestem pewna, konie to zdecydowanie nie moja bajka.
No cóż nie mogę wybrzydzać. Nieszczęśliwa poczłapałam za Ischyrionem w głąb domu. Weszliśmy do dosyć przestronnego pomieszczenia i Ischyrion po szybkim rozpakowaniu się i wyjęciu najpotrzebniejszych rzeczy oznajmił że idzie do studni a ja w tym czasie mam przygotować posłania ze skór które są w pokoju obok.
On chyba śni! Rządzi się cały czas i teraz jeszcze myśli, że łóżeczko będę mu ścielić? Tego robić nie zamierzam.
Wstałam i poszłam do drugiego pokoju w którym rzekomo miałam znaleźć skóry. Rzeczywiście było to małe pomieszczenie wypełnione dosyć dużą ilością skór. Jedne leżały na podłodze a inne poskładane na płaszcze, dywany i inne rzeczy. Wzięłam trochę dużych kawałków i wróciłam do naszego lokum. Ułożyłam je na sobie, dodając jeszcze swój płaszcz na wierzch i tobołek pod głowę. Rozczesałam włosy, sprawdziłam zapasy i zjadłam trochę na kolację. Chwilę później wrócił Ischyrion, miał wilgotne włosy i odświeżoną twarz. Spojrzał na mnie z grzebieniem w dłoni i na moje posłanie, potem jeszcze raz na mnie i otworzył usta żeby coś powiedzieć , ale przerwałam mu zanim jeszcze zaczął
- Przygotowałam już swoje posłanie, teraz idę się umyć- oznajmiłam spokojnie a nawet trochę zbyt pogodnie
Szybkim krokiem zaczęłam iść do wyjścia, rzucając na odchodnym że trzeba zapasy zapełnić i jego część jest na jego torbie. Przez ramię dostrzegłam jego skonsternowane spojrzenie które mówiło że nie spodziewał się odmowy. Ale się nie odezwał, co uznałam za dobry znak, chociaż może po prostu nie zdążył...
Swoje poszukiwania studni zaczęłam za domem i rzeczywiście tam ją znalazłam. Już chciałam pobiec do mojego celu ale nagle coś zarżnęło na mnie. Poczułam podmuch powietrza. Bardzo brzydko woniącego powietrza. W następnej chwili połączyłam fakty i zrozumiałam że ten zapach który czuje od udania się za dom to konie. Ten hadesowy pomiot jeszcze na mnie prychnął i napluł
-Okropne stworzenie- jęknęłam wycierając twarz
Koń spojrzał na mnie urażony, odwrócił się i machnął ogonem. Za to drugi zaczął ciekawie mi się przyglądać
- Nie martw się, ja też cię nie lubię- powiedziałam dumnie
Czarny koń już nie zwracał na mnie uwagi. Za to ten drugi postukał kopytem w ziemię i radośnie zarżnął w moją stronę.
- Cicho bądź! Zaraz Ischyrion tu przyjdzie i pomyśli, że chciałam uciec na koniu albo coś równie absurdalnego- upomniałam konia głośnym szeptem
Nie zauważyłam, że jak zarżnął zrobiłam krok w jego stronę i uniosłam dłoń żeby go uciszyć. Tymczasem on chciał użreć mi rękę! Wyciągnął łeb do niej i otworzył paszczę a ja w ostatniej chwili opuściłam dłoń i odsunęłam się, obdarzając go nienawistnym spojrzeniem.
- Nie wsiądę na te stworzenia..- jęknęłam w rozpaczy
Pobiegłam do studni zostawiając stajnie i konie w oddali. Wzięłam wodę do wiadra i po ściągnięciu chitonu wylałam ją na siebie. Moje ciało owinął strumień chłodu. Chociaż u siebie w domu często myłam się w zimnym strumieniu rzeki, wzdrygnęłam się czując lodowatość studziennej wody. Szybko umyłam się i przepłukałam bawełniany materiał na chiton. Po skończeniu wycisnęłam włosy i zawinęłam się w mniejszy materiał przepasując go lnianym sznurkiem, dzięki czemu tworzył przewiewny strój w którym spałam w tak ciepłe noce jak ta.
Wróciłam do pokoju nie zastając w nim Ischyriona, za to koło jego bagażu leżało drugie posłanie. To nawet lepiej, że go nie ma, może zdołam zasnąć zanim wróci.
Położyłam się na swoim miejscu i oddałam się w objęcia Morfeusza. Przewracałam się ciągle z boku na bok błądząc między jawą a snem, w głowie widziałam diabelskie obrazy koni które stają dęba, zrzucają mnie i robią ogólnie wszystko żebym nie przeżyła.
Po jakimś czasie przyszedł w końcu spokojny sen, ale przez chwilę jeszcze słyszałam jak Ischyrion wrócił i położył się na swoim posłaniu.
__________________________________________________________________________________________________________________
Teraz już na prawdę koniec rozdziału ;-)
WAKACJE!!! Nastał już ten cudowny czas i rozdziały będą pojawiać się częściej(miejmy nadzieję ^^)
W sensie raz na tydzień :)
MAmy nadzieję że rozdział się podobał i jeśli to czytasz zostawisz swoją opinię pod postem ;-D
Niezapomnianych wakacji :)))))))))
Zomiju :-)
(Tak wiem baaaaardzo zabawne...)
......
RANO
Spakowana szłam w umówione miejsce spotkania z Ischyrionem. Całą drogę mówiłam sobie żeby być jak najspokojniejsza i uległa -ale tak żeby nie przegiąć, nie mogę zdradzić mu swoim zachowaniem że robię coś za jego plecami.
Gdy doszłam do centrum miasta, bardziej nałożyłam na siebie płaszcz. Wmieszałam się w tłum kręcących się wokół ludzi i zaczęłam szukać wzrokiem mojego "wspólnika". Nagle ktoś dotknął mojego ramienia i obróciłam się, z upokorzeniem spoglądając w zimne oczy, zła że znów dałam się zaskoczyć przez tego człowieka.
- Już wszystko ustawione, zaraz ruszamy- powiedział i naciągnął kaptur na moją głowę, tak aby bardziej zakrywał moją twarz.
Nie było nic delikatnego, ani tym bardziej romantycznego w tym geście. Ot tak zrobił to po prostu rzeczowo, w końcu nikt miał nie rozpoznać we mnie kobiety. Jednak mimowolnie wzdrygnęłam się na ten dotyk, kiedyś gdy byłam nastolatką która trafiła do tej organizacji zadurzyłam się w nim, to było jakieś sześć lat temu, z tych uczuć nic nie zostało, ale nie potrafiłam znieść jak ktoś mnie poprawiał a tym bardziej on.
Cofnęłam się o mały krok i sama poprawiłam kaptur po swojemu. On tylko uniósł lekko brew, chyba nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Idziemy- rzucił, lekceważąco się odwracając
Nic nie mówiąc podążyłam za nim.
-Udamy się najpierw po trochę zapasów a następnie skierujemy się na północ, do mojego przyjaciela który zna najkrótszą drogę do Selinut i ostrzeże nas przed niebezpieczeństwami- wyjaśnił
-Czeka nas długa droga- zerknął przez ramię
-Bez obaw, sama udawałam się już w równie długie podróże- starałam się lekko odpowiedzieć ale wyszło dosyć ironicznie
Nie odezwał się na to, ani na mnie nie spojrzał. Szliśmy w milczeniu, dalej wychodząc za miasto i kierując się żwirową drogą. Słońce wzeszło już wysoko i skwar dawał o sobie znać, nikt tędy nie chodził więc pozwoliłam sobie zdjąć płaszcz. Był skórzany i gruby więc nawet podejrzanie wyglądało jak ktoś w południowym cieple chodził w czymś takim. Ischyrion tylko westchnął przeciągle z dezaprobatą ale nic nie powiedział.
Nie byłam rozmowna ale idąc obok niego w pełnym milczeniu czułam się bardzo źle, szczególnie że kiedyś byliśmy sobie dosyć bliscy. W końcu kiedy miałam te swoje piętnaście lat, bywało że razem szliśmy wykonać jakieś proste zlecenie, między innymi uczył mnie kamuflowania i nie zostawiania śladów. Czasem wydawało mi się że coś między nami jest, ale to były tylko marzenia nastolatki. Nigdy nie byliśmy sobie równi, on zawsze był i uważał się za wyższego a mi wtedy to nie przeszkadzało i z radością robiłam wszystko co mi kazał. Było tak do czasu kiedy coś się stało w jednej bardzo ważnej misji. Wykonywało ją kilka osób wszystko bardzo tajne. Niektórzy nawet nie wiedzieli że jest organizowana. Ja dowiedziałam się od jednej łączniczki która sprzedała mi tą informacje za jedną przysługę. To zlecenie miało prestiżowe znaczenie dla Ischyriona, dzięki niemu miał się wzbić na wyżyny i dostać swój przydział. Ale coś poszło nie tak. Właściwie nigdy nie dowiedziałam się co, ale wiem że w całym kraju nastał niepokój. Misja została odwołana a Ischyrion zniknął. Słyszałam różne plotki, na przykład że sabotował całe zlecenie lub nie był wystarczająco uważny i wydał zadanie a potem się go pozbyli. Słyszałam nawet wersje że zakochał się w jakiejś obcokrajowej kobiecie i z nią uciekł. Jedno było pewne, Ischyriona nie było i musiałam o nim zapomnieć. Co też zrobiłam. A teraz po czterech latach wraca jakby nigdy nic i rządzi moją misją. Nie powiem zdziwiłam się gdy go pierwszy raz zobaczyłam i ledwo co poznałam.
Spojrzałam ukradkiem na jego twarz i zaczęłam się przyglądać. Miał ostrzejsze rysy i zmarszczki których wcześniej nie widziałam. Wydoroślał i spoważniał. Zdecydowanie w jego oczach nie było już tego błysku co za dawnych czasów. Były zimne i uważne, czujnie obserwowały wszystko dookoła. Nagle spoczęły również na mnie. Szybko odwróciłam twarz i obojętnie patrzyłam przed siebie.
- Zmęczyłaś się?- spytał sztywno, nie patrząc na mnie
- Może nie wyglądam na wysportowaną i wytrzymałą ale mam sporo energii- odpowiedziałam z perfekcyjną uprzejmością pozbawioną uczuć
-Oczywiście- zaśmiał się
Wryło mnie w ziemie. Zaśmiał się? A może mi się wydawało.
- Zawsze miałaś jej całkiem sporo- powiedział spoglądając na mnie z ukosa
- O czym ty mówisz- powiedziałam zmieszana i zbita z tropu
On za to zupełnie się tym nie przejął i z rozjaśnioną twarzą kontynuował
-Pamiętam kiedy szliśmy na targ z moimi braćmi, którzy się śmiali że biorę cię ze sobą i mówili że nie dojdziesz nawet połowy drogi. Zdenerwowałaś się bardzo i w pewnym momencie gdy się naśmiewali , zniknęłaś gdzieś. Za to kiedy zmęczeni i spoceni wtoczyli się na agorę siedziałaś na beczkach i zajadałaś oliwki, a kiedy ich zobaczyłaś tylko spojrzałaś znacząco i dołączyłaś nic nie mówiąc. Od tamtej chwili zyskałaś ich uznanie. Jak zresztą wszystkich potem.
-Nie zrobiłam nic niezwykłego, a poza tym mnie sprowokowali. Zresztą myślałam że im powiedziałeś że poszłam skrótem po dachach- odpowiedziałam zdziwiona, z lekkim uśmiechem wspominając ten dzień
- Miałbym im powiedzieć i zniszczyć twoją opinie kontaktującej się z bogami czarownicy?- odparł ironicznie
Przewróciłam oczami nie komentując tego. Zawsze wiedziałam że o mnie plotkowali ale tego jeszcze nie słyszałam.
Kobiety w Grecji miały zawsze misternie plecione fryzury, ja nigdy się w to nie bawiłam (czym zawsze zarabiałam dezaprobujące spojrzenia), za to dzisiaj nawet ich nie związałam tylko włożyłam pod płaszcz, ale bez niego fruwały na wszystkie strony. Związałam je sznurkiem w kitkę i odetchnęłam z ulgą.
-Do zmierzchu dojdziemy do twojego przyjaciela?
- Zostało jeszcze trochę mil, ale myślę że wczesną nocą będziemy na miejscu- odpowiedział, znów formalnym tonem
To obrzydziło mi chęć na dalszą rozmowę i resztę drogi w większości przemilczeliśmy, wtrącając co jakiś czas pytania lub uwagi.
Zatrzymaliśmy się raz na godzinny postój. Ale na miejscu i tak padałam z nóg, Ischyrion wyglądał jakby mógł przejść jeszcze raz tyle bez wysiłku, ale na jego twarzy zobaczyłam małe oznaki zmęczenia. Gdy się odezwał jego głos również brzmiał na cichszy i nie taki twardy jak przedtem
-Zostaniemy na noc, ale jeszcze przed świtem ruszamy- oznajmił
Może nie powiedział nic takiego. Ale cały czas tylko oznajmiał co robimy i co zrobimy. To było moje zlecenie i miałam zamiaru pozwolić żeby tylko mi rozkazywał.
Zapukał do drzwi niedużego gospodarstwa i po chwili otworzył nam sędziwy mężczyzna w siwych włosach. Miał zaspane oczy ale gdy tylko rozpoznał Ischyriona otworzył je szeroko w przestrachu i zaczął coś szybko mówić w innym języku.
Mogłam się tego spodziewać, że jego ''przyjaciel'' jest zastraszonym człowiekiem dla którego nasza organizacja coś zrobiła i teraz płaci dług wdzięczności. Najprawdopodobniej nieskończony dług za drobną przysługę.
Ischyrion podniósł rękę w uspakajającym geście i po krótkiej rozmowie ze starszym mężczyzną, wszedł do środka.
- Możemy zająć pomieszczenie w tylnej części domu, a rano wziąć konie- powiedział spokojnym głosem
Byłam niezadowolona ze wszystkiego co powiedział. Po pierwsze, zająć JEDNO POMIESZCZENIE co oznacza że będę spać z nim w małej przestrzeni. Nie żebym oczekiwała luksusów i to było w sumie oczywiste, ale on był delikatnie mówiąc nie sympatyczny i jestem pewna że nie miałby skrupułów poderżnąć mi gardła w nocy jeżeli by się obawiał o niepowodzenie misji. Od dawna, a właściwie zawsze pracowałam sama i spałam sama więc jeśli dziś w ogóle zasnę będę szczęśliwa. Po drugie może wypełniałam zlecenia bez większych oporów, no ale są jakieś granice! Nachodzenie w nocy, wykorzystywanie biednego starego człowieka i okradanie go z koni nie należy do mojego repertuaru i nie posunęłabym się do czegoś takiego. Mając na uwadze że te konie to pewnie główne źródło jego dochodu i dorobek życia. Chociaż pewnie Ischyrion zostałby jeszcze pochwalony przez zwierzchników za uświadamianie ludziom że możemy przyjść zawsze i wszędzie. Po trzecie KONIE. Unikam podróżowania tymi zwierzętami jak najbardziej się da. Pomijając że są nieokiełznane i nie wiesz kiedy taki ci dęba stanie i śmierdzą, to po prostu nigdy nie pałaliśmy do siebie sympatią. Konie uciekają na mój widok, zresztą ze wzajemnością. Ja poluje na zwierzęta, nie jeżdżę na nich. Wydawać by się mogło że mam na pieńku z Posejdonem(stworzył konie), ale często jestem na wodzie i na razie mnie nie zatopił więc w sumie nie wiem z czego to wynika. Jednak jednego jestem pewna, konie to zdecydowanie nie moja bajka.
No cóż nie mogę wybrzydzać. Nieszczęśliwa poczłapałam za Ischyrionem w głąb domu. Weszliśmy do dosyć przestronnego pomieszczenia i Ischyrion po szybkim rozpakowaniu się i wyjęciu najpotrzebniejszych rzeczy oznajmił że idzie do studni a ja w tym czasie mam przygotować posłania ze skór które są w pokoju obok.
On chyba śni! Rządzi się cały czas i teraz jeszcze myśli, że łóżeczko będę mu ścielić? Tego robić nie zamierzam.
Wstałam i poszłam do drugiego pokoju w którym rzekomo miałam znaleźć skóry. Rzeczywiście było to małe pomieszczenie wypełnione dosyć dużą ilością skór. Jedne leżały na podłodze a inne poskładane na płaszcze, dywany i inne rzeczy. Wzięłam trochę dużych kawałków i wróciłam do naszego lokum. Ułożyłam je na sobie, dodając jeszcze swój płaszcz na wierzch i tobołek pod głowę. Rozczesałam włosy, sprawdziłam zapasy i zjadłam trochę na kolację. Chwilę później wrócił Ischyrion, miał wilgotne włosy i odświeżoną twarz. Spojrzał na mnie z grzebieniem w dłoni i na moje posłanie, potem jeszcze raz na mnie i otworzył usta żeby coś powiedzieć , ale przerwałam mu zanim jeszcze zaczął
- Przygotowałam już swoje posłanie, teraz idę się umyć- oznajmiłam spokojnie a nawet trochę zbyt pogodnie
Szybkim krokiem zaczęłam iść do wyjścia, rzucając na odchodnym że trzeba zapasy zapełnić i jego część jest na jego torbie. Przez ramię dostrzegłam jego skonsternowane spojrzenie które mówiło że nie spodziewał się odmowy. Ale się nie odezwał, co uznałam za dobry znak, chociaż może po prostu nie zdążył...
Swoje poszukiwania studni zaczęłam za domem i rzeczywiście tam ją znalazłam. Już chciałam pobiec do mojego celu ale nagle coś zarżnęło na mnie. Poczułam podmuch powietrza. Bardzo brzydko woniącego powietrza. W następnej chwili połączyłam fakty i zrozumiałam że ten zapach który czuje od udania się za dom to konie. Ten hadesowy pomiot jeszcze na mnie prychnął i napluł
-Okropne stworzenie- jęknęłam wycierając twarz
Koń spojrzał na mnie urażony, odwrócił się i machnął ogonem. Za to drugi zaczął ciekawie mi się przyglądać
- Nie martw się, ja też cię nie lubię- powiedziałam dumnie
Czarny koń już nie zwracał na mnie uwagi. Za to ten drugi postukał kopytem w ziemię i radośnie zarżnął w moją stronę.
- Cicho bądź! Zaraz Ischyrion tu przyjdzie i pomyśli, że chciałam uciec na koniu albo coś równie absurdalnego- upomniałam konia głośnym szeptem
Nie zauważyłam, że jak zarżnął zrobiłam krok w jego stronę i uniosłam dłoń żeby go uciszyć. Tymczasem on chciał użreć mi rękę! Wyciągnął łeb do niej i otworzył paszczę a ja w ostatniej chwili opuściłam dłoń i odsunęłam się, obdarzając go nienawistnym spojrzeniem.
- Nie wsiądę na te stworzenia..- jęknęłam w rozpaczy
Pobiegłam do studni zostawiając stajnie i konie w oddali. Wzięłam wodę do wiadra i po ściągnięciu chitonu wylałam ją na siebie. Moje ciało owinął strumień chłodu. Chociaż u siebie w domu często myłam się w zimnym strumieniu rzeki, wzdrygnęłam się czując lodowatość studziennej wody. Szybko umyłam się i przepłukałam bawełniany materiał na chiton. Po skończeniu wycisnęłam włosy i zawinęłam się w mniejszy materiał przepasując go lnianym sznurkiem, dzięki czemu tworzył przewiewny strój w którym spałam w tak ciepłe noce jak ta.
Wróciłam do pokoju nie zastając w nim Ischyriona, za to koło jego bagażu leżało drugie posłanie. To nawet lepiej, że go nie ma, może zdołam zasnąć zanim wróci.
Położyłam się na swoim miejscu i oddałam się w objęcia Morfeusza. Przewracałam się ciągle z boku na bok błądząc między jawą a snem, w głowie widziałam diabelskie obrazy koni które stają dęba, zrzucają mnie i robią ogólnie wszystko żebym nie przeżyła.
Po jakimś czasie przyszedł w końcu spokojny sen, ale przez chwilę jeszcze słyszałam jak Ischyrion wrócił i położył się na swoim posłaniu.
__________________________________________________________________________________________________________________
Teraz już na prawdę koniec rozdziału ;-)
WAKACJE!!! Nastał już ten cudowny czas i rozdziały będą pojawiać się częściej(miejmy nadzieję ^^)
W sensie raz na tydzień :)
MAmy nadzieję że rozdział się podobał i jeśli to czytasz zostawisz swoją opinię pod postem ;-D
Niezapomnianych wakacji :)))))))))
Zomiju :-)
PS Nie miałam pomysłu na tytuł XD